Z życia wzięte. "Ukrywam wydatki przed własnym mężem": Lepiej tak, niż znów słyszeć, iż "marnuję jego pieniądze"

zycie.news 9 godzin temu
Zdjęcie: kobieta @pexels


Że to inne kobiety żyją w strachu, iż tam, gdzie nie ma zaufania – nie ma miłości. A potem zorientowałam się, że… sama do tego doszłam. Powoli. Krok po kroku.

Zaczęło się niewinnie. Pieniądze „na chleb”, „na dziecko”, „na leki”. A potem był już tylko strach, iż jeżeli zobaczy paragon z drogerii za 140 zł albo nowy sweter w szafie, to dostanie szału.

Bo według niego pieniądze są jego. choćby jeżeli wpływają na nasze wspólne konto.

– Pracuję jak wół, a ty wydajesz na bzdury – słyszałam raz za razem.
– Nowa świeczka? Po co ci świeczka? Pranie pachnie, to wystarczy.

Zaczęłam chować rachunki. Najpierw do kieszeni płaszcza. Potem – w szufladzie z ręcznikami, w książkach kucharskich, choćby pod wyściółką walizki. Czasem zapominałam, gdzie. Kiedy raz znalazł jeden w kieszeni kurtki, zamarłam.

– Co to ma być? Znowu ciuchy? Przecież masz szafę wypchaną.

Milczałam. Bo wiedziałam, iż to nie o ten paragon chodzi. Że to nie o pieniądze. Tylko o kontrolę.

Za każdym razem, gdy kupowałam coś dla siebie – choćby głupią kawę w drodze do pracy – czułam się winna. Jakby te pięć złotych było kradzieżą. Jakbym coś zabierała, co do mnie nie należy.

Ale nie mogłam tak żyć. Miałam dość liczenia każdej złotówki. Dość wieczornego przeglądu konta i pytań typu:
– Co to za 82,40 zł w poniedziałek?
– Dlaczego w Biedronce wydałaś 123 zł? Chleb tyle nie kosztuje.

Nie miałam już gdzie uciekać. Aż pewnego dnia, przez przypadek, wydruk z banku został w drukarce. Zapomniałam go wyrzucić.
Znalazł go pierwszy.

Zrobił awanturę. Taką, iż sąsiedzi pukali w ścianę. Wyrzucił mi wszystkie paragony na stół. Kawa, kosmetyki, ubranka dla córki, ciepłe buty na zimę.

– Oszukujesz mnie! Wydajesz, jakbyśmy byli milionerami! A potem nie ma na opłaty!

Zamknęłam się w łazience. Płakałam, ale cicho. Bo córka spała. I nie chciałam, żeby słyszała, jak mama się łamie.

Nazajutrz wzięłam dzień wolny. Pojechałam do banku. Założyłam osobne konto. Małe, ale moje. I pierwszy raz od dawna – oddychałam.

Ukrywam paragony. Nadal. Ale teraz nie dlatego, iż się boję, tylko dlatego, iż tworzę własną przestrzeń. Kawałek wolności. Kawałek siebie, którego nikt już mi nie zabierze.

Idź do oryginalnego materiału