Wszyscy się śmiali z ubogiej staruszki w poczekalni, aż znany chirurg odwrócił sytuację…

polregion.pl 1 dzień temu

W warszawskim szpitalu trwa zwykły dzień. Ludzie w poczekalni zajęci są swoimi sprawami jedni przeglądają telefony, inni rozmawiają półgłosem, niektórzy tylko wpatrują się w podłogę. Pielęgniarki przemierzają korytarze w pośpiechu, lekarze kolejno wywołują pacjentów i wszystko płynie zwyczajnym biegiem.

Nagle zapada dziwna cisza. Drzwi uchyliły się i weszła starsza kobieta. Ma na sobie wyświechtany płaszcz, w rękach zaciska starą skórzaną torbę. Jej spojrzenie jest spokojne, ale widać w nim zmęczenie.

Ludzie zaczynają spoglądać na siebie. Młodsi szeptają:

Czy ona w ogóle wie, gdzie się znajduje?

Może pamięć jej szwankuje?

Czy stać ją w ogóle na konsultację? Kosztuje przecież tyle złotych…

Kobieta w milczeniu podchodzi do krzesła w rogu i siada, jakby nikogo nie dostrzegając. Nie wygląda na zagubioną, tylko trochę obco w tym nowym, sterylnym świecie współczesnej medycyny.

Mija jakieś dziesięć minut, gdy nagle szeroko otwierają się drzwi bloku operacyjnego. Do poczekalni pewnym krokiem wchodzi chirurg znany w całym mieście doktor Wiktor Kowalski. Jego nazwisko widnieje na tablicy honorowej przy wejściu. Znają go wszyscy: pacjenci, studenci, koledzy. Wysoki, poważny, w zielonym stroju chirurgicznym, bez słowa kieruje się prosto do starszej pani.

Przepraszam, iż kazałem czekać mówi chirurg, z szacunkiem dotykając jej ramienia. Pilnie potrzebuję Pani porady. Zagubiłem się w tym przypadku.

Wszyscy w poczekalni stanęli jak wryci. Szepty ucichły. Ludzie nie rozumieją, co się dzieje. Ten człowiek, za którym zwykle uganiają się dziennikarze, stoi przed starszą kobietą z niemal nabożną czcią.

Ciszę przerywa głos jednego z rejestratorów:

Zaraz… To przecież profesor Jadwiga Nowak. Ta sama, która dwadzieścia lat temu kierowała tutaj oddziałem chirurgicznym w tym szpitalu…

I wszystko nabrało sensu.

Ta kobieta nie była po prostu emerytowaną lekarką. Była legendą. Tą, która ratowała życie w czasach bez współczesnej aparatury czy chirurgicznych robotów.

A ten słynny lekarz stojący przed nią był jej byłym uczniem. Wezwał ją, bo stanął przed przypadkiem, w którym sam się wahał. Wiedział: tylko ona zobaczy to, czego inni nie widzą.

Podniosła wzrok i odpowiedziała cicho:

No to chodźmy. Spójrzmy razem.

I wszyscy, którzy przed chwilą szeptali i osądzali, opuścili wzrok.

Idź do oryginalnego materiału