Wymarzona sala, orkiestra grająca ulubione przeboje, wzruszeni rodzice i mnóstwo życzeń szczęścia. Miałam na sobie suknię, o której marzyłam od lat, a obok mnie – mężczyzna, który przysięgał mi miłość do końca życia.
Wesele było piękne. Goście bawili się do rana, a my – jak każde nowożeńcy – cieszyliśmy się z każdego gestu i słowa. Po wszystkim usiedliśmy w domu i zaczęliśmy przeglądać koperty. Większość z nich zawierała pieniądze i kartki z życzeniami. Aż trafiłam na jedną, która nie pasowała do reszty.
Koperta była zaadresowana tylko do mnie. W środku znajdowały się… zdjęcia. Kilka ujęć zrobionych telefonem. Mój mąż, jeszcze przed ślubem, całujący inną kobietę. Inne zdjęcie – jak wychodzą razem z hotelu. Wszystko podpisane dokładnie datami. Tymi, kiedy mieliśmy być „szczęśliwą parą” na ostatnich zaręczynowych wakacjach.
W pierwszej chwili myślałam, iż to jakiś okrutny żart. Ale wszystko było zbyt prawdziwe. Poznałam kurtkę, którą sam kupił. Znałam ten hotel – sam mi go pokazywał w internecie jako miejsce „na przyszły miesiąc miodowy”.
Zaniemówiłam. Nie powiedziałam nic. On siedział obok i dalej liczył pieniądze z wesela, żartując, iż mamy „początek na wspólne życie”. A ja patrzyłam na człowieka, którego przestałam poznawać.
Od tego dnia minęło kilka tygodni. Śpię w innym pokoju. Wiem, iż on się domyśla – widzi dystans, widzi chłód, ale nie pyta. A ja codziennie patrzę na papiery rozwodowe. Leżą w szufladzie. Wystarczy je podpisać.
Jeszcze nie wiem, co zrobię. Ale wiem jedno – koperta, która miała być prezentem, rozdarła mój świat na pó