Od najwcześniejszych lat, które pamiętała, Wanda Nowak wiedziała, iż jej życie nigdy nie będzie takie jak innych dziewczyn. Jeden moment z dzieciństwa zmienił wszystko — zostawiając ślad zarówno na jej twarzy, jak i w sercu.
Gdy miała zaledwie sześć lat, przeżyła straszny wypadek, który pozostawił głębokie blizny na większości jej twarzy. Jej matka, Zofia, silna i zdecydowana kobieta, od tamtej pory poświęciła się całkowicie opiece nad córką. Tamten wypadek zabrał nie tylko nieskazitelną skórę Wandy, ale także jej dziecięcą niewinność, a życie Zofii zamienił w nieustanną walkę o przetrwanie.
Wanda dorastała, ucząc się, iż ludzie najpierw widzą jej blizny, a dopiero potem ją samą. Stało się to zarówno przekleństwem, jak i w pewien sposób tarczą. Rozumiała, iż większość mężczyzn nigdy nie spojrzy poza jej twarz, więc cicho pogodziła się z tym, iż szanse na miłość są niewielkie.
Jej matka nigdy nie przestała jej przekonywać, iż jest inaczej.
“Nie martw się, Wanda — mówiła Zofia łagodnie, odgarniając córce włosy. — Kiedyś uzbieramy na dobrego specjalistę. Zobaczysz, znów będziesz piękna.”
Zofia naprawdę w to wierzyła. Była lekarzem, ale pracowała na dodatkowe zmiany, oszczędzając każdy grosz w starej blaszance, odmawiając sobie choćby podstawowych rzeczy.
Wanda często protestowała.
“Mamo, przestań się tak męczyć. Jestem taka, jaka jestem. Może choćby lepiej — nigdy nie skończę z kimś takim jak ojciec.”
Jej ojciec, Marek, zniknął zaraz po wypadku. Wanda dorastała w przekonaniu, iż je porzucił. Zofia nigdy nie mówiła o nim źle. Przechowywała stare zdjęcie — młodsza Zofia z warkoczem i przystojnym, ciemnowłosym mężczyzną u boku. Wandy jeszcze na nim nie było — była wtedy w brzuchu matki.
“To był dobry człowiek — upierała się Zofia. — Nie znamy całej historii. Może coś się stało.”
Ale gorycz Wandy nigdy nie osłabła. W jej oczach żaden dobry człowiek nie opuściłby rodziny w najtrudniejszym momencie.
Gdy Zofia zmarła lata później z powodu przewlekłych problemów z płucami, Wanda znalazła w jej rzeczach pamiętnik. Na pożółkłych stronach Zofia wyznała, iż Marek mógł mieć inną rodzinę — syna o imieniu Kacper w sąsiednim mieście.
“Może po prostu zaczął nowe życie bez nas — napisała Zofia. — Nigdy nie powiedziałam Wandzie. Każde dziecko zasługuje, by wierzyć, iż ojciec je kocha.”
To odkrycie nie ukoiło gniewu Wandy, ale pogłębiło jej zrozumienie poświęceń matki. Zofia nosiła w sobie ból w milczeniu, aby córka mogła dorastać bez zatrucia serca nienawiścią.
Po pogrzebie najlepsza przyjaciółka Zofii, Ewa Kowalska, wzięła Wandę na stronę.
“Twoja matka była z ciebie dumna — powiedziała Ewa. — Mówiła mi, iż dawno by jej nie było, gdyby nie ty. Nigdy nie obwiniaj siebie.”
Ewa stała się podporą Wandy. Mimo to lata po śmierci matki były samotne. Zdjęcie rodziców stało się najcenniejszą rzeczą, jaką posiadała. Trzymała je w portfelu i w najcięższych chwilach patrzyła na nie, wyobrażając sobie, iż matka czuwa nad nią.
W końcu Wanda znalazła pracę w średniej klasy restauracji. Nie była to luksusowa posada — myła naczynia w głębi lokalu, z dala od klientów, którzy czasem zbyt długo się gapili. Praca była ciężka, a atmosfera często napięta przez młodego właściciela, Kacpra Nowickiego.
Kacper był bogaty, przystojny i nie do zniesienia. Jego matka kupiła mu restaurację po powrocie z zagranicznych studiów. Większość czasu spędzał na telefonie, narzekając na pracowników i rzucając obelgi.
“Wszyscy jesteście złodziejami i leniami!” — to było jego ulubione powiedzenie.
Prawda była taka, iż restauracja funkcjonowała tylko dzięki Ewie Kowalskiej, która jako asystentka menedżera adekwatnie wszystkim zarządzała. Traktowała personel z życzliwością, czasem wręczając im drobne premie. Wszyscy wiedzieli, iż bez niej biznes by upadł.
Pewnego ranka Kacper był wyjątkowo wściekły. Był przekonany — błędnie — iż ktoś ukradł pieniądze z sejfu.
Marta, inna pracownica zmywająca naczynia i najbliższa przyjaciółka Wandy w pracy, szepnęła do niej:
“Pewnie sam je wziął i zapomniał. Tylko się nie wychylaj.”
Ale Kacper wpadł do pomieszczenia, warcząc:
“Portfele na stół! Sprawdzam wszystkich.”
Marta podała swój pierwsza. Skrzywił się na widok pieluch w środku, ale nie znalazł gotówki. Potem zwrócił się do Wandy.
Przeszukał jej torbę i wyciągnął zniszczony portfel. W środku, schowane za kilkoma banknotami, było zniszczone zdjęcie jej rodziców.
Kacper zesztywniał.
Przez chwilę jego arogancka maska zniknęła. Oczy mu się rozszerzyły, a twarz zbladła.
“Kto… kto to jest?” — zapytał dziwnie zmienionym głosem.
Wanda, zaskoczona, odpowiedziała krótko:
“Moi rodzice. I nie, nie wzięli twoich pieniędzy.”
Kacper zamknął portfel i oddał go bez słowa. Potem, bez wyjaśnień, odwrócił się i wybiegł z kuchni.
Później tego dnia Ewa przyszła do zmywak