W Beskidach odżywa dawna perła PRL-u. "Polskie Las Vegas" znów lśni na turystycznej mapie

kobieta.gazeta.pl 1 tydzień temu
Kiedyś wypoczywali tu dygnitarze i elita PRL-u. Był to też jeden z ulubionych ośrodków Edwarda Gierka. Potem nadszedł czas ruiny, a teraz nowoczesny powrót przyciąga turystów spragnionych historii z nutą luksusu. Kozubnik wczoraj i dziś to zupełnie inne miejsce.
Kozubnik, zwany "polskim Las Vegas", był jak sen o zachodnim kurorcie, tylko z polskim paszportem i czerwoną legitymacją w tle. Wzniesiony w sercu Beskidu Małego, w gminie Porąbka, nieopodal Międzybrodzia Bialskiego, miał być wizytówką sukcesu socjalistycznego państwa. Pomysł narodził się w kręgach Hutniczego Przedsiębiorstwa Remontowego, które chciało stworzyć własny ośrodek wypoczynkowo-szkoleniowy. W teorii miał służyć hutnikom, w praktyce stawał się coraz bardziej zamkniętym światem dla wybranych.


REKLAMA


Zobacz wideo Ciechanów. Turystyczna perła na Mazowszu?


Luksus w cieniu gór. Jak narodził się raj PRL-u?
Budowa ośrodka ruszyła w 1968 roku i trwała zaledwie dwa lata. Tempo było imponujące, a skala projektu, jak na realia tamtych czasów, niemal niewiarygodna. Na 7,5 hektara doliny wciśnięto 11 hoteli, restauracje, sale konferencyjne i budynki administracyjne. Do tego trzy baseny, w tym kryty z przeszkloną halą, sauny, solarium, a choćby klub nocny Piekiełko, gdzie grano zachodnie hity, które w innych częściach kraju uchodziły za towar deficytowy. Z głośników płynęła muzyka The Beatles, Boney M. i Czerwonych Gitar, a na parkiecie tańczyli ludzie, których przeciętny obywatel mógł oglądać co najwyżej na ekranie telewizora.
Kozubnik działał jak samowystarczalne miasto. Miał własne ujęcie wody, oczyszczalnię ścieków i agregat prądotwórczy napędzany silnikami z czołgów, co dawało ośrodkowi niezależność energetyczną. Pośrodku płynął potok Mała Puszcza, a ponad nim przerzucono drewniane mostki i tarasy widokowe. Wszystko zaprojektowano tak, by goście mogli przechadzać się po ośrodku bez najmniejszego kontaktu ze światem zewnętrznym.


Nie brakowało tam luksusów: restauracje serwowały koniaki, kawior i importowane likiery, a obsługa była szkolona w specjalnych kursach hospitality. Wśród gości pojawiali się członkowie partii, dyrektorzy zakładów przemysłowych i przedstawiciele Rady Wzajemnej Pomocy Gospodarczej. Przyjeżdżał tu Edward Gierek, syn Leonida Breżniewa, a także delegacje z Czechosłowacji i NRD. Dla lokalnych mieszkańców Kozubnik był niczym mit, otoczony ochroną, z bramą, przez którą zwykły wczasowicz z rezerwacją w schronisku nie miał szans przejść.
W latach 80. miejsce zyskało też drugie, bardziej tajemnicze oblicze. To stąd dowodzono organizacją stanu wojennego w południowej Polsce. Na dachach basenów ustawiono wozy bojowe, które zniszczyły konstrukcję obiektu. Z sufitów zaczęła kapać woda, ale elita przez cały czas tu bywała. Przyjeżdżała na konferencje i zamknięte bankiety. Kozubnik był symbolem luksusu, pokazowym dziełem epoki, która chciała udowodnić, iż i w socjalizmie można wypoczywać "po europejsku".


Opuszczony kurort - Kozubnik. Fot. Piotr Drabik/flickr.comFot. Piotr Drabik/flickr.com


Kozubnik wczoraj i dziś. PRL-owska perła powoli odzyskuje swój blask
Kiedy nadeszły lata 90., bańka pękła. Przyszła transformacja, zakłady hutnicze zaczęły się sypać, a dotacje przestały płynąć. Kozubnik, który przez lata utrzymywały państwowe pieniądze i partyjne delegacje, nagle musiał radzić sobie sam. Właściciele próbowali ratować sytuację. Najpierw przekazano obiekt firmie z amerykańskim kapitałem, później kolejnym inwestorom, ale nic nie działało. Długi rosły, pracownicy nie mieli pensji, a prąd wyłączano regularnie. W hotelowych recepcjach zapalano świece, żeby przyjąć ostatnich gości, a menedżer o świcie jechał do zakładu energetycznego z gotówką, by błagać o przywrócenie zasilania.
W 1996 roku ogłoszono bankructwo. Długi sięgnęły 28 milionów złotych, a syndyk zdołał sprzedać wyposażenie za symboliczne kwoty. Po kilku miesiącach z ośrodka zniknęły niemal wszystkie ślady dawnego luksusu, a choćby kable, grzejniki, meble i elementy konstrukcyjne. Teren opustoszał i niedługo stał się celem szabrowników i pasjonatów urbexu. Z najwyższego budynku, nazywanego "Kiczorą", wyrwano metal wart dziesiątki tysięcy złotych. Z czasem Kozubnik zamienił się w miejsce owiane złą sławą, a na jego terenie policja odkryła jedno z większych w kraju laboratoriów amfetaminy.


Przez lata ośrodek przypominał scenerię filmu postapokaliptycznego. Dopiero po 2010 roku zaczęła się nowa era. Teren kupiła firma z Warszawy, która postanowiła przywrócić mu życie. Zaczęły powstawać nowoczesne budynki apartamentowe i hotele typu condohotel, połączone z restauracjami, spa i strefą rekreacyjną. Inwestycja prowadzona etapami powoli zmienia krajobraz. Między ruinami pojawiają się przeszklone elewacje, a na górskich ścieżkach słychać gwar turystów.


w tej chwili Kozubnik wciąż jest w fazie przemiany, ale coraz bliżej mu do dawnego blasku. Nie ma już kontroli przy bramie ani listy nazwisk na wjazd. Zamiast dygnitarzy przyjeżdżają rodziny, rowerzyści i ci, których fascynuje historia tego niezwykłego miejsca. Tam, gdzie kiedyś odpoczywały elity PRL-u, dziś każdy może napić się kawy z widokiem na góry. I choć duch przeszłości wciąż unosi się nad doliną, ośrodek znów oddycha... Jednak tym razem w rytmie współczesnych czasów. Jak powinno się postępować z dawnymi ośrodkami, które dziś popadają w ruinę? Zapraszamy do udziału w sondzie oraz do komentowania.
Zachęcamy do zaobserwowania nas w Wiadomościach Google.
Idź do oryginalnego materiału