Przybyliśmy po Ciebie: Opowieść o tym, jak koledzy wyciągnęli mnie z otchłani

twojacena.pl 20 godzin temu

Jeszcze spała, gdy w sobotni poranek rozległo się natarczywe pukanie do drzwi. Ocknęła się gwałtownie, siadając na łóżku. Któż mógł przychodzić o tej porze? Nikogo się nie spodziewała.

Gdy otworzyła, zamarła: w progu stały jej koleżanki z pracy – Kinga, Weronika i Bogna. Kinga trzymała termos, Weronika – pudełko z szarlotką.

„Co wy tu robicie?!” – wykrztusiła zaskoczona. „To przecież wolny dzień!”

„Właśnie dlatego jesteśmy” – Kinga weszła do mieszkania, jakby to było jej własne. „Gdzie twoja córeczka?”

„Maja jeszcze śpi… O co chodzi?”

„O nic. Spakuj ją i siebie. Jedziecie z nami na działkę pod Warszawą. Żadnych wymówek.”

Ona stała jak wryta. Coś takiego? Wyjazd? Zaraz?

„Mówiłam w pracy, iż nie mogę…”

„Wiemy dlaczego” – cicho powiedziała Weronika. „Wstyd nam, iż tak długo tego nie widziałyśmy.”

Zbladła.

„O czym wy mówicie?”

„Wiemy wszystko, Ola. Że po rozwodzie sama zajmujesz się dzieckiem, iż eks nie płaci alimentów, iż ledwo wiążesz koniec z końcem, szykując Maję do pierwszej klasy, a i tak nikomu nie skarżyłaś się.”

Milczała. W gardle ścisnęło ją tak, iż nie mogła wydusić słowa.

„Nie… nie chciałam narzekać. Myślałam… iż dam radę…”

„I dajesz radę” – wtrąciła Bogna. „Ale dawanie rady to nie to samo, co wegetowanie. Jesteśmy przyjaciółkami, Ola. A przyjaciele nie pozwalają tonąć.”

„Wszystko załatwiłyśmy” – ciągnęła Kinga. „Dom letniskowy opłacony. Jedzenie, przejazd – po naszej stronie. Ty zabierasz tylko siebie i Maję.”

Spuściła wzrok. Wstyd było przyjmować pomoc. Ale jeszcze większy wstyd – tonąć w ciszy.

„Ale… choćby rzeczy nie mam…”

„Masz nas” – stanowczo powiedziała Kinga. „Weronika przyniosła ubrania po swojej córce. Wszystko jak nowe. Idealne na szkołę.”

„Zebrałyśmy też przybory szkolne” – dołączył Szymon, wchodząc z torbą. „Długopisy, zeszyty, farby. Wszystko, co trzeba.”

„Nie… nie wiem, co powiedzieć…”

„Nie musisz nic mówić” – objęła ją Bogna. „Uwierz po prostu: zasługujesz nie tylko na trudności. Zasługujesz na odpoczynek, troskę i pomoc.”

Dwie godziny później autobus z wesołą gromadką wyjeżdżał z miasta. Maja siedziała na kolanach Oli, tuląc nowy plecak. A Ola patrzyła przez okno, ściskając w dłoniach termos z herbatą. I po raz pierwszy od wielu miesięcy poczuła w piersi ciepło.

Nie trafiła na dobrego męża. Ale jak się okazało, miała szczęście do ludzi, którzy ją otaczali. Prawdziwa wartość życia tkwi w takich chwilach – gdy inni swoją troską przypominają nam, iż nie jesteśmy sami.

Idź do oryginalnego materiału