Szczęście w ciemności

twojacena.pl 3 godzin temu

Danuta siedziała przy oknie, obserwując uliczny ruch. Autobusy skrzypiały hamulcami, przechodnie spieszyli się po swoich sprawach, a ona rozmyślała tylko o jednym o liście, który nadszedł wczoraj. Czarna koperta z urzędową pieczęcią leżała na kuchennym stole już całą dobę, ale nie miała odwagi jej otworzyć.

Mamo, co tak siedzisz jak kamień? Tomasz wpadł do mieszkania jak huragan, rzucając plecak w kąt. Znowu się zamartwiasz? Dawaj jeść, głodny jestem jak pies.

Jedz, jedz westchnęła Danuta, nie odrywając wzroku od szyby. Kotlety są w lodówce, podgrzej w mikrofalówce.

Syn zatrzymał się na środku pokoju, przyglądając się matce uważniej. Coś w jej sylwetce było nienaturalne, zbyt spięte.

Co się stało? Tomasz podszedł bliżej. Wyglądasz dziwnie.

Nic takiego Danuta odwróciła się do niego. Tylko list przyszedł. Myślę, czy otworzyć.

Jaki list? Od kogo?

Od notariusza. Z Warszawy.

Tomasz zmarszczył brwi. Listy od notariuszy rzadko wróżyły coś dobrego. Albo długi, albo sprawy sądowe, albo inne kłopoty.

A co w nim może być? zapytał ostrożnie.

Nie wiem. Może ciocia Zosia coś zostawiła. Ostatnie lata mieszkała w Warszawie, miała tam mieszkanie. Ale przecież prawie się nie widziałyśmy, z dziesięć lat.

Danuta wstała, przeszła do kuchni. List leżał na tym samym miejscu, jakby drwił z jej niezdecydowania.

Mamo, może jednak otworzymy? Tomasz wziął kopertę. Czy wiedząc prawdę będzie gorzej?

Gorzej bywa różnie mruknęła matka. Nagle jakieś zobowiązania, długi po niej. Albo co gorsza. Nie chcę sobie kłopotów dorabiać.

A może jednak coś dobrego? Tomasz był już gotów rozewrzeć kopertę, ale powstrzymał go matczyny gest.

Czekaj. Daj mi jeszcze pomyśleć.

Choć tak naprawdę wątpliwości nie było. Ciocia Zofia była jej kuzynką, razem dorastały na podwórku, ale drogi ich rozeszły się dawno. Zosia wyjechała do stolicy po studiach, wyszła tam za mąż, pracowała w jakimś instytucie naukowym. Dzieci nie miała, mąż też dawno nie żył. Danuta zaś została w rodzinnym Bydgoszczy, urodziła Tomka, wcześnie owdowiała, przepracowała życie jako przedszkolanka.

Ostatni raz widziały się na pogrzebie dziadka, faktycznie z dziesięć lat temu. Zosia wtedy wydała jej się obca, stołeczną damą w drogim płaszczu, patrzącą z wyższością na prowincjonalną rodzinę.

Dobrze, otwieraj zdecydowała się wreszcie Danuta. Ale jak źle będzie, ostrzegałam.

Tomasz starannie rozerwał kopertę, wyciągając kilka arkuszy papieru. Przelotnie przebiegł wzrokiem pierwsze linijki i gwizdnął cicho.

Mamo, jest napisane, iż ciocia Zosia zapisała ci mieszkanie w Warszawie.

Co? Danuta o mało nie upuściła filiżanki z herbatą. Jakie mieszkanie?

Dwupokojowe, koło metra Stokłosy. I jest też konto bankowe Tomasz przekładał stronice, a jego oczy robiły się coraz większe. Mamo, tam jest całkiem spora suma.

Danuta opadła na krzesło, bo nogi nagle stały się jak z waty.

To niemożliwe. Przecież się nie kontaktowałyśmy prawie. Za co mi to wszystko?

Ale tu jest karteczka od niej. Odręczna. Tomasz podał matce mały świstek.

„Danka, jeżeli czytasz to pismo, znaczy, iż mnie już nie ma. Wiem, iż się od siebie oddaliłyśmy, a winna jestem w dużej mierze ja. Wciąż myślałam, iż mam przed sobą czas, iż jeszcze nadrobię stracony kontakt. Czas jednak płynie nieubłaganie. Chcę, by moje mieszkanie trafiło do ciebie. Ty zawsze byłaś dobra, żyłaś dla innych. Teraz pora pomyśleć o sobie. Twoja Zosia”.

Danuta czytała kartkę kilka razy, nie wierząc własnym oczom. Łzy same popłynęły po policzkach.

Jak to możliwe? szepnęła. Ona umarła, a ja choćby nie wiedziałam. Nie byłam na pogrzebie, nie pożegnałam

Mamo, nie win się. Skąd mogłaś wiedzieć? Tomasz objął matkę za ramiona. Może nie chciała. Niektórzy wolą odejść po cichu.

Ale czemu mnie? Miała przecież bliższych krewnych.

Widocznie nie takich, jak myślałaś.
Halina wspominała czarną kopertę od notariusza, delikatnie muskała płatki róży podarowanej przez Michałka i uśmiechała się, dziękując losowi za to nieoczekiwane szczęście, które wyrosło jak kwiat na twardej warszawskiej ziemi.

Idź do oryginalnego materiału