Teściowa, która nie usiedzi w miejscu

newsempire24.com 8 godzin temu

Teściowa, która nie potrafi usiedzieć w miejscu

Gdy moja teściowa, Danuta Janowska, oznajmiła, iż przeprowadza się do swojej mamy, babci Bronisławy, na wieś, a swój dom oddaje nam z Markiem, mało nie podskoczyłam z radości. Własny dom! Przestronny, z ogrodem, werandą, gdzie moglibyśmy wychowywać dzieci i urządzać grillowania w weekendy — to prawdziwe marzenie! Z Markiem już planowaliśmy, jak urządzimy pokoje, pomalujemy ściany i zaprosimy znajomych na parapetówkę. Okazało się jednak, iż Danuta Janowska nie zamierza spokojnie siedzieć ani na wsi, ani nigdzie indziej. Wciąż wraca, wywracając nasz dom do góry nogami, a ja już nie wiem, jak poradzić sobie z tym utrapieniem. Teściowa to wprawdzie kobieta pełna energii, ale jej nawyki i wieczne wizyty zamieniają nasze marzenie w nieskończone cyrkowe przedstawienie.

Wszystko zaczęło się pół roku temu. Danuta Janowska, która ma już ponad sześćdziesiąt lat, nagle postanowiła, iż chce być bliżej swojej mamy, babci Bronisławy, liczącej sobie, proszę bardzo, osiemdziesiąt pięć wiosen. „Muszę pomagać mamie — oświadczyła. — A wam, młodym, dom się przyda”. Z Markiem byliśmy zachwyceni. Dom duży, solidny, z warzywnikiem i starą jabłonią w ogrodzie. Od razu zaczęliśmy planować remont, marzyć o pokoju dla naszego synka i gabinecie dla Marka. Teściowa spakowała swoje rzeczy, zostawiając nam połowę mebli, i wyjechała do wsi oddalonej o trzy godziny drogi. Pomyślałam wtedy: „No, teraz zaczniemy żyć!”. Jakże się myliłam.

Dwa tygodnie po przeprowadzce teściowa stanęła na progu. „Stęskniłam się za miastem!” — oznajmiła, wciągając za sobą ogromną walizkę. Ja, naiwna, myślałam, iż przyjechała na weekend. Ale nie, Danuta Janowska została na miesiąc. I w tym czasie przemeblowała cały salon, bo „tak lepiej dla energii”, przesadziła moje kwiaty, twierdząc, iż „nieprawidłowo je podlewam”, a choćby zaczęła gotować obiady, przed którymi Marek teraz się chowa. Jej sztandarowe danie to zupa z taką ilością cebuli, iż łzy lecą, zanim wejdzie się do kuchni. Próbowałam delikatnie zasugerować, iż mamy swoje przyzwyczajenia, ale tylko machnęła ręką: „Ewa, jesteś młoda, jeszcze nauczysz się gospodarować!”

W końcu nie wytrzymałam. „Danuto Janowsko — powiedziałam — jesteśmy wdzięczni za dom, ale to teraz nasz dom, pozwól nam żyć po swojemu”. A ona na to: „Oj, Ewa, nie marudź, przecież się staram!”. I wyjechała z powrotem na wieś. Odetchnęłam, myśląc, iż to jednorazowa wizyta. Ale gdzie tam!

Od tamtej pory teściowa wciąż wraca i miesza się do wszystkiego. Zjawia się bez zapowiedzi, czasem na kilka dni, czasem na kilka tygodni. I za każdym razem to jak huragan. Raz postanawia, iż nasz ogród jest „zaniedbany”, i zaczyna kopać grządki, wyrywając moje róże, bo „nie ma z nich pożytku”. Innym razem robi generalne porządki, wyrzucając moje stare czasopisma, które, nawiasem mówiąc, kolekcjonowałam. A pewnego razu przywiozła z wsi starą komodę, oznajmiając, iż to „rodzinna pamiątka”, i postawiła ją na środku naszego salonu. Marek tylko się śmieje: „Mamo, jesteś jak projektantka wnętrz!”. Ja już się nie śmieję. Jestem na krawędzi.

Najzabawniejsze, iż na wsi Danucie Janowskiej najwyraźniej wszystko pasuje. Babcia Bronisława, mimo wieku, jest pełna wigoru — sama uprawia warzywnik, doi kozę, a choćby plotkuje z sąsiadkami na ławeczce. Ale teściowa twierdzi, iż jest jej tam „nudno” i iż „musi sprawdzać, jak sobie radzimy”. Sprawdzać! Już nie wspomnę o tym, jak uczy mnie wychowywać syna. „Ewa, jesteś zbyt pobłażliwa, on powinien pomagać w domu!” — mówi, a sama rozpuszcza go cukierkami i pozwala oglądać bajki do północy. Już nie wiem, jak jej wytłumaczyć, iż chcemy być gospodarzami we własnym domu.

Ostatnio nie wytrzymałam i porozmawiałam z Markiem. „Marek — powiedziałam — twoja mama nas doprowadza do szału. Może poprosisz ją, żeby rzadziej przyjeżdżała?”. A on na to: „Ewo, ona chce tylko pomóc. Wytrzymaj, przyzwyczai się do wsi”. Wytrzymać? Ja już jestem na granicy! Danuta Janowska niedawno oświadczyła, iż chce przyjechać na całe lato, by „pomóc w ogrodzie”. Wyobraziłam sobie trzy miesiące jej „pomocy” i mało nie wpadłam w panikę. A wczoraj zadzwoniła i powiedziała, iż znalazła nam „idealnego psa” — jakiegoś kudłatego kundla, którego znalazła na wsi. „Potrzebujecie przyjaciela!” — stwierdziła. Marek jest zachwycony, a ja przerażona. Mamy już wystarczającą ilość „przyjaciół” w postaci teściowej.

Zastanawiam się, jak rozwiązać ten problem. Może zaproponować Danucie Janowskiej jakiś kurs w mieście? Haft, taniec — byle tylko była zajęta. Albo kupić jej wycieczkę nad morze? Bo niedługo sama zacznę marzyć o przeprowadzce za granicę. Żartuję, oczywiście, ale sytuacja wymyka się spod kontroli. Marek obiecuje porozmawiać z mamą, ale wiem, iż jej żałuje. A ja żałuję siebie i naszego marzenia o spokojnym rodzinnym gniazdku.

Ciekawe, czy inni też mają takie teściowe? I jak sobie radzą? Bo ja już jestem gotowa napisać poradnik: „Jak przetrwać z niesforną teściową”. Na razie staram się trzymać nerwy na wodzy i przypominać sobie, iż dom jest nasz, a Danuta Janowska to tylko gość. Ale jeżeli naprawdę przywiezie tego psa, chyba zacznę pakować walizki. Albo chociaż schowam się w piwnicy do końca lata.

Idź do oryginalnego materiału