Turystyczna perełka przestanie istnieć. Trafi do podręczników jako miejsce-widmo

gazeta.pl 5 godzin temu
Nadmorska wieś w Norfolk od lat kusi brytyjskich urlopowiczów spokojem i widokami, jak z pocztówki. Ale pod jej malowniczymi klifami kryje się dramat - ziemia dosłownie usuwa się spod nóg. Czy Happisburgh zniknie pod falami? jeżeli prognozy się potwierdzą, za 25 lat Europa straci turystyczną perłę.
Happisburgh to niewielka miejscowość w hrabstwie Norfolk, położona nad Morzem Północnym, pomiędzy Cromer a Great Yarmouth. Zamieszkuje ją około 1400 osób, a w krajobrazie dominują ceglane domy, zabytkowy kościół z XIV wieku i ikoniczna biało-czerwona latarnia morska. Od lat przyciąga turystów szukających ciszy i przestrzeni z widokiem na horyzont. Dla wielu to spokojna alternatywa dla zatłoczonych brytyjskich kurortów, która w tej chwili balansuje na granicy przetrwania. Postępujące zmiany klimatu sprawiają, iż brytyjskie wybrzeże, które znamy, powoli przestaje istnieć.


REKLAMA


Zobacz wideo Borneo. Odwiedź tę wyspę, zanim będzie za późno


Czy Happisburgh zniknie? Specjaliści dalecy są od optymizmu
Choć wioska wciąż tętni życiem turystycznym, jej codzienność coraz częściej przypomina kronikę powolnego końca. Od lat 90. morze pochłonęło już ponad 250 metrów linii brzegowej. Budynki dosłownie osunęły się do wody, a kolejne stojące zbyt blisko krawędzi, czekają na ten sam los. Eksperci nie mają wątpliwości: to już nie ostrzeżenie, a proces, który rozgrywa się na naszych oczach.


To nie są prognozy. To się dzieje tu i teraz


- powiedział dr Ian Richards, analityk klimatyczny i specjalista ds. erozji wybrzeży w Wielkiej Brytanii, cytowany przez "Daily Mail".


Domy się zawaliły, drogi zniknęły, a linia klifu cofa się szybciej, niż ktokolwiek przypuszczał


- dodał. W niektórych częściach Norfolk tempo erozji przekracza już cztery metry rocznie. Ponad 200 nadmorskich miejscowości we wschodniej Anglii uznaje się dziś za realnie zagrożone utratą gruntu. Według szacunków, jeżeli trend się utrzyma, Happisburgh może całkowicie zniknąć z mapy do 2050 roku.


Samorządy próbowały przeciwdziałać erozji, budując wały ochronne, umacniając klify i stosując różnego rodzaju nasypy. Jednak bez większego skutku.


Dzisiaj te konstrukcje po prostu sobie nie radzą. Zostały zaprojektowane w zupełnie innych warunkach klimatycznych. Teraz presja ze strony morza jest zbyt duża


- zauważył dr Richard. Mimo wszystko Happisburgh nie świeci pustkami. Wiele osób przez cały czas traktuje to miejsce jako wyjątkowy cel podróży, także ze względu jego niepewnej przyszłości.


Zdajemy sobie sprawę z zagrożeń, ale dobrze wiemy też, jak piękne jest to miejsce. [...] Większość rozumie, w jakiej sytuacji się znajdujemy i po prostu chce się tym nacieszyć, póki jeszcze można.


- powiedziała Maria Jennings, prowadząca lokalny pensjonat B&B. Co roku turyści wracają tu z poczuciem, iż może być to ich ostatnia wizyta. Cisza, spokój i nieco zatrzymany w czasie klimat sprawiają, iż miejsce nabiera wyjątkowej wartości. W tej ulotności kryje się coś poruszającego - nie w samej wiosce, ale także w naszym stosunku do świata, który niepostrzeżenie się wymyka.


Pęd zmian, które ciężko zatrzymać. Dlaczego Happisburgh spada do morza?
To, co dzieje się w Happisburgh, nie jest wyjątkiem, ale podręcznikowym przykładem postępującej erozji wybrzeża - zjawiska przyspieszanego zarówno przez zmiany klimatyczne, jak i geologiczną budowę terenu. Klify w tej części Norfolk zbudowane są głównie z gliny morenowej, czyli gruntu, który łatwo chłonie wodę i wyjątkowo gwałtownie się osuwa, zwłaszcza po intensywnych opadach. Mają do 10 metrów wysokości, a ich warstwowa struktura przypomina przekładane ciasto. Wystarczy kilka sztormów, by rozmiękczone zbocza zaczęły się kruszyć.
Jak wskazuje British Geological Survey, dane z pomiarów laserowych wyraźnie pokazują stopniowe cofanie się linii brzegowej. Zimą dominują erozja wodna i niewielkie osuwiska, latem fale podmywają klify u podstawy. Procesy te następują cyklicznie, tworząc w krajobrazie wklęsłości i niewielkie zatoki.


Zmienny klimat, częstsze sztormy, wyższy poziom mórz - wszystko to sprawia, iż klify znikają szybciej, niż działo się to kiedykolwiek wcześniej


- wyjaśnił dr Ian Richards w rozmowie z "Daily Mail". Czy da się temu zapobiec? W teorii tak. Skuteczna ochrona wybrzeża wymagałaby jednak kosztownych inwestycji: budowy zabezpieczeń, ciągłego monitoringu i długofalowych działań na rzecz ograniczenia emisji. W praktyce takie rozwiązania często przegrywają z bieżącymi priorytetami politycznymi. Dlatego właśnie Happisburgh staje się dziś symbolem - nie tylko walki o przetrwanie, ale także ostrzeżeniem dla reszty świata.
Czy twoim zdaniem turystyka powinna być ograniczana w regionach objętych katastrofami naturalnymi? Zapraszamy do udziału w sondzie oraz do komentowania.
Idź do oryginalnego materiału