Z życia wzięte. "Córka wybrała pieniądze zamiast matki": Oddała mnie do domu opieki i zapomniała, iż wciąż żyję

zycie.news 5 godzin temu

Jeszcze kilka lat temu dzwoniła codziennie — pytała, jak się czuję, co jadłam, czy biorę leki. A dziś… dziś nie wiem nawet, jak brzmi jej głos. Córka. Moje jedyne dziecko. Moje wszystko. To dla niej żyłam, dla niej pracowałam, dla niej odkładałam każdy grosz. A ona — po prostu mnie zostawiła.

Kiedy zmarł mój mąż, myślałam, iż świat się skończył. Ale ona była przy mnie — tuliła, mówiła, iż teraz już zawsze będziemy razem. Wierzyłam jej. Bo matka wierzy dziecku zawsze, choćby gdy w głębi duszy czuje, iż coś się zmienia.

Najpierw rzadziej przyjeżdżała. Potem przestała odbierać telefony. Tłumaczyła się pracą, brakiem czasu, obowiązkami. Aż któregoś dnia przyjechała… z uśmiechem, ale i z chłodem w oczach, którego wcześniej nie znałam.

— Mamo, to dla twojego dobra — powiedziała, gdy wsiadałyśmy do samochodu.

Nie pytałam, dokąd jedziemy. Zaufałam jej, jak zawsze. Myślałam, iż może jedziemy do lekarza, może na parę dni do niej, do miasta. Nie wiedziałam, iż to ostatnia podróż, w której jadę z własnym dzieckiem.

Dom opieki. Ładne miejsce. Nowe meble, uśmiechnięte pielęgniarki, zapach środków dezynfekujących. Powiedziała, iż tu mi będzie lepiej. Że „tu o mnie zadbają”. Że będzie odwiedzać.

Minęły dwa lata. Nie przyszła ani razu. Ani telefonu, ani kartki, ani choćby słowa. Podobno ma nową pracę, nowy dom, nowe życie. A ja… ja mam tylko wspomnienia.

Czasem, kiedy przychodzi listonosz, serce mi przyspiesza. Może dziś? Może wreszcie się odezwie? Ale to nigdy nie do mnie. Ja nie mam już nikogo, kto pisałby listy.

Siedzę przy oknie, patrzę, jak liście spadają z drzew. Zima coraz bliżej, a ja coraz częściej myślę o śmierci. Nie ze strachu. Z tęsknoty. Bo tam, gdziekolwiek jest mój mąż, pewnie czeka. A ja chciałabym mu powiedzieć, iż nasza córka… iż nie wyszło tak, jak marzyliśmy.

W nocy śni mi się, iż wraca. Że wchodzi do pokoju, uśmiecha się, tuli mnie jak dawniej i mówi:


— Mamo, zabieram cię do domu.

A ja płaczę — choćby we śnie.

Ale rano otwieram oczy, a zamiast niej widzę pielęgniarkę z tabletkami. I znów udaję, iż wszystko w porządku. Bo co mi zostało? Duma? Nie. Tylko ciche pragnienie, żeby ktoś jeszcze raz powiedział do mnie: „Mamo”.

Czasem słyszę, jak inni pensjonariusze rozmawiają z dziećmi przez telefon. Śmieją się, umawiają na niedzielę, wspominają czasy, gdy byli młodzi. A ja odwracam wzrok. Bo nie chcę, żeby ktoś widział, iż płaczę.

Nie wiem, co zrobiłam źle. Może byłam zbyt surowa? Może zbyt kochająca, zbyt obecna, zbyt potrzebna? Nie wiem. Ale wiem jedno — nie zasłużyłam na to, żeby umrzeć w samotności.

Każdy człowiek chce mieć dom. Ja go straciłam dwa razy. Najpierw, gdy umarł mąż. Potem — gdy córka zamknęła za mną drzwi i powiedziała: „To dla twojego dobra.”

Idź do oryginalnego materiału