Toi-toi był, ale zamknięty
Aleksandra: To było jakieś osiem lat temu, na jednym z dworców. Spieszyłam się z córką na pociąg, kiedy nagle, zupełnie niespodziewanie, dostałam obfitej miesiączki. Musiałam pilnie skorzystać z toalety. Pobiegłam do WC, a pani z obsługi powiedziała, iż wejście możliwe jest tylko za gotówkę. Miałam przy sobie tylko kartę. Błagałam ją, wyjaśniając, iż dostałam okres i potrzebuję pilnie toalety. Ona jednak powiedziała, iż przykro jej, ale potrzebuje gotówki. Wtedy strużka krwi pojawiła się na moich białych skarpetkach. Moja mała wtedy córka wpadła w histerię i zaczęła płakać. Dopiero wtedy kobieta się zlitowała. Nigdy w życiu nie czułam się tak upokorzona.
Beata: W Sopocie korzystanie z toalety kosztuje 8 zł, dlatego korzystają z niej głównie dzieci. Kiedy przyjeżdżamy na sopocką plażę, zostajemy tam na cały dzień. Mój syn i córka muszą korzystać z toalety choćby kilka razy dziennie, co oznacza wydatek sięgający kilkudziesięciu złotych. Ja i mąż korzystamy z toalety tylko raz – w barze, gdzie jemy obiad. Przez resztę dnia po prostu się wstrzymujemy. Gdybyśmy chcieli skorzystać z toalety w tym barze jeszcze raz, ale już nie jako klienci, wizyta kosztowałaby nas razem 20 zł.
Monika: Kiedy chcę iść z dziećmi na plac zabaw, wybieram albo ten pod naszym domem, żeby mieć pewność, iż toaleta jest blisko i w razie potrzeby łatwo z niej skorzystać, albo decyduję się na wyjazd autobusem do większego, ogrodzonego placu zabaw, który ma toaletę na wyposażeniu. Muszę planować tak, żebyśmy nie musieli nagle szukać toalety w sytuacji awaryjnej. Bo i tak jej nie znajdziemy.
Teresa: Mam 72 lata i jak chcę do toalety, to nie mogę czekać. Nie chodzę tam, gdzie nie ma toalet. A szkoda, bo chciałabym.
Renata: Nie piję przed wyjściem z domu, bo boję się, iż będzie chciało mi się siku.
Weronika: Wybrałam się na długi spacer po parku. Toi-toie były, ale wszystkie zamknięte. Nie miałam innego wyjścia, musiałam skorzystać z krzaków, które na moje nieszczęście nie były zbyt gęste. Obok przejeżdżali rowerzyści, więc czułam się bardzo niekomfortowo.
Gabriela: Nic nie stresuje mnie tak bardzo, jak myśl o braku toalety podczas podróży. Planowanie trasy zaczynam od sprawdzenia, gdzie będzie można się zatrzymać. Nauczyłam się wstrzymywać potrzeby fizjologiczne jeszcze w podstawówce – szkolne łazienki były w opłakanym stanie: brak zamków, urwane klamki, powyrywane sedesy. Ten stres został ze mną do dziś
Dlaczego w tym tekście bohaterkami są kobiety? Powód jest prosty – to one korzystają z toalet publicznych znacznie częściej niż mężczyźni. Wynika to z uwarunkowań biologicznych. Podczas ciąży parcie na pęcherz jest silniejsze, a w czasie menstruacji potrzebna jest dodatkowa higiena. Kobiety częściej również borykają się z problemami nietrzymania moczu, a ich pęcherze mają mniejszą pojemność. To naturalne, fizjologiczne różnice, a nie fanaberie.
Co więcej, kobiety często opiekują się dziećmi oraz osobami starszymi. To one wchodzą z maluchem do kabiny, pomagają starszej mamie w skorzystaniu z toalety. Czas spędzony w toalecie siłą rzeczy się wydłuża.
Obowiązujące przepisy nie biorą pod uwagę fizjologii i codziennych obowiązków kobiet, dlatego nie gwarantują im faktycznie równego dostępu do sanitariatów.
Zgodnie z Rozporządzeniem Ministra Infrastruktury z 12 kwietnia 2002 roku, w toaletach ogólnodostępnych przewiduje się:
jedną miskę ustępową na 20 kobiet,
jedną miskę ustępową i jeden pisuar na 30 mężczyzn.
Co to oznacza w praktyce? jeżeli w jakimś miejscu przebywa 60 kobiet i 60 mężczyzn, panowie mają do dyspozycji dwie misy ustępowe i dwa pisuary (czyli cztery stanowiska), a panie – tylko trzy misy ustępowe. I to bez pisuarów, które znacznie skracają czas korzystania z toalety.
Mapa z WC
Problem niedostatecznego dostępu do toalet publicznych wykracza poza zwykłą niewygodę – to realna forma wykluczenia z przestrzeni publicznej, która najmocniej dotyka kobiety, opiekunów dzieci oraz osoby z problemami zdrowotnymi. W obawie przed brakiem sanitariatów wiele z nich rezygnuje ze spacerów, dłuższych wyjść czy udziału w ciekawych wydarzeniach plenerowych. Często jedynym rozwiązaniem stają się toalety w barach i kawiarniach – oczywiście płatne, jeżeli nie jest się klientem.
Zdaniem Magdaleny Milert, architektki i urbanistki oraz autorki książki Dla kogo jest miasto? Jak stworzyć przestrzeń, która o nas dba, obowiązek zapewnienia infrastruktury sanitarnej powinien leżeć po stronie samorządów, a nie restauracji czy prywatnych punktów usługowych.
– Publiczna toaleta to nie luksus, ale element podstawowej infrastruktury miejskiej – podkreśla w rozmowie z naTemat.pl. – To gmina powinna zapewnić infrastrukturę sanitarną na plażach czy w parkach. Nie można oczekiwać, iż potrzeby fizjologiczne będą zaspokajane tylko przy okazji zamówienia posiłku w barze czy restauracji.
Ekspertka przypomina, iż Najwyższa Izba Kontroli wyraźnie wskazała na niski poziom dostępności publicznych toalet w Polsce. Gminy nie wywiązują się z obowiązku ich zapewnienia, co skutkuje realnym wykluczeniem mieszkańców z przestrzeni publicznej.
– W odpowiedzi na to pojawia się wiele inicjatyw oddolnych. Powstają społeczne mapy dostępności, pokazujące, gdzie w przestrzeni miejskiej można skorzystać z toalety. Czasem same samorządy tworzą takie zestawienia, obejmujące urzędy, muzea czy inne miejsca publiczne. Przykładem jest Warszawa, która dysponuje taką mapą. Jednak wiele działań informacyjnych, na przykład dotyczących bezpłatnych toalet, to inicjatywy mieszkańców – zauważa.
To wciąż temat tabu
Milert podkreśla, iż brak toalet to nie tylko kwestia komfortu, ale przede wszystkim prawa do godności, zdrowia i swobodnego poruszania się.
– Ludzie wypracowują różne strategie: wstrzymują się, planują wyjścia wokół dostępnych WC, załatwiają potrzeby przed wyjściem z domu. Ale czy naprawdę tak powinna wyglądać codzienność w 2025 roku? Oczywiście, iż nie – mówi.
I ciągnie dalej:
– To podstawowa potrzeba fizjologiczna – i nie chodzi tu jedynie o oddawanie moczu. Kobiety mają miesiączki. Osoby seniorskie, kobiety po porodzie, osoby z chorobami przewodu pokarmowego czy przyjmujące leki moczopędne – wszyscy oni potrzebują stałego dostępu do toalety.
Ekspertka wskazuje, iż nastoletnie dziewczyny są jedną z grup, które najbardziej odczuwają skutki braku dostępu do toalet. Spędzają czas w parkach, na boiskach czy orlikach – często bez żadnego zaplecza sanitarnego.
– Gdy nie mają gdzie się przebrać w trakcie miesiączki, ograniczają wyjścia, często wybierają spędzanie czasu w galerii handlowej, uznawane przez nas za wałęsanie się, bo tam mogą z toalet skorzystać.
Z tego powodu Milert przypomina określenie „smycz moczowa” – zjawiska, które dotyka przede wszystkim kobiety. To metafora symbolizująca sytuację, w której brak dostępu do publicznych toalet dosłownie ogranicza ich wolność poruszania się i planowania codziennego życia. Co gorsza, problem ten nie jest nowy – przez wieki infrastruktura sanitarna pozostawała niewystarczająca lub zupełnie niedostępna. Pomimo postępu technologicznego i cywilizacyjnego, w praktyce kilka się zmieniło. Pod jej wpisem na Instagramie na profilu @pieing na ten temat, pojawiły się setki komentarzy, głównie od kobiet dzielących się podobnymi doświadczeniami.
– Kobiety są dosłownie uwięzione w domach przez brak publicznych toalet. Ich plan dnia zależy od dostępności WC w okolicy. To odbiera im wolność – podkreśla w rozmowie z nami.
Stereotypy i decyzje bez empatii
Na pytanie o przyczyny braku dostępu do publicznych toalet w Polsce Magdalena Milert odpowiada jasno: to połączenie stereotypów i chęci oszczędzania.
– Wiele samorządów rezygnuje z inwestycji w toalety, bo to po prostu kosztuje – zauważa. – Łatwiej przesunąć pieniądze na inne cele. jeżeli dołożymy do tego utrwalony stereotyp, iż toalety publiczne są brudne i uciążliwe, pokusa ich zamknięcia staje się jeszcze większa. Bo jeżeli ich nie ma, nie trzeba ich sprzątać ani utrzymywać.
Milert przypomina, iż negatywny obraz publicznych toalet wywodzi się z przeszłości.
– W latach 90. wiele osób pamięta skrajnie nieprzyjemne warunki w miejskich szaletach. Niestety, te doświadczenia przez cały czas wpływają na decyzje podejmowane dziś przez zarządców miejskich budżetów – wyjaśnia.
Tymczasem, jak podkreśla, zamykanie toalet nie rozwiązuje problemu, a jedynie go ukrywa.
– To myślenie: „jeśli zamkniemy oczy, problem zniknie”. Jednak likwidując toalety, eliminujemy obowiązek ich konserwacji i związanych z tym kosztów – nie tylko na chwilę, ale często na lata. A przecież to podstawowa usługa miejska, z której powinien móc korzystać każdy – mówi Milert. – Problem w tym, iż wielu decydentów nie dostrzega potrzeb osób starszych, opiekunów małych dzieci, osób z niepełnosprawnościami czy z problemami zdrowotnymi. jeżeli jesteś zdrowy i sprawny, łatwo zignorować cudze potrzeby. Brakuje empatii.
Przykłady absurdów
Duży rozgłos zyskała sprawa nowoczesnej toalety w warszawskim Parku Skaryszewskim. Inwestycja kosztowała 650 tysięcy złotych, a mieszkańcy czekali na jej uruchomienie aż trzy lata. Kiedy wreszcie otwarto obiekt, pojawił się kolejny problem – brak utwardzonej drogi do toalety. Aby z niej skorzystać, trzeba przedzierać się przez grząskie błoto. Tymczasowym rozwiązaniem ma być prowizoryczna ścieżka wysypana drewnianymi zrębkami.
Podobnie nieciekawa jest sytuacja w olsztyńskim Parku Centralnym. W 2014 roku oddano tam do użytku dwie nowoczesne, estetyczne toalety miejskie, wyposażone w zaawansowane systemy elektroniczne. Niestety, gwałtownie okazały się niepraktyczne – często ulegały awariom i były niszczone przez wandali.
Milert podkreśla, iż to nie wyjątek, ale symptom tego, jak w wielu miastach podchodzi się do planowania przestrzeni.
Dodaje, iż ta tendencja widoczna jest także w podejściu do projektowania.
– Organizowane są konkursy na designerskie toalety publiczne. Zwycięzcy otrzymują nagrody, a projekty realizuje się z rozmachem. Tylko co z tego, skoro takie obiekty powstają pojedynczo, zamiast odpowiadać systemowo, tworzyć sieć dostępnych toalet? Zamiast jednej efektownej, lepiej byłoby postawić dziesięć prostych, dostępnych i funkcjonalnych toalet w różnych częściach miasta – podkreśla Milert.
Jak robią to inni?
Zapytana o pozytywne wzorce z zagranicy, Milert wymienia Australię.
– Tam na każdym placu zabaw są nie tylko toalety, ale także dostęp do wody pitnej. To po prostu działa. Planowanie przestrzeni publicznej z założeniem, iż toalety i woda są tam elementem podstawowym, standardem i nie podlega to dyskusji – mówi.
A jak wygląda to w Polsce?
– jeżeli chodzi o osiedla, sytuacja jest niestety gorsza. Dziś planowanie to głównie działalność deweloperska – minimum funkcji, maksimum zysku. Często mamy smutny placyk z jednym bujaczkiem i żadnym zapleczem sanitarnym. Zakłada się, iż mieszkańcy na potrzeby wrócą do domów obok – mówi.
Nieco lepiej bywa w parkach, na skwerach i przestrzeniach publicznych, ale i tam wszystko zależy od formalności.
– To, czy toaleta powstanie, zależy od przetargu lub konkursu. jeżeli w specyfikacji remontu takiej przestrzeni nie ma jej wpisanej, nie powstanie, choćby jeżeli wszyscy wiedzą, iż jest potrzebna – zauważa.
Jest nadzieja
Z inicjatywą zmiany przepisów dotyczących dostępności toalet publicznych dla kobiet wystąpił szczeciński poseł PiS, Artur Szałabawka. W tej sprawie złożył interpelację nr 3558, kierując ją do wtedy jeszcze ministry do spraw równości, Katarzyny Kotuli.
W dokumencie zwraca uwagę na aspekty biologiczne, kwestie równego traktowania oraz częsty problem kolejek przed damskimi toaletami. Proponuje, by zwiększyć liczbę misek ustępowych dostępnych dla kobiet – do minimum trzech na 30 osób. Wskazuje też na potrzebę szerszych rozwiązań.
Katarzyna Kotula, popierając inicjatywę posła PiS, zwróciła się do ministra infrastruktury z prośbą o rozważenie zmian w obowiązującym rozporządzeniu z 12 kwietnia 2002 roku, które regulują liczbę urządzeń sanitarnych w przestrzeni publicznej.
W sieci dostępna jest petycja zatytułowana „Zwiększamy dostępność do toalet”, która postuluje wprowadzenie konkretnych zmian, które mają poprawić komfort i równość korzystania z toalet publicznych.
Wśród proponowanych rozwiązań znajdują się m.in. zwiększenie minimalnej liczby misek ustępowych dla kobiet, obowiązek tworzenia pomieszczeń do karmienia i przewijania dzieci w punktach usługowo-handlowych, obowiązek, aby co najmniej 10% kabin w każdej toalecie (ale nie mniej niż jedna) miało znacznie większe wymiary, zapewniając większą dostępność.