Sąsiad znał zbyt wiele sekretów

newskey24.com 1 tydzień temu

Sąsiad wiedział za dużo

— Weroniko Pawłowna! Weroniko Pawłowna, zaczekaj! — krzyczał sąsiad, Janusz Kowalski, wymachując rękami i prawie biegnąc za kobietą przed klatką. — Dokąd się tak spieszycie? Trzeba porozmawiać!

— Nie mam czasu, Januszu, muszę odebrać wnuczkę z przedszkola. — Weronika próbowała go wyminąć, ale zagrodził jej drogę.

— Wnuczka poczeka. Sprawa ważna, dotyczy waszego Stanisława Antonowicza. — Oczy sąsiada błyszczały dziwnym podekscytowaniem. — Czy wiecie, gdzie był wasz mąż wczoraj?

Weronika zastygła. W piersi zrobiło się ciasno, ale starała się nie okazywać zdenerwowania.

— Oczywiście. Na działce. Plewił ziemniaki.

— Na działce? — Janusz uśmiechnął się ironicznie. — Ciekawe. A ja widziałem go o trzeciej po południu na ulicy Krakowskiej. Pod apteką numer pięć. Z kobietą. Rozmawiali bardzo poufnie.

Słowa uderzyły Weronikę jak młot w głowę. Stanisław rzeczywiście wyjechał wcześnie rano, mówił, iż wróci na kolację. Wieczorem był zmęczony, brudny, narzekał na ból pleców po pracy w ogrodzie.

— Pomylił się pan — powiedziała cicho. — Mój mąż cały dzień spędził na działce.

— Pomyliłem? — Janusz wyjął telefon. — A oto i zdjęcie. Jakość kiepska, bo z daleka, ale Stanisława Antonowica widać.

Weronika nie chciała patrzeć, ale oczy same sięgnęły po rozmyty obraz. Sylwetka przypominała męża – te same pochylone ramiona, ten sam sposób trzymania rąk w kieszeniach.

— Kim jest ta kobieta? — szepnęła.

— Tego akurat nie wiem. Ale się dowiem. Mam znajomości, Weroniko Pawłowna. Wszędzie ktoś siedzi. — Schował telefon i spojrzał współczująco. — Nie martwcie się zbytnio. Mężczyźni są słabi na te sprawy. Może nic poważnego.

Weronika odwróciła się i poszła do klatki, czując, jak trzęsą się jej nogi. Za plecami usłyszała zadowolony głos sąsiada:

— Jak tylko coś się dowiem, dam wam znać! Jesteśmy przecież sąsiadami, powinniśmy sobie pomagać!

W domu Weronika usiadła w kuchni i długo patrzyła w okno. Czterdzieści trzy lata małżeństwa. Dwójka dzieci, dwoje wnuków. Czy naprawdę w ich wieku zdarzają się takie głupoty?

Stanisław wrócił z pracy o zwykłej porze, pocałował żonę w policzek, umył ręce i zasiadł do kolacji.

— Jak tam na działce? — niewinnie spytała Weronika, obserwując go.

— Normalnie. Ziemniaki splewiłem, cebulę przeryłem. Zmęczony jestem, bolą mnie plecy. — Stanisław przeciągnął się, aż trzasnęły mu kręgi. — Wrócę jutro, trzeba grządki poprawić.

— A do miasta nie wstępowałeś? Może do apteki po maść na plecy?

Mąż spojrzał na nią zdziwiony.

— Po co? Wszystko mam ze sobą. Coś mieliśmy kupić?

Weronika odwróciła się do kuchenki. Albo mąż kłamie perfekcyjnie, albo Janusz się pomylił. Ale zdjęcie…

— Stanisławie, widziałeś dziś Janusza Kowalskiego?

— Naszego sąsiada? Tak, rano spotkaliśmy się w windzie. Dziwny ostatnio, wypytuje, dokąd jadę, po co. Jak śledczy. — Stanisław zmarszczył brwi. — A co wam mówił?

— Nic szczególnego. Tylko się przywitał.

Nocą Weronika nie spała. Przewracała się z boku na bok, wsłuchując się w oddech męża. Czterdzieści trzy lata razem, a teraz wątpliwości. Czy naprawdę może być inna kobieta? W ich wieku?

Rano Stanisław, jak zwykle, wybrał się na działkę. Pocałował żonę, wziął termos z herbatą i torbę z jedzeniem.

— Wrócę wieczorem — powiedział. — Może kupię rybę, jeżeli będzie świeża.

Weronika odprowadziła go do windy. Nie minęło pół godziny, gdy zadzwonił dzwonek. W drzwiach stał Janusz z triumfującą miną.

— Weroniko Pawłowna, mogę wejść? Mam nowe informacje.

— Proszę — westchnęła kobieta.

Sąsiad usiadł w kuchni i znacząco się przechrząknął.

— No więc, o tej kobiecie wszystko wiem. Nazywa się Danuta Michałowna Nowak. Pracuje w przychodni numer dwa, jako pielęgniarka. Owdowiała trzy lata temu. Mieszka sama, dzieci w innym mieście. — Zrobił dramatyczną pauzę. — Z waszym Stanisławem Antonowiczem zna się od pół roku. Poznali się w kolejce do lekarza.

— Skąd pan to wie? — spytała cicho Weronika.

— Moja żona ma kuzynkę w rejestracji tej przychodni. Wszystko widzi. Mówi, iż często ich razem spotyka. Raz w stołówce, raz na ławce przed wejściem. — Janusz pochylił się bliżej. — I jeszcze powiedziała, iż wasz mąż co tydzień chodzi na lekarza. Do kardiologa. A wy o tym wiecie?

Weronika zbladła. Stanisław nigdy nie narzekał na serce. Zawsze mówił, iż jest zdrowy jak koń.

— Nie wiedziałam — przyznała.

— No widzicie! Ukrywa przed wami. A po co, jeżeli wszystko jest w porządku? — Janusz z zadowoleniem pokiwał głową. — Radzę go śledzić. Jutro na przykład pojechać za nim. Sprawdzić, czy naprawdę jedzie na działkę.

— Nie będę szpiegować męża! To niegodne…

— A co niegodnego? Jesteście prawowitą żoną, macie prawo znać prawdę. — Wstał. — No cóż, wasza sprawa. Ja swój sąsiedzki obowiązek spełniłem.

Po wyjściu Janusza Weronika rozpłakała się. Czterdzieści trzy lata bezgranicznego zaufania. Nigdy choćby nie przyszło jej do głowy, iż mąż mógłby ją zdradzić. A teraz…

Wieczorem Stanisław przywiózł rybę – piękne okonie. Opowiadał, jak brały, jaka była pogoda. Zwyczajny, znajomy, swój. Czy naprawdę potrafiłby oszukiwać?

— Stachu — zaczęła ostrożnie Weronika. — A do lekarza ostatnio nie przyjęło cię iść? Może coś ci dolega?

Mąż zamarł z nożem w ręce.

— Skąd to pytanie?

— Tak tylko. Nie jesteśmy już młodzi, trzeba dbać o zdrowie.

— Wszystko w porządku. Zdrowo żyję. — Wrócił do czyszczenia ryb, ale Weronika zauważyła, jak spięły mu się ramiona.

— A gdyby coś bolało, powiedziałbyś mi?

— Oczywiście. Ktoś wamNastępnego dnia Weronika poszła do przychodni numer dwa i przekonała się, iż Stanisław od miesięcy leczy serce u najlepszego kardiologa w mieście, a Danuta Michałowna to tylko troskliwa pielęgniarka, która pomagała mu zrozumieć zalecenia lekarza.

Idź do oryginalnego materiału