„Ty już za mnie zadecydowałeś?!” — historia jednego niewypału ślubnego
Weronika siedziała przy stoliku w przytulnej restauracji w centrum Krakowa, czekając na swojego narzeczonego, Krzysztofa. Był jakoś spięty, co chwilę sięgał po telefon i nerwowo zerkał na ekran.
— Krzysiu, dziś jesteś taki dziwny. Co się dzieje? — zapytała, starając się nie pokazać niepokoju.
— Poczekaj chwilę, zaraz wszystko wyjaśnię. Czekamy tylko na rodziców… — odparł, machając ręką.
— Na jakich rodziców?
— Na moich. I jeszcze kilka osób z nimi będzie. Nie przyszliśmy tu tylko na kolację — musimy coś omówić.
Weronika zesztywniała. Znała Krzysztofa od pół roku i nauczyła się rozpoznawać jego „ważne rozmowy” po tonie. Nigdy nie kończyły się dobrze.
Po dziesięciu minutach do ich stolika podeszli rodzice Krzysztofa — Marek i Agnieszka, a za nimi dwie obce osoby.
— Poznajcie: to Tomasz i Barbara — powiedział Krzysztof z szerokim uśmiechem. — Są zainteresowani twoim mieszkaniem. Chcą je wynająć długoterminowo.
— Moim… mieszkaniem? — Weronika ledwo utrzymała widelec.
— No jasne. Mają poważne zamiary — oferują dwa tysiące złotych miesięcznie. A my po ślubie wprowadzamy się do moich rodziców. Mają dom pod miastem, miejsca jest dużo. Po co ma stać puste? Będzie przynosić dochód!
Weronika poczuła, jak jej palce stają się lodowate. Krzysztof, nie zauważając jej reakcji, wyciągnął z teczki dokumenty.
— O, już wszystko omówiłem z bankiem. Przełożymy twój kredyt hipoteczny na nas oboje — rata będzie niższa. I łatwiej będzie spłacać.
— Ty… już wszystko załatwiłeś? — głos Weroniki zadrżał. — choćby mnie nie pytając?
— No przestań, zachowujesz się jak dziecko! — wtrąciła się Agnieszka. — Krzysiek dba o waszą przyszłość. Przecież już prawie jesteście rodziną!
Tomasz i Barbara wymienili spojrzenia.
— Przepraszam, ale mieszkanie jest na pani? — zapytała Barbara, patrząc na Weronikę.
— Jeszcze nie, ale…
— W takim razie przepraszamy, ale to nie dla nas — powiedział sucho Tomasz. — Nie wiedzieliśmy, iż właścicielka choćby nie jest poinformowana. Do widzenia.
Wstali i wyszli, pozostawiając za sobą niezręczną ciszę.
— No proszę — oburzyła się Agnieszka. — Takich uczciwych ludzi pani odstraszyła! I wszystko przez tę scenę, Weronika!
— Scenę? — Weronika powoli wstała. — To nie scena. To moje prawo — decydować o swoim mieszkaniu.
— Ty poważnie?! — Krzysztof zbladł. — Przecież wszystko zaplanowaliśmy!
— Ty wszystko zaplanowałeś. Za nas oboje. Beze mnie. I nie zamierzam budować przyszłości z kimś, kto uważa to za normalne.
— Weronika, uspokój się…
— Nie. Ślubu nie będzie.
Wyszła z restauracji, nie oglądając się za siebie. I więcej nie odpowiedziała na żadną wiadomość.
A w domu, siedząc na parapecie z kubkiem gorącej herbaty w dłoniach, pomyślała tylko:
„Lepiej sama — ale z szacunkiem do siebie, niż z kimś, kto tego nie rozumie”.