Halina Stanisławówna stała na progu własnego mieszkania z dwiema walizkami w rękach i nie mogła uwierzyć w to, co się działo. Za jej plecami zatrzasnęły się drzwi, zgrzytnął zamek. Jej córka, Bożena, zamknęła ją na wszystkie zasuwy.
– Mamo, mówię poważnie! – krzyczała Bożena zza drzwi. – Dopóki nie opamiętasz się, nie wrócisz do domu!
Halina oparła się o ścianę klatki schodowej. Nogi się pod nią trzęsły, w głowie huczało. Siedemdziesiąt dwa lata życia, a jeszcze nigdy nie doświadczyła takiego upokorzenia.
– Bożenko, otwórz proszę – poprosiła, powstrzymując łzy. – Porozmawiajmy spokojnie.
– Nie! – odcięła córka. – Mam dość tych dyskusji z tobą. Ile można znosić twoje wybryki?
Wybryki. Halina gorzko się uśmiechnęła. Wybrykiem córka nazywała jej próbę obrony wnuka, Krzysia, przed biciem przez ojczyma.
Wszystko zaczęło się tego ranka, gdy obudził ją płacz dziecka. Krzyś miał zaledwie osiem lat, ale płakał w sposób beznadziejny, jak dorosły. Halina wstała z kanapy – spała w salonie, oddając swoją sypialnię Bożenie i jej nowemu mężowi, Dariuszowi – i nadsłuchiwała.
– Mówiłem, żebyś posprzątał zabawki! – ryczał Dariusz. – Ile razy mam powtarzać?
– Już posprzątałem – szlochał Krzyś.
– Kłamiesz! O, masz samochód pod łóżkiem!
Rozległ się dźwięk klapsa, potem krzyk dziecka. Halina nie wytrzymała i wpadła do pokoju.
– Co ty robisz?! – oburzyła się, widząc zaczerwienioną twarz wnuka. – To przecież dziecko!
– Nie wtrącaj się, Halino – zimno odpowiedział Dariusz, zapinając koszulę. – To nie twoja sprawa.
– Jak to nie moja? To mój wnuk!
– A mój pasierb. I mam prawo go wychowywać.
Bożena stała przy oknie, odwrócona plecami do syna. Halina podeszła do Krzysia i objęła go.
– Krzysiu, wszystko w porządku, babcia jest przy tobie.
– Mamo, nie rozpieszczaj go – wtrąciła się córka. – Dariusz ma rację, dzieciak zupełnie się rozpuścił.
– Rozpuścił?! – Halina nie wierzyła własnym uszom. – Ma same piątki, pomaga w domu, nikomu nie przeszkadza!
– Jak to nie przeszkadza – burknął Dariusz. – Ciągle coś upuszcza, hałasuje, telewizor puszcza za głośno.
– To dziecko! Dzieci nie mogą siedzieć jak mumie!
– Mogą, jeżeli się je dobrze wychowuje – odciął się Dariusz i poszedł do kuchni.
Halina odprowadziła Krzysia do szkoły i całą drogę myślała o tym, jak bardzo zmieniło się jej życie od pojawienia się tego mężczyzny. Bożena poznała go pół roku temu w pracy. Dariusz był kierownikiem działu, w którym pracowała córka. Czterdzieści pięć lat, rozwiedziony, bez dzieci. Na początku wszystko było piękne – kwiaty, prezenty, restauracje. Bożena promieniała szczęściem.
– Mamo, w końcu spotkałam prawdziwego mężczyznę – mówiła. – Dariusz jest taki silny, zdecydowany. Wie, czego chce od życia.
Halina cieszyła się dla córki. Po rozwodzie z ojcem Krzysia Bożena długo nie mogła znaleźć sobie partnera. Bywali różni mężczyźni, ale nic z tego nie wychodziło. Albo pili, albo nie chcieli pracować, albo nie potrafili dogadać się z dziećmi.
Dariusz początkowo wydawał się idealny. Dobrze zarabiał, był uprzejmy wobec Haliny, choćby czasem grał z Krzysiem w piłkę na podwórku.
Ale gdy wprowadził się do nich, wszystko się zmieniło. Najpierw zażądał, by Halina oddała mu sypialnię.
– Mamo, no zrozum – nalegała Bożena – jesteśmy dorosłymi ludźmi, potrzebujemy prywatności.
Halina zgodziła się, choć spanie na kanapie w salonie było niewygodne. Plecy bolały, w nocy często się budziła.
Potem Dariusz zaczął wprowadzać swoje zasady. Oglądać tylko te programy, które jemu się podobają. W lodówce trzymać tylko jego ulubione jedzenie. Traktować Krzysia surowo, bez pobłażania.
– Chłopaka trzeba wychować na mężczyznę – tłumaczył Bożenie. – A wy z matką go tylko psujecie.
Bożena we wszystkim się zgadzała. Halina nie poznawała własnej córki. Dawniej Bożena była niezależna, miała swoje zdanie w każdej sprawie. Teraz słuchała Dariusza jak zahipnotyzowana.
Po szkole Halina wpadła do sklepu po produkty na obiad. Zamierzała ugotować pomidorową – Krzyś ją uwielbiał. Ale gdy wróciła do domu, okazało się, iż Dariusz już jest.
– Halino – powiedział, widząc ją z torbami – chcemy z Bożą porozmawiać.
Usiedli w kuchni. Bożena nerwowo kręciła serwetkę w palcach, Dariusz patrzył na Halinę uważnie, jak śledczy na przesłuchaniu.
– O co chodzi? – zapytała.
– Chodzi o to, iż twoje wtrącanie się w wychowanie Krzysia zakłóca nasze życie rodzinne – zaczął Dariusz. – Ciągle rozpieszczasz chłopca, podważasz mój autorytet.
– Ja tylko bronię wnuka przed niesprawiedliwością.
– Jaką niesprawiedliwością? – wtrąciła się Bożena. – Dariusz chce zrobić z Krzysia prawdziwego mężczyznę.
– Prawdziwi mężczyźni nie biją dzieci – powiedziała stanowczo Halina.
– Ja go nie biję! – oburzył się Dariusz. – Czasem tylko dostanie klapsa, dla dobra wychowania.
– Ty nie jesteś jego ojcem.
– A kto jest? – oczy Dariusza zwęziły się. – Gdzie jest jego biologiczny tata? Płaci alimenty? Interesuje się synem?
Halina milczała. Były zięć rzeczywiście zniknął z ich życia zaraz po rozwodzie. Nie dzwonił, nie przysyłał pieniędzy, jakby zapomniał o istnieniu syna.
– No widzisz – ciągnął Dariusz. – A ja dbam o dziecko, wychowuję je, wydaję na nie pieniądze. I mam prawo wymagać posłuszeństwa.
– Mamo – cicho powiedziała Bożena – Dariusz ma rację. Za bardzo rozpieszczasz Krzysia. Chłopiec musi być samodzielny.
– Ma osiem lat!
– No i co? W jego wieku już czas na dyscyplinę.
Halina patrzyła na córkę i nie poznawała jej. Ta kobieta o spiętej twarzy i zgaszonych oczach nie miała nic wspólnego z dawną, pełną życia Bożą, która sama wychowywała Krzysia przez cztery lata.
– Bożenko, co się z tobą stało?Halina wzięła głęboki oddech, spojrzała w okna swojego dawnego mieszkania i ruszyła przed siebie, trzymając się myśli, iż dopóki żyje, będzie walczyć o prawo do widywania Krzysia, choćby jeżeli świat stanął przeciwko niej.