Cześć, muszę Ci opowiedzieć o tym, jak u nas w końcu wyważyłyśmy tę naszą ślubną historię.
Już jako mała, kiedy miałam dziesięć lat, pojechałam z rodzicami na wesele kuzynki w małym miasteczku pod Krakowem. Na początku wszystko wydawało się fascynujące: kolorowe obrusy, stoły pełne jedzenia, ludzie w pięknych strojach. Ale potem zobaczyłam parę młodą zmęczonych, ciągle krzyczących gorzko, siedzącą przy stole bez uśmiechu, podczas gdy goście skakali, tańczyli, śpiewali i krzyczały do woli.
Ten hałas ogarnął mnie tak bardzo, iż wtedy już wtedy pomyślałam, iż nie chcę takiego wesela w swoim życiu. jeżeli w ogóle mam wyjść za mąż, to lepiej nie, mruknęłam sobie pod nosem, współczując parze.
Lata mijały, dorastałam, a kiedy spotkałam mojego Mateusza, wszystkie te rozważania odsunęły się na bok. Przy nim zapominałam o wszystkim liczyło się tylko to, iż jesteśmy razem. Jak cudownie mieć kogoś, kto rozumie mnie pół słowem, a czasem samym spojrzeniem, myślałam, kładąc się spać. Dobrze, iż trafiłam na Mateusza.
Zdałam sobie sprawę, iż to jest prawdziwa miłość. Kocham go za lojalność, za to, iż mnie adoruje i potrafi dosłownie zdmuchnąć mi kurz z ramion. Z Mateuszem mamy pełne zaufanie i wzajemne zrozumienie, opowiadałam przyjaciółce Lary, a najwięcej cenię jego szacunek dla mojego zdania, choćby gdy różni się od jego własnego.
Jesteś szczęśliwa, Aniu, rzadko spotyka się taką pełną harmonię, rzekła Łara. Ja i Michał mamy trochę inne sprawy, nie potrafimy się tak łatwo poddawać. Nie wiem nawet, czy chcę go poślubić.
Spokojnie, przyjdzie czas, wszystko się ułoży, odparłam, pamiętając, iż nie planuję pośpiechu.
Z Mateuszkiem rozumiemy się bez słów, więc ślub w Urzędzie Stanu Cywilnego poszedł nam gładko, jakby to było najoczywistsze. Ania, myślę, iż nadszedł moment, żebyśmy się pobrali, zaproponował, kiedy odprowadzał mnie do domu. Jak na to patrzę? Normalnie nie mam wątpliwości, iż to czas. Jedyną wątpliwość mam co do samej uroczystości. Nie chcę setek gości, wyznałam, przypominając naszą dziecięcą wizytę na weselu.
Mateusz roześmiał się i powiedział: Zdarza się. Co Cię tak trapi? Może u nas będzie inaczej.
Wcale nie tak. Szczerze mówiąc, chcę ceremonię tylko we dwoje. Nie chcę, żeby nasz dzień zamienił się w krzyk i hałas.
Ja też nie przepadam za tłumem przyznam się, odparł, po czym lekko popchnął mnie w stronę drzwi. Idź spać, jutro pogadamy.
Nie mogłam zasnąć. Miałam dwadzieścia sześć lat, on dwadzieścia osiem, i już nie myśleliśmy jak dwudziestoletni. Wieczorem, po pracy, usiedliśmy w małej kawiarni i wróciliśmy do tematu.
Mateusz, coraz bardziej przekonuję się, iż nasz ślub powinien być tylko dla nas.
Tylko dla nas? To brzmi romantycznie! Wyobrażam sobie duży salonik w restauracji, dwa pięknie nakryte stoły, ja w fraku, Ty w białej sukni, świece, cicha muzyka a potem razem wznosimy kieliszki szampana.
Żartujesz, ale ja naprawdę chcę małą ceremonię. Co z rodzicami? Oni pewnie się nam sprzeciwią.
Właśnie, mój tata zawsze mówi, iż tradycja to podstawa, a mama nie lubi mojego chłopaka.
Ja też nie chcę, żeby nasz dzień był jak festyn. Chcę, żeby był intymny, może w górach, w starej kapliczce, gdzie będziemy się przyrzekać.
No i myślisz o ślubie w górach? A co z weselem? Bo wesela w Polsce to duże rzeczy.
Dla mnie liczy się sam moment przyrzeczenia, nie tyle przyjęcie.
Dobra, spróbujemy przekonać rodziców. Choćbyś w białej sukni, a ja w fraku, albo w koszulce i dżinsach niech się nie liczy.
Nie w dżinsach! Chcę białą suknię, a ty w fraku. Wyobraź sobie, iż po złożeniu wniosku w Urzędzie, wznosisz mnie na ręce i jedziecie na jacht.
No i to już wyobrażam, Aniu!.
Tydzień po tej rozmowie podaliśmy w tajemnicy wniosek do Urzędu. Dwa miesiące do ceremonii, a wciąż nie ustaliliśmy, jak ma wyglądać nasz dzień. Mieliśmy nadzieję, iż w tym czasie znajdziemy rozwiązanie.
Pewnego deszczowego wieczoru w pokoju Mateusza weszła jego mama, Anna, i zadała pytanie: Co planujecie? Słyszałam, iż będzie szampan.
Tak, to trzecią rocznicę naszego poznania, odparł syn.
Myślałam, iż już się ożeniacie a tak, podaliście wniosek.
Mamo, skąd wiesz wszystko? zapytał.
Z miasta wiesz, iż wszystko się kręci. odpowiedziała z uśmiechem.
Tak, złożyliśmy wniosek, ale chcemy niewielkie przyjęcie, tylko we dwoje.
Jak to? To nie wypada, wesele to wesele, trzeba zrobić tradycyjnie w restauracji z gośćmi.
W tym momencie wszedł tata, Roman, i przywitał się: Co tu się dzieje? Ślub, tak? Brawo, w końcu….
Tak, tato, ale my chcemy małą ceremonię, powiedziała Anna, łapiąc się za serce.
U nas nie tak się robi, trzeba zaprosić wszystkich, a nasz jedyny syn.
Dlaczego mamy podążać za waszymi tradycjami, a nie za naszą chęcią? zapytał Mateusz, a tata odparł ostro i wyjść z pokoju.
Mateusz szepnął do mnie: Teraz musisz powiedzieć rodzicom o planach.
Powiedzą to samo co ty.
W domu czekała na mnie zaniepokojona mama: Córko, co się stało? Czy znowu masz problemy z sercem?.
Nie, mamo, po prostu mama Ania zadzwoniła i powiedziała, iż nie chcecie małego ślubu.
Rozumiem, myśmy myśleli, iż nas wsparcie przyjdzie, a tu.
Tata wtrącił: Tradycje w życiu to podstawa, nie można od nich odchodzić. Nie jesteśmy pierwsi i nie będziemy ostatni.
Nie chcę psuć najważniejszego dnia, rzeczałam.
Myślałem, iż będzie normalnie, nic nie zepsujemy.
W końcu zrozumiałam, iż rodzice naprawdę będą trzymać się swojego planu dużego wesela, gości, tradycji. Kiedy Mateusz opowiedział o naszych marzeniach koledze Szymonowi, ten odparł rozczarowany: Myślałem, iż będzie spokojnie, jak przystało.
Jeszcze nie podjęliśmy ostatecznej decyzji, rodzice mają inne pomysły, dodał Mateusz, a Szymon poklepał mnie po ramieniu.
Zbliżał się dzień ślubu, a rodzice zaczęli pytać: Jakie kwiaty białe czy różowe? Ilu gości? 200 osób?.
Spojrzeliśmy na siebie, a oczy się rozbłysły, bo nie spodziewaliśmy się takiej liczby.
My liczyliśmy na kameralne przyjęcie, mruknął Mateusz.
Nie martwcie się, wszystko zorganizujemy. Po uroczystości rano odprowadzimy was na lotnisko, a wy jedziecie na wybrzeże, tam będziecie tylko we dwoje.
Uroczystość odbyła się w eleganckiej restauracji, a przed nią poczułam lekki zawrót głowy rodzice nie chcieli nam nic zdradzić, ale i tak było coś wielkiego w planach.
W końcu nadszedł ten dzień. Wyszedłem z wejścia w białej sukni, a Mateusz w fraku stał przy drzwiach, wyglądając jakby właśnie wyszedł z filmu. Atmosfera była magiczna, wszyscy krzyczeli gorzko, a ja czułam się szczęśliwa.
Ślub był pięknie udekorowany białymi kwiatami, jednocześnie tradycyjny i radosny. Gdy podnieśliśmy kieliszki szampana, pomyślałam: Jak kocham tę całą zamieszanie, moje rodzina, przyjaciele.
Po przyjęciu już siedzieliśmy w samolocie, rozmawiając: Jak gwałtownie i pięknie wszystko minęło.
I tak nasz dzień, choć trochę inny niż planowaliśmy, zakończył się w pełni szczęścia. Dzięki temu wiem, iż miłość i rodzina potrafią znaleźć wspólny język, choćby gdy tradycje krzyżują się z nowoczesnością.






