Teściowa idzie na randkę, a ja zostaję z wnuczką

polregion.pl 1 tydzień temu

Moja teściowa, Wanda Stanisławówna, od lat żyje bez męża. Rozwód z ojcem mojego męża był trudny, więc sama wychowała syna. Nie brakowało jej męskiej uwagi – zawsze była kobietą z charakterem – ale powtórnie za mąż nie wyszła. Mówiła, iż bała się, by ojczym nie skrzywdził jej chłopca. Z jej usposobieniem na pewno by na to nie pozwoliła. Tak minęła jej młodość – na pracy i wychowaniu syna. O randkach nie było mowy: wszystkie myśli zajmowały troski o utrzymanie dziecka i wychowanie go na porządnego człowieka, zwłaszcza iż były mąż nie tylko nie płacił alimentów, ale choćby grosza nie dał na syna.

I trzeba przyznać, iż świetnie sobie poradziła. Zawdzięczamy jej wiele. Mój mąż jest człowiekiem godnym zaufania, troskliwym, i wiem, iż to jej zasługa.

Lecz syn dorósł, ożenił się, urodziła się nam córeczka, a w życiu Wandy Stanisławówny pojawiła się wnuczka – nowy sens życia. Uwielbiała się nią zajmować: spacerować po parkach, piec pierniczki, opowiadać baśnie. Zdawałoby się – żyj i ciesz się. Ale nie – w jej życiu nagle zaszły zmiany, i to takie, iż do dziś jestem w szoku.

Przed Świętami Bożego Narodzenia poznała mężczyznę. Przypadkiem, w kolejce w galerii handlowej w samym centrum Poznania. Zamienili parę słów, wymienili się numerami, i tak się zaczęło. On, Jerzy Wojciechowicz, to emerytowany wojskowy, podpułkownik, także po rozwodzie, mieszka sam. Jak mówi teściowa, mają tyle wspólnego, iż to po prostu przeznaczenie. Oboje kochają stare polskie filmy, uwielbiają spacery nad Wartą, czytają te same książki. choćby herbatę piją tak samo – bez cukru, z plasterkiem cytryny. Jakby żywcem wyjęte z romantycznej komedii!

Ale jest jeden problem: Jerzy wciąż zaprasza ją na randki. A my z mężem pracujemy do późna, więc nasza córeczka niemal cały czas jest pod opieką babci. Zabierać dziecko na romantyczne spotkanie? To chyba niezbyt odpowiednie. Wczoraj więc zadzwoniła do mnie Wanda Stanisławówna z prośbą, przy której mało się nie zakrztusiłam kawą: „Marysiu, posiedź proszę z Zosią wieczorem, a ja… na chwileczkę wyjdę, tylko na randkę”.

Szczerze mówiąc, ledwo powstrzymałam śmiech. Randka? W jej wieku? Ma już ponad pięćdziesiątkę, a zachowuje się jak nastolatka, wybierając się do parku na spotkanie z adoratorem, a potem – wyobraźcie sobie – na wystawę współczesnej sztuki! Zaproponowałam: „Niech ten Jerzy przyjdzie do was, napijecie się herbaty, Zosia będzie pod opieką”. Ale nie, Wanda Stanisławówna uparła się: „To nie to samo, Marysiu. To musi być prawidłowa randka, ze spacerem, z rozmową pod gwiazdami”. Brzmi jak scenariusz powieści miłosnej, a nie prawdziwe życie!

Musiałam więc zwolnić się z pracy. Szef patrzył na mnie jak na wariatkę, ale pozwolił. A teraz siedzę i myślę – to nie będzie jednorazowa sytuacja. Patrząc, jak oczy teściowej płoną, gdy opowiada o swoim Jerzym, widać, iż nie skończy się na jednej randce. Już czuję, iż niedługo będę musiała brać urlop na własny koszt albo szukać żłobka dla Zosi. Bo wygląda na to, iż sprawa jest poważna. choćby dała mi delikatnie do zrozumienia, iż Jerzy to człowiek stateczny i może niedługo przyjdzie czas na ślub. Ślub! W jej wieku!

Nie mówię, iż każdy nie ma prawa do szczęścia. Ale czy w tym wieku szczęście tkwi w mężczyznach? Czy nie powinno polegać na zabawie z wnukami, pieczeniu im racuszków, prowadzeniu na place zabaw? A może się mylę? Może miłość nie zna wieku i choćby na emeryturze można spotkać tę jedyną osobę? Mimo wszystko trudno mi to pojąć: teściowa, która zawsze była dla mnie wzorem surowości i porządku, nagle zmieniła się w rozmarzoną panienkę z iskrzącymi się oczami.

Nie chcę jej kłócić. Niech spróbuje, niech poczuje się szczęśliwa. Może faktycznie los puka do jej drzwi w najmniej oczekiwanym momencie. Ale i tak nie mogę przestać się zastanawiać: czy babcie potrzebują życia osobistego? Czy ich przeznaczeniem jest tylko troska o wnuki i spokojne wieczory z drutami i telewizorem? Jak myślicie – czy w życiu osób po pięćdziesiątce pozostało miejsce na romans?.

Idź do oryginalnego materiału