Spacer od granicy do granicy – 24 km, 11 dzielnic i masa ciekawych miejsc

7zdjeczgdanska.pl 8 godzin temu

Cześć Przyjaciele!

Osiem lat temu wymyśliłem, iż przejdę Gdańsk od granicy do granicy i to w różnych wariantach. Zaplanowałem osiem tras, zrealizowałem tylko jedną. Celem było zebranie materiału do e-booka (być może jeszcze do tego dojdzie).

Minął kawał czasu, a ja poprzestałem na jednej tego typu wędrówce przez Gdańsk. Postanowiłem, iż kiedy jak nie teraz i podzielę się z Wami tym, co wówczas zwróciło moją uwagę.

Pamiętajcie, iż zdjęcia są sprzed ośmiu lat, podobnie tekst był pisany w 2017 roku. Niemniej czeka tam na Wam MNÓSTWO widoków i miejsc w Gdańsku, które niekoniecznie są każdemu znane.

Życzę miłej lektury!

Spacer od granicy do granicy – o co chodzi?

Spacery „od granicy do granicy” mają za zadanie obudzić we mnie oraz w Was podróżnika, który w jakimś konkretnym miejscu wkracza do Gdańska, przechodzi całe miasto i je opuszcza.

Co po drodze odkrywa? Do jakich refleksji skłania go miejska przestrzeń? Jak wiele zależy od tego gdzie spotka się z Gdańskiem, gdzie pożegna i którędy pójdzie?

To również wiele moich refleksji, na temat miasta i nie tylko. Dodatkowo odkrywanie Gdańska i (mam nadzieję) interesujące zdjęcia.

Start – Św. Wojciech, czyli jak wita Gdańsk wchodzących od południa?

Właśnie dzisiaj (24 lipca 2017 r) udałem się na pierwszy spacer z projektu „Od granicy do granicy”. Na start wybrałem dzielnice Św. Wojciech i granice Gdańska z Pruszczem Gdańskim. Na miejsce dojechałem autobusem linii 151, podszedłem do tabliczki z nazwą „Pruszcz Gdański”, odwróciłem i zacząłem wędrówkę.

W moim przekonaniu wjeżdżający/wchodzący do miasta od tej strony, mają interesujące widoczki. Niestety nie do „ogarnięcia” zza okien samochodu. Dlatego uważam, iż warto zaparkować auto i przejść po okolicy. Na granicy Gdańska, od południowej strony, stoją „witacze” w postaci kamiennych lwów trzymających herb miasta, nieco niżej płynie rzeka Radunia gdzie kaskady wody tworzą miły dla oka obrazek. Niemal dokładnie rok temu (21 lipca 2016 roku) przeniesiono do Św. Wojciecha pomnik świętego, który wcześniej stał przed Kościołem Św. Trójcy, w centrum miasta. Dzielnica jest ciekawie położona, bowiem z jednej strony mamy wzgórza Wysoczyzny, zaś w drugiej płaskie tereny Żuław. To od razu daje przyjezdnym informacje, iż Gdańsk ma unikatowe ukształtowanie terenu.

Aby nie było zbyt łatwo, idziemy pod górę!

No dobrze, wchodzimy na wał Kanału Radunii. W moim odczuciu świetnie prezentuje się połączenie Kanału, drogi na wale, zielonych wzgórz i wieży Kościoła Św. Wojciecha. Postanowiłem nieco urozmaicić spacer wdrapując się obok drugiego pomnika tego samego Św. Wojciecha aż do ceglanej kaplicy z XIX wieku.

Obok rozpościera się polanka, a za nią kusi niepozorna ścieżka. Utrudniłem nieco naszemu podróżnikowi drogę, ale w zamian za to dostał wspaniałe, niemal wiejskie widoki. Wzgórza a na nich pola, nie jest łatwo tędy przejść, ale warto choćby dla widoków w stronę Mostu Wantowego im. Jana Pawła II i żurawi w terminalu DCT. Dodatkowo można tutaj spotkać sarenki biegające wśród zieleni.

Czy można „wychodzić” problem?

Jesteśmy z powrotem na wale Kanału Raduni idąc na północ. Z lewej strony zachwycają kwiaty i ogród za kanałem ze wzgórzami w tle. Fajnie nad tą Radunią, ale nasz podróżnik zapragnął czegoś więcej. Skręcamy więc w ul. Niegowską, kierując się w stronę stacji kolejowej LIPCE.

Pozwólcie, iż w tak zwanym między czasie i w drodze będę wplatał swoje przemyślenia, które kiełkowały w czasie spaceru. To był dopiero początek spaceru, jednak pomyślałem, iż czasami potrzeba jest „wychodzić” problem. Często wałkujemy w głowach wciąż ten sam temat, analizujemy sytuacje kilkadziesiąt razy, zastanawiamy, myślimy. Mimo wszystko, nic z tego nie wynika, a wręcz utrudnia codzienne życie. Cała para idzie w gwizdek. „Wychodzić” problem to znaczy wybrać się na długi spacer. Taki który będzie wymagał więcej siły i zaangażowania niż zwykle. Może to być 20 km i więcej. Oszukujemy w ten sposób mózg i ciało. Dajemy bodziec, który skutecznie wypycha wcześniejsze niepotrzebne myśli. Angażujemy psychicznie i fizycznie w coś wymagającego.

Wzdłuż ulicy Żuławskiej

Wracamy na trasę, kierując w stronę ul. Żuławskiej. Skromne zabudowania, woń raczej wiejska niż miejska, spokój. Z czasem zabudowa się zmienia, zamiast wolnostojących domów mamy większe bloki i kamienice. Skręcamy w stronę ul. Związkowej, dalej przez szlabany i kładką docieramy ponownie nad Kanał Raduni.

Chełm i pokusa…

Kierując się na północ ulicą Kartuską i Zamiejską (wchodząc na Chełm), podróżnik odczuwa różnice wysokości. Minął walące się kamienice z zamurowanymi oknami (których to kamienic już nie ma), ogródki działkowe. Szedł ul. Worcella i Reformacką oraz Stoczniowców, w stronę Siedlec.

Nie uwierzycie, jak mnie wówczas kusiło pójść do domu, do którego miałem „rzut beretem”. W końcu w nogach było koło 10 km (czyli taki standardowy spacer). Wiedziałem jednak, iż postawienie sobie wyzwania, takie założenie z samym sobą i dotrzymanie słowa mimo wszystko, działa niesłychanie motywująco. Bo jeżeli sobie nie mogę ufać, to komu?

Przechodząc przez Siedlce – połowa trasy

Podróżnik spojrzał z ciekawością na Aleje Armii Krajowej, sunące auta, tramwaj i żyjące w dole miasto. Wybrał, iż dalej pójdzie ulicą Popradzką. W dół schodzimy schodami, do Malczewskiego. Przecinając Kartuską, stajemy na ul. Bema, za którą toniemy w zieleni parku zwanego „pofortecznym”.

Miałem wówczas za sobą mniej więcej połowę trasy. Doszedłem do refleksji, iż mając duży cel (tutaj wstaw co chcesz i co Ci podpasuje), dobrze jest podzielić go na mniejsze etapy. Były więc etapy – Św. Wojciech -> Ul. Żuławska i Orunia -> Chełm i Siedlce i nadchodziły kolejne.

Zapasowe „stare miasto”?

Podążamy w stronę Wielkiej Alei, przy której średnio pasują betonowe słupy pod latarnie. Spacerujemy w stronę Opery Parkiem Steffensa, dalej skręcamy w Al. Hallera. Za wiaduktem odbijamy na ul. Wyspiańskiego i idziemy w kierunku Parku nad Strzyżą. Kolejne interesujące miejsca, to ul. Wajdeloty oraz Jana Kilińskiego. Podróżnik widzi „ogarniętą” przestrzeń, co jeszcze bardziej go cieszy, zważając na to co wcześniej zobaczył (ulica Leczkowa).

Mając za sobą ponad 17 km usiadłem przy Parku Kuźniczki. Usłyszałem wcześniej z rozmowy mijanych osób takie interesujące słowa – „Bo tamto Stare Miasto, to jest takie turystyczne, a tutaj jest inaczej”. Zrozumiałem te słowa w taki sposób, iż ten człowiek widzi w Dolnym Wrzeszczu alternatywę dla turystycznego Głównego Miasta (zapewne myślał o Głównym, jak większość osób gdy mówi „Stare Miasto”).

Siedząc na ławce miałem przed sobą wyremontowane kamienice, ulice i chodniki, obok kwiaty. Przejechał pociąg. Kocham taki klimat miasta.

Udałem się ul. Kilińskiego do samego końca, gdzie czekało przejście tunelem pod szeroką ulicą.

Wewnątrzmiejskie granice…

Idąc wcześniej ul. Wajdeloty pomyślałem o tym w kontekście linii kolejowej, która podzieliła Wrzeszcz. Od tamtej pory był teren przed i za torami. Podobnie jest na Oruni, a dodatkowo tam teren „za torami” jest w jakiś magiczny sposób bardziej niebezpieczny. Ulica Hynka, czyli Trasa Słowackiego, to kolejna taka „mentalna wewnątrzmiejska granica”. Podobnie jest na Podwalu Przedmiejskim. Jestem całkowicie przeciw tego typu ulicom. Skutki znamy na Starym Przedmieściu i Dolnym Mieście.

Blokowisko i mądre słowa

Podróżnik przeszedł tunelem, gdyż znał takie rozwiązania z innych miast (co innego Irlandczycy na EURO 2012, którzy przy Dworcu nie uznawali tunelu i przebiegali na przystanki jezdnią ;). Za plecami został Wrzeszcz a przed nami pokazała kolejna dzielnica – Zaspa. Zupełna zmiana architektury, w końcu to obszar gęsto zabudowany blokami z wielkiej płyty. Mimo tego, ogromne ściany z setkami okien nie „atakują”. Ułożenie bloków oraz mnóstwo zieleni między nimi skutecznie nas chroni. Nasz podróżnik zwrócił również uwagę na murale a szczególnie cytat z Wisławy Szymborskiej – „Prawdo nie zwracaj na mnie zbyt bacznej uwagi, powago okaż mi wspaniałomyślność” – takie zwykłe blokowisko, a jakie mądre słowa można tutaj przeczytać.

Wymieszana zabudowa, czyli Przymorze

Opuszczamy Zaspę i mówimy „dzień dobry” Przymorzu, które wita wielkimi blokami, szerokimi jezdniami, wieloma autami, hałasem. Zagłębiamy się w ulicę Krynicką, Tolkmicką i Fromborską. Zabudowa się wymieszała, wciąż są bloki, ale również niższa, szeregowa zabudowa. Przy Beniowskiego kilka nowych osiedli, ale wystarczyło minąć ul. Bora-Komorowskiego i trafiamy między uroczą starszą zabudowę i pod ogromne, piękne drzewa.

Al. Grunwaldzka – ostatni etap

W ten sposób podróżnik dociera na granicę Przymorza i Żabianki, skręca w stronę Al. Grunwaldzkiej. Idzie wciąż na północ, mija wiekowe domy, wysokie bloki docierając do tabliczki informującej, iż właśnie wychodzi z Gdańska.

Kilka (ważnych) słów na koniec

Powyższy spacer „od granicy do granicy” miał 24 km, w czasie których zrobiłem 142 zdjęcia. Ta wyprawa wiele mi dała i nauczyła. W czasie kilku godzin poznałem wiele twarzy Gdańska – wiejską i sielską na Św. Wojciechu, miejską we Wrzeszczu, wielkich bloków skąpanych w zieleni na Zaspie, klimatycznych uliczek z różnorodną zabudową na Przymorzu i więcej. Tak długi spacer wymagał ode mnie zaangażowania, wyrwał z ryz codzienności, wyciągnął ze schematu.

Jestem niezwykle ciekaw jak Wam podoba się tego typu przedstawienie miasta? Liczę na komentarze i sugestie.

A tutaj możecie dobrowolnie wesprzeć mą działalność, stawiając mi kawkę Dziękuję!

Zapraszam Was serdecznie do obserwowania mnie na FB i
, gdzie regularnie wrzucam zdjęcia oraz dzielę się przemyśleniami na temat Gdańska.

Odkrywajcie Gdańsk, pokazujcie innym i cieszcie się tym! Pozdrawiam, Cześć!

Idź do oryginalnego materiału