Święto dla Dwojga

newsempire24.com 4 dni temu

Kochana, muszę Ci opowiedzieć o tej naszej przygodzie dla dwojga. Kiedyś, jako mała, byłam z rodzicami na ślubie kuzynki w małej wiosce pod Krakowem. Na początku wszystko wydawało się bajkowe piękne stroje, muzyka, goście. Ale kiedy usiadła para młoda, zmęczona po godzinach krzyków i kwaśno, nie zamieszkała się w żadne uśmiechy. Wszystko wokół huczało, ludzie wstawali, tańczyli, śpiewali i krzyczeli.

Dziesięciolatka już wtedy mieliśmy dość takiego zamieszania i pomyślałam, iż nie chcę takiego wesela. Może w ogóle nie wyjdę za mąż mruknęłam.

Lata mijały, dorosłam, a gdy spotkałam Marka, wszystkie te wczorajsze wątpliwości poszły w niepamięć. Kiedy jestem przy nim, zapominam o całym świecie, jest tylko my dwoje.

Jak cudownie mieć kogoś, kto rozumie mnie dosłownie z pół słowa, a choćby z pół spojrzenia snuję sobie w nocy, kładąc się spać. Dobrze, iż spotkałam Marka.

Wiedziałam, iż go kocham to nie była już jakaś zachcianka, a prawdziwa miłość. Uwielbiam go za lojalność, za to, iż mnie uwielbia i potrafi wytrącać z mnie wszystkie drobne problemy.

Z Markiem mamy pełne zaufanie i wzajemne zrozumienie opowiedziałam o tym mojej przyjaciółce Łucji. Najbardziej cenię jego szacunek dla mojego zdania, choćby gdy się różni od jego własnego.

Jesteś szczęśliwa, Bogna, prawdziwe zrozumienie rzadko się zdarza odpowiedziała Łucja. Mój Michał i ja wciąż walczymy z własnymi przyzwyczajeniami, nie potrafimy się nawzajem poddawać. Jakie emocje między nami! dodała. Nie wiem, czy chcę go poślubić.

Zobaczysz, czas wszystko poukłada radziłaś. Jeszcze nie jesteś gotowa na ten krok.

Mamo, nie chcę się spieszyć, a mój tata nie lubi Marka westchnęła przyjaciółka.

Z Markiem rozumiemy się bez słów, więc przyjęcie do urzędu stanu cywilnego poszło nam gładko, jak bułka z masłem.

Boguszko, chyba nadszedł czas, żebyśmy się pobrali zaproponował Marek, odprowadzając mnie do domu. Jak na to patrzysz?

Patrzę tak, iż nie ma wątpliwości, już czas. Tylko nie wiem, jak zorganizować wesele. Nie chce mi się zapraszać tłumu gości przyznałam, wspominając ten dziecięcy ślub, przy którym postanowiłam, iż tak nie będzie.

Marek się roześmiał, rozumiejąc mój punkt widzenia, i odpowiedział: Może nie będzie tak głośno, jak myślisz.

Chcę tylko intymne przyjęcie we dwoje, bez krzyków i zamieszania podkreśliłam. Nie lubię tłumów.

Ja też nie przepadam za zgiełkiem odparł. Idź spać, jutro pogadamy.

Noc była nieprzespana. Naprawdę nie chciałam hałaśliwego wesela. Mieliśmy po 26 i 28 lat, już nie jesteśmy dwudziestolatkami, a po pracy siedzieliśmy w kawiarni i rozważaliśmy nasz plan.

Marek, wciąż skłaniam się ku weselu tylko we dwoje rzekłam.

We dwoje? To takie romantyczne! wykrzyknął Marek, wyobrażając sobie wielką salę, ja w białej sukni, on w fraku, świece i cicha muzyka. Będziemy pić szampana i składać sobie życzenia.

Marek, serio, naprawdę chcę wesele tylko we dwoje. A jak to wytłumaczyć rodzicom? spytałam. Mój brat jedyny syn, a Ty jedyna córka w rodzinie.

Dokładnie, to nasze życie, nie ich reguły odparłam, lekko zdenerwowana.

To tylko tradycja filozoficznie stwierdził Marek.

Tradycje mi nie potrzebne. Marzę o małej kapliczce w górach, gdzie w samotności się zaślą znamy mruknęłaś, patrząc w dal.

Ciekawe, będziemy się wtedy też żenić podkreślił z uśmiechem.

Może po prostu podpiszemy akt i wyjedziemy w podróż poślubną, wtedy już będziemy tylko my zaproponował.

Podróż to nie wesele, a ja chcę właśnie ceremonię dla nas dwojga odparłam.

No dobra, spróbujmy przekonać rodziców, iż chcemy małe przyjęcie. Niech będzie biała suknia, a ja w fraku. Może choćby w koszulce i dżinsach, ale nie w dżinsach! zażartował Marek.

Nie w dżinsach! Chcę białą suknię, a Ty w fraku. Wyobraź sobie: w urzędzie, podnosisz mnie na ręce i jedziemy na żaglowiec dodałam, śmiejąc się.

Tydzień później, potajemnie przed rodzicami, złożyliśmy wniosek w urzędzie w Warszawie. Do ślubu zostały dwa miesiące, a my wciąż nie mieliśmy planu liczyliśmy, iż w tym czasie wszystko się ułoży.

Pewnego deszczowego wieczoru siedzieliśmy w pokoju Marka, nie chcąc wychodzić. Nagle otworzyła drzwi ich mama, Anna, i wpadła do środka:

Co wy planujecie, młodzi? Słyszałam, iż rozmawiacie o szampanie.

Tak, myślimy o trzeciej rocznicy naszego poznania odparł Marek.

A ja pomyślałam, iż zamierzacie się pobrać w końcu tak się rozmawia dodała tajemniczo, przyglądając się nam. Słyszałam, iż już złożyliście wniosek w urzędzie.

Mamo, skąd wiesz wszystko? Czyżbyś kontrolowała miasto? pytał Marek.

A co myślisz, iż będziesz mieszkał pod moim dachem? zaśmiała się Anna. Dobra, przyznajmy się wniosek już jest, teraz zastanawiamy się nad weselem.

A my co mamy myśleć? My, rodzice, zdecydujemy. Wy kupcie suknię, pierścionki i frak dla Marka stanowczo rzekła.

Nie chcemy wielkiego przyjęcia z setką gości, chcemy po prostu wziąć za rękę i świętować samemu szepnął Marek.

To nie zadziała. Wesela nie odmawia się nalegała Anna.

Wtedy wszedł tata, Roman, i z uśmiechem powiedział:

Co tam się dzieje? Rozmowy o weselu? W końcu, młodzi, pora się rozkręcić.

Tak, tato, ale my chcemy małe przyjęcie we dwoje rzuciła mama, trzęsąc się.

To nie w naszej tradycji zakrzyknął Roman. Jak możecie nie chcieć zobaczyć nas w najważniejszy dzień? Nasz jedyny syn, a wy nie macie rodzin? Zróbmy tradycyjne wesele w restauracji z gośćmi.

Po co nam wasze zasady, jeżeli nie odpowiadają nam? zapytał Marek.

Bo tak jest odrzucił tata, nie dając się przekonać, i wyszedł.

Gdy Marek odprowadzał mnie do drzwi, rzucił:

Teraz Twoja kolej powiedzieć rodzicom o weselu. Zobaczymy, co powiedzą.

Powiedzą to samo, co twoi odpowiedziałem z uśmiechem.

W domu czekała na mnie zaniepokojona mama.

Kochanie, co się stało? Znowu coś w sercu? spytała.

Nie, mamo, to dusza. Ania zadzwoniła i powiedziała, iż nie chcą naszego małego wesela i iż złożyliśmy wniosek po cichu. Co wy wymyśliliście z Markiem? wyjaśniłam.

Myślałam, iż przynajmniej nas popieracie, a wy wciąż buntujecie się westchnęła.

Jakże nie, synu wtrącił tata. Tradycje są nie do złamania, wszystko musi iść po staremu. Nie jesteśmy pierwsi i nie będziemy ostatni.

Tato, nie chcę, żeby najważniejszy dzień był zepsuty powiedziałam.

Co ja ci powiem, tak będzie, nic nie zepsujemy.

Tato, chcę wesele tylko we dwoje i żaglowiec nalegałam.

Kto się sprzeciwi? odparł. Dostaniesz żaglowiec i podróż poślubną, ale najpierw tradycyjne wesele.

Zrozumiałam, iż Marek ma rację rodzice mają swój plan, goście, tradycje. Nikt nie chciał nas wesprzeć w intymnym pomyśle. Gdy opowiedziałem o tym koledze Szymonie, ten wzruszył się:

Myślałem, iż po prostu pójdziemy na spacer, jak się powinno.

Jeszcze nie podjęliśmy ostatecznej decyzji, rodzice chcą zrobić po swojemu dodałem, a on poklepał mnie po ramieniu.

Zbliżał się dzień ślubu. Rodzice już zamawiali kwiaty, rozważali, czy białe, czy różowe, i liczyli gości dwieście osób.

Patrzyliśmy na siebie zdumieni, iż tak wielu przyjdzie.

My chcieliśmy małe przyjęcie mówił Marek.

Nie martw się, wszystko zrobimy. Po ceremonii odprowadzimy was na lotnisko, a potem na wybrzeże, gdzie będziecie sami zapewnił tata.

Wesele odbyło się w eleganckiej restauracji w centrum Warszawy, w sali udekorowanej białymi kwiatami. Przed ceremonią głowa mi kręciła się od stresu, bo rodzice nie dali nam żadnych wskazówek, a młodzi mieli czuć się spokojnie. Ale wiesz, jak to jest, kiedy szykuje się coś wielkiego.

W końcu nadszedł ten dzień. Wyszedłam z budynku w pięknej białej sukni, a Marek w fraku wyglądał jak prawdziwy książę. Atmosfera była już gorąca, a ja czułam się szczęśliwa otaczały mnie rodzina, przyjaciele i znajomi.

Jak bardzo lubię ten zgiełk pomyślałam, słysząc podskakujące kwaśno i okrzyki życzeń. Wszyscy śmiali się, tańczyli i wznosili toast szampanem.

Ślub w restauracji, pięknie udekorowany białymi kwiatami, był radosny i pełen życzeń. Ja byłam szczęśliwa, a Marek jeszcze bardziej bo kiedy ja się cieszę, on też jest w siódmym niebie.

Pod koniec dnia, w samolocie na naszą podróż poślubną, siedzieliśmy razem i powiedzieliśmy:

Jak gwałtownie i wspaniale wszystko się potoczyło.

Idź do oryginalnego materiału