Skandal: cień rodzinnej waśni

newsempire24.com 3 tygodni temu

Afera w Zielonce: cień rodzinnej waśni

– Kasia, mama dzwoniła, przyjeżdżają z tatą w odwiedziny. Chcą zobaczyć Olę – powiedział Marek, wchodząc do pokoju, gdzie jego żona usypiała roczną córeczkę.

Twarz Katarzyny momentalnie zrzedła. Ta wiadomość była dla niej jak cios w serce. Stosunki z Ireną Stanisławową popsuły się po narodzinach Oli, choć wcześniej były ciepłe. Katarzynę wściekało, iż teściowa przy każdej okazji potajemnie karmiła jej dziecko byle czym, ignorując prośby młodej matki.

Każda wizyta Ireny kończyła się kłótnią. Ostatnim razem, trzy miesiące temu, poczęstowała Olę czekoladowym ciastem. Katarzyna zostawiła córeczkę z teściową tylko na pięć minut, a ta już wykorzystała jej nieobecność.

– Co pani robi?! – oburzyła się Katarzyna, wyrywając Olę z rąk teściowej. – Ona ma dopiero dziewięć miesięcy! Jakie ciasto?!

Urażona samowolą Ireny, zabrała córkę do łazienki, by umyć jej buzię i rączki, ubrudzone kremem. Zza drzwi słyszała, jak Marek, wchodząc do kuchni, strofował matkę:
– Po co się pani wtrąca tam, gdzie nie proszą?
– Nic się nie stanie! Ty w dzieciństwie jadłeś słodycze i żyjesz – tłumaczyła się Irena.
– Dlaczego pani nigdy nie słucha? – denerwował się Marek. – Śliczna z pani była matka!
– Nie rozumiem, o co tyle krzyku? – obrażona burknęła teściowa, zakładając ręce.

Pod koniec rozmowy Katarzyna wróciła z Olą do kuchni. Nie wytrzymała i wybuchnęła:
– Niech państwo wyjdą, skoro nie potrafią się zachować!

Irena zdziwiona spojrzała na synową, potem na syna, czekając na wsparcie. Ale milczenie Marka dało jej jasno do zrozumienia, iż stoi po stronie żony.
– Wielka rzecz! U nas na wsi wszystkim dawali, co chcieli, zanim wasze internetowe głupoty wymyślili. Z niczego robicie problem! – rzuciła i ruszyła do wyjścia.

Gdy teściowa wyszła, Katarzyna rozpaczliwie spojrzała na męża. W piersi kiriła się uraza do Ireny.
– Nie wpuszczajmy jej więcej – odpowiedział Marek na jej nieme pytanie.

Po tamtym incydencie Irena sama się nie pokazywała. Dzwoniła do syna, prosiła o zdjęcia Oli, ale o wizyty nie napomykała. Odważyła się dopiero po trzech miesiącach – na pierwsze urodziny wnuczki.

– Znowu coś wymyśli? – zirytowana spytała Katarzyna.
– Nie, uprzedziłem ją! – zapewnił Marek. – Nic nie zrobi.

Katarzyna niedowierzająco spojrzała na męża. Nie wierzyła, iż uparta Irena nagle zacznie słuchać.

Teściowie pojawili się dokładnie dziesięć minut po telefonie Marka. To znaczyło, iż byli pewni – zostaną wpuszczeni do wnuczki. Irena od progu zawodziła:
– Gdzie moja maleńka? Gdzie moja słoneczko? Przyjechaliśmy z prezentami! – Wepchnęła Katarzynie torebkę.

Teść, Zbigniew Stanisław, niósł tort i butelkę szampana. gwałtownie wręczył je synowi.
– Nie liczyliśmy na poczęstunek, wszystko przywieźliśmy! – oznajmiła z dumą Irena, sugerując, iż tort i szampan są nie tylko dla gospodarzy.

Katarzyna wszystko zrozumiała. Oddała Olę mężowi i zaczęła nakrywać do stołu w salonie. Marek pomagał, a Irena ze Zbigniewem i wnuczką zostali w kuchni, by nie przeszkadzać.

– Otwórz szampana, spróbujemy, sto złotych za niego daliśmy – szepnęła Irena mężowi.

Zbigniew gwałtownie poradził sobie z korkiem i podał otwartą butelkę żonie.
– Nalej do kieliszka! – rozkazała. – Widzisz, ja z dzieckiem!

Teść posłusznie spełnił prośbę i podał kieliszek. Irena pociągnęła łyk, cmoknęła językiem i z aprobatą skinęła głową:
– Smaczne! – Spojrzała na Olę, którą trzymała na rękach. – Skarbie, spróbujmy, dopóki nikt nie widzi – szepnęła, przysuwając kieliszek do ust dziewczynki.

– Synowa zobaczy – będzie awantura! – zaśmiał się półgłosem Zbigniew.

Usłyszawszy dziwne słowa teścia, Katarzyna zerknęła z salonu. Gdy zobaczyła, jak Irena podaje kieliszek jej córce, wpadła do kuchni i zastygła z przerażenia.
– Co wy wyprawiacie?! – krzyknęła, wyrywając kieliszek z rąk teściowej. – Prosiłam, żeby nic nie dawać! Jak śmiecie?! – Odebrała Olę, a jej głos drżał z wściekłości.

– Oj, daj spokój, Markowi też dawaliśmy! Nic się nie stanie – zaśmiała się Irena, widząc nadchodzącą burzę. – To choćby zdrowe czasem…
– Wynoście się! – Marek wpadł do kuchni, słysząc krzyk żony. – Dość! Prosiłem, żeby nie dawać mojej córce niczego! Najpierw ciasto, teraz szampan!
– O co ci chodzi?! – włączył się Zbigniew. – Matka tylko kropelkę dała…
– Ani kropli, ani łyku więcej nie damy naszej córce! – warknął Marek. – Żeby was tu więcej nie było! Co następnym razem jej podacie?

– Jak wy lubicie wszystko robić z igły widły! – z dezaprobatą rzuciła Irena. – Ty z Kasią – jedna dwojga! Chodź, Zbigniewie!

Po chwili drzwi wejściowe zatrzasnęły się – teściowie odeszli. Katarzyna, wciąż drżąca, tuliła Olę do siebie.
– Jak chcesz, ale więcej nie wpuszczę twoich rodziców do naszego domu! Co tej Irenie chodzi po głowie? – oburzyła się.

– Nie mam nic przeciwko – wzruszył ramionami Marek.

Po tym zdarzeniu kontakty z rodzicami Marka ustały. Irena i Zbigniew ukryli urazę za to, iż ich wyrzucono, a młodzi rodzice nie mogli wybaczyć upartym teściom ich lekkomyślności.

Lekcja była prosta: miłość nie usprawiedliwia przekraczania granic, a szacunek powinien być obustronny – inaczej choćby najbliższe więzi mogą się rozpaść.

Idź do oryginalnego materiału