Teściowa wprowadziła się do nas i znalazła sposób na przekonanie syna o swojej potrzebie wsparcia.

polregion.pl 1 dzień temu

Teściowa pół roku temu wprowadziła się do nas. Ma swój dom i całkiem dobrze radzi sobie sama, ale przekonała syna, iż potrzebuje pomocy. Mówiła, iż boi się samotności, więc możliwie jak najszybciej zabrał ją do naszego dwupokojowego mieszkania w Warszawie.

Halina Nowakowska to kobieta o trudnym charakterze. Zawsze chce być w centrum uwagi, bez względu na koszty. Dopóki żył jej mąż, nie ingerowała w nasze sprawy. Cieszyłam się, bo przez wszystkie lata małżeństwa nie udało mi się z nią nawiązać porozumienia.

— Ojej, córeczko, przed powrotem męża trzeba zawsze wyglądać schludnie. Ja choćby w moim wieku nie pozwalam sobie na taki nieporządek. I to mięso powinnaś inaczej przyrządzać, może zapisz się na kursy, skoro mama cię nie nauczyła.

Takie uwagi słyszałam regularnie. W jej oczach ona robi wszystko idealnie, a ja mam „ręce od święconej wody”. Kiedyś widywałyśmy się tylko od święta — wtedy milczałam i znosiłam jej humory. Ale teraz, gdy muszę znosić jej zachowanie codziennie, staje się to nie do wytrzymania.

Teść zmarł w zeszłym roku. Spodziewaliśmy się tego, bo od lat walczył z nowotworem. Po jego śmierci teściowa wyglądała przerażająco — nie jadła, nie piła, jak duch wędrowała po domu. Przez pierwszy miesiąc nie zostawialiśmy jej samej choćby na chwilę.

Z czasem jednak ocknęła się i wróciła do normalnego życia. Znów zaczęła być obraźliwa i czepiała się każdego szczegółu. Dla mnie to był znak, iż wróciła do formy. Niestety, moja euforia była przedwczesna — zaczęła namawiać syna, iż trudno jej żyć samej.

— Czuję się samotna i nikomu niepotrzebna. Boję się zostać w domu, a do tego znów mam kołatanie serca. Może zamieszkalibyśmy razem? — rozczulała się.

Mąż nie był zachwycony tym pomysłem, ale w końcu uległ. Ciągłe telefony i opowieści o jej ciężkim losie przełamały jego opór. Ja jednak stałam twardo przy swoim — absolutnie nie chciałam mieszkać z teściową. Proponowała, żebyśmy się do niej wprowadzili, bo jej dom jest większy. Być może, ale tam na pewno nie byłabym gospodynią. Do tego nasze mieszkanie jest w samym centrum — blisko do pracy i przedszkola.

Wiedziałam, iż nie dam się wciągnąć w jej grę — na swoim terenie po prostu by mnie zdominowała. Mąż próbował mnie zrozumieć, ale przecież matka to świętość. Obiecał, iż zrobi wszystko, żeby jej przeprowadzka była tymczasowa, i iż będzie pilnował, by mnie nie atakowała.

Minęło już sześć miesięcy, a nasze małżeństwo wisi na włosku. Stałam się nerwowa i rozdrażniona, bo krążę wokół teściowej jak służąca.

„Zrób mi herbatę, zabierz na spacer, włącz serial…” A potem muszę jeszcze wysłuchiwać, jak to nikt się nią nie interesuje. jeżeli coś zrobię nie po sens jej myśli, od razu udaje zawał i każe dzwonić po pogotowie.

Planowaliśmy z mężem wyjazd nad morze, ale teściowa urządziła scenę, iż ją porzucamy. „Powinniście zabrać mnie ze sobą!” — lamentowała. Dla mnie taki wypoczynek nie ma sensu. Mąż tylko wzrusza ramionami, a ja czuję, iż moja cierpliwość się kończy. jeżeli jego matka jest dla niego ważniejsza niż ja, cóż — zostanie tylko rozwód.

Życie uczy, iż czasem trzeba postawić granice, choćby kosztem bliskich relacji. Bo jeżeli pozwolimy innym decydować za nas, stracimy siebie.

Idź do oryginalnego materiału