Święto tylko we dwoje

newskey24.com 3 dni temu

Ślub dla dwojga

Już jako mała Zosia z rodzicami była na weselu kuzynki w małej wsi pod Krakowem. Na początku wszystko wydawało się fascynujące kolorowe wstążki, dźwięki orkiestry. ale w pewnym momencie zobaczyła męża i żonę, wyczerpanych po niekończących się okrzykach na zdrowie!, siedzących przy stole bez uśmiechu. Wokół goście wstávali, tańczyli, krzyczeli i wykrzykiwali kolejne toasty.

Szmer i hałas przytłoczyły Zosię. Mimo iż miała dopiero dziesięć lat, postanowiła, iż nie chce takiego wesela. Czuła współczucie dla nowożeńców.

jeżeli kiedyś wyjdę za mąż może lepiej wcale nie wyjść mruknęła do siebie.

Lata mijały, Zosia dorastała, a gdy spotkała swojego Marka, wszystkie wczesne wątpliwości zniknęły. Gdy była przy nim, świat przestawał istnieć był tylko on i ona.

Jak cudownie mieć przy sobie człowieka, który rozumie mnie po półsłowie, a choćby po półgestie szeptała, kładąc się spać. Dobrze, iż spotkałam Marka.

Zosia wiedziała, iż kocha Marka, rozpoznała w tym prawdziwą miłość. Kochała go za wierność, za to, iż ją uwielbia i potrafi wytrzeć każdy drobny pyłek z jej serca.

Z Markiem mamy relację pełną zaufania mówiła przyjaciółce Leri, i pełne zrozumienie. Najbardziej cenię jego szacunek dla mojego zdania, choćby gdy różni się od jego własnego.

Szczęśliwaś, Zosiu, rzadko spotyka się taką pełną harmonię odparła Lera. Ja z Michałem wciąż mamy własne tarapaty, nie potrafimy się poddać. Wyobraź sobie, jakie emocje między nami i nie wiem, czy chcę z nim wyjść za mąż.

Z czasem wszystko się wyjaśni, porządek sam się ułoży radziła Zosia. Nie spiesz się z nim jeszcze.

Tak, mam nadzieję. Mama nie radzi mi się spieszyć, nie lubi mojego Michała westchnęła Lera.

Zosia i Marek rozumieli się tak dobrze, iż formalności w urzędzie stanu cywilnego przeszli niemal bez wysiłku.

Zosiu, myślę, iż nadszedł czas, byśmy się pobrali powiedział Marek, odprowadzając ją pod dom. Co o tym sądzisz?

Co? Patrzę w oczy, nie mam wątpliwości, iż to teraz. Tylko nie wiem, jak zorganizować nasze wesele. Nie chcę zapraszać masy gości opowiedziała mu o tym, co widziała jako dziecko.

Marek roześmiał się, rozumiejąc, iż dla niego ceremonia to tylko formalność.

Czasem tak bywa odparł. A co, jeżeli zrobimy to inaczej?

Nie, naprawdę chcę ślub tylko we dwoje. Nie chcę, żeby to było koszmarne krzyki i hałas.

Ja też nie lubię tłumu przyznał Marek. Dobrze, idź spać, jutro porozmawiamy popchnął ją lekko w stronę drzwi.

Zosia nie mogła zasnąć. Miał 26 lat, Marek 28, i oboje czuli, iż nie są już dwudziestoletnimi marzycielami. Wieczorem po pracy usiedli w kawiarni przy Starówce i wrócili do tematu.

Marek, wciąż skłaniam się ku temu, by nasz ślub był tylko dla nas dwojga powiedziała Zosia.

Dla dwojga, cóż to romantyczne ożywił się Marek. Wielka sala, białe obrusy, my przy stole. Wyobrażasz sobie? Ty w białej sukni, ja w fraku, płomienie świec, cicha muzyka Pijemy szampana i składamy sobie życzenia.

Nie żartuj, naprawdę chcę ślub we dwoje podkreśliła Zosia. A jak wytłumaczymy to rodzicom? spytał Marek.

Moje rodzice będą się gniewać, bo jestem jedynym synem a ty jedyną córką swoich rodziców odparła Zosia, nieco zirytowana. To nasze życie, nie ich decyzje.

To tradycja, Zosiu zamknął Marek.

Tradycje mnie nie interesują. Marzę o małej kapliczce w Tatrach, gdzie złożymy przysięgę mruknęła, patrząc w dal.

Myślę, iż po prostu podpiszemy akt i pojedziemy w podróż poślubną odparł Marek. To będzie nasz moment we dwoje.

Podróż to nie ślub, to po prostu miesiąc miodowy odpowiedziała Zosia. Ja chcę ślub w kameralnym stylu.

Dobrze, spróbuję przekonać rodziców, iż chcemy ślub tylko dla nas uśmiechnął się Marek. Nieważne, czy w fraku, czy w koszulce, najważniejsze, iż będzie nasza chwila.

Nie w dżinsach! Chcę białą suknię, a ty w fraku. Wyobraź sobie, iż w Urzędzie stanu cywilnego podnosisz mnie na ręce i jedzieš na jacht zachichotała Zosia.

Po tygodniu wspólnie, potajemnie przed rodzicami, złożyli wniosek w Urzędzie w Warszawie. Do ślubu pozostały dwa miesiące, a wciąż nie wiedzieli, jak zrealizują swój pomysł. Mieli nadzieję, iż w tym czasie znajdą rozwiązanie.

Pewnego deszczowego wieczoru, siedząc w pokoju Marka, usłyszeli nagle dzwonek.

Hej, młodzi! zawołała Anna, matka Marka, wchodząc. Słyszałam, iż planujecie coś z szampanem?

Tak, naszą trzecią rocznicę spotkania odparł Marek.

Myślałam, iż zamierzacie się pobrać dodała tajemniczo, patrząc na nich. Słyszałam, iż już złożyliście wniosek w Urzędzie.

Skąd wiesz wszystko? zapytał Marek. Czy masz kontakt z urzędnikiem?

Co chcesz, synu? zaśmiała się Anna.

Przyznajmy się, zgłosiliśmy się do małżeństwa i szukamy pomysłu na wesele przyznała Zosia.

Co macie na myśli? My mamy rodziców, więc to my zdecydujemy. Kupcie suknię, obrączki i frak dla Marka rozkazała stanowczo.

Nie chcemy huczącego wesela z setką gości, chcielibyśmy tylko we dwoje mruknął Marek.

To niemożliwe. Weselko to weselko nalegała Anna.

Wtedy wszedł ojciec Roman, wesoło podnosząc głos:

Znowu coś przegapiłem? Rozmowa o ślubie? No to dobrze, w końcu

Tak, tato. Ale my chcemy małe przyjęcie we dwoje wyznała Zosia, a matka chwyciła się za serce.

To nie nasze zwyczaje! wykrzyknął Roman. Jak można nie chcieć zobaczyć nas w najważniejszym dniu? Nasz jedyny syn Brak nam tradycji, jeżeli nie zrobimy wszystkiego po staremu, w restauracji, z gośćmi.

Dlaczego mamy podążać za wami, a nie za naszymi sercami? zapytał Marek.

Bo przerwał go Roman, tonem nie dopuszczającym sprzeciwu, i wyszedł.

Gdy Marek odprowadzał Zosię, rzekł:

Teraz twoja kolej powiedzieć rodzicom o naszym planie, ciekaw jestem ich reakcji.

Powiedzą to samo, co twoi

W domu czekała na Zosię zmartwiona matka.

Mamo, co się stało? przestraszyła się córka. Czy znowu masz problem z sercem?

Nie, córko, tym razem to dusza. Ania zadzwoniła, iż nie chcecie ślubu. Dodatkowo podaliście wniosek po cichu Co wymyśliliście?

Rozumiem, iż nie liczyła się nasza pomoc westchnęła Zosia.

Tradycja wymaga, abyśmy wszyscy byli razem, nie możecie iść na skróty powiedział ojciec. Wasze dzieci nie są pierwszymi, którzy się biorą.

Tato, nie chcę psuć najważniejszego dnia rzekła Zosia.

Co ja mówię, tak będzie. Nie będzie nic zepsute.

Chcę ślub we dwoje i jacht.

Kto się sprzeciwi? odparł ojciec. Dostać się do jachtu po normalnym weselu.

Zosia pojął, iż Marek ma rację. Rodzice będą wymuszać swoje tradycje, liczne przyjęcia i gości. Nikt nie wesprze ich pomysłu. Gdy Marek opowiedział przyjacielowi Szymonowi o planie kameralnego ślubu, przyjaciel westchnął:

Myślałem, iż pójdziemy tak, jak się tradycyjnie robi

To jeszcze nie ostateczna decyzja, Szymonie odpowiedział Marek. Rodzice mają inne zdanie.

Zbliżał się dzień ceremonii. Rodzice zadawali jedynie pytania:

Kwiaty białe czy różowe? Goście już ustaleni, dwieście osób.

Zosia i Marek spojrzeli na siebie z przerażeniem, nie wierząc, iż tyle osób będzie w tej sali.

My liczyliśmy na małe przyjęcie wymamrotał Marek.

Oczywiście małe. Nie martwcie się, wszystko zorganizujemy. Po ceremonii odwieziemy was na lotnisko i wyślemy nad Bałtyk zapewnił ojciec. Tam będziecie sami.

W dniu ślubu Zosia wyjść z wejścia w białej sukni, a Marek stał w fraku, wyglądając jak z bajki. Atmosfera wirującej muzyki, migoczących świec ogarnęła ją całą, i nagle poczuła prawdziwą radość.

Jakże kocham ten zgiełk pomyślała Zosia, patrząc na rodziców, przyjaciół i znajomych.

Ślub odbył się w eleganckiej sali hotelu w Warszawie, udekorowanej białymi różami. Goście wiwatowali, wykrzykując Na zdrowie! i wiwatowali dla nowożeńców. Zosia była szczęśliwa, a Marek równie bo gdy jej serce biło, jego też rosło.

Pod koniec dnia, w samolocie lecącym nad Bałtyk, siedzieli razem i szeptali:

To było szybkie i piękne

Idź do oryginalnego materiału