– Dążymy do rzetelnego wyjaśnienia tej tragedii. Współpracujemy z prokuraturą i służbami państwowymi. Przekazaliśmy im wszystkie niezbędne dokumenty i jesteśmy z nimi w stałym kontakcie – napisała w komunikacie przewodnicząca ZHR hm. Anna Malinowska.
Wszyscy przeszkoleni, procedury w porządku
Komunikat ZHR skupia się na podkreśleniu, ile rzeczy było w porządku. "Kadry obozów to osoby wyszkolone", "mają odpowiednie kwalifikacje potwierdzone stopniami instruktorskimi" – pisze Malinowska. Dodaje, iż taki obóz to "kulminacja harcerskiego roku wychowawczego". "To jest system, który funkcjonuje od dziesiątek lat" – podkreśla.
Dodaje, iż ZHR co roku organizuje "blisko 300 obozów harcerskich, w których uczestniczy kilkanaście tysięcy osób". Pisze też, iż "każdy obóz harcerski organizowany przez ZHR musi spełniać rygorystyczne wymagania prawa oraz nasze własne procedury".
W tym systemie jednak coś było nie tak. Jak pisaliśmy w naTemat, do tragedii doszło w czwartek 24 lipca w miejscowości Wilcze w gminie Wolsztyn nad jeziorem Ośno. Wszystko działo się na obozie organizowanym przez Związek Harcerstwa Rzeczypospolitej okręgu dolnośląskiego. Służby ustaliły, iż chłopak zdawał w środku nocy próbę na wyższy stopień.
Miał za zadanie przepłynąć całe jezioro wpław i rozpalić ognisko na drugim brzegu. Kazano mu płynąć w spodniach, bluzie i butach. Na głowie miał latarkę, tzw. czołówkę. Opiekunowie twierdzą, iż go asekurowali z płynącej obok łodzi. Świadkowie zdarzenia zeznali jednak, iż obaj znajdowali się na brzegu, a łódź nie była używana.
Czy to był pierwszy raz?
Jak pisze Onet, dokument "sprawności wodniackich ZHR" zawiera wytyczne, według których zdobycie tytułu "pływaka" lub "pływaka doskonałego" wymaga realizacji tego zadania w ubraniach. W pierwszym przypadku harcerz musi potrafić m.in. pokonać w wodzie dystans 20 metrów w ubraniu, a w drugim m.in. umie "zdjąć w wodzie ubranie: koszulę, spodnie i buty".
Mimo wszystko nie ma tam nic o pokonywaniu całego jeziora wpław, w ubraniu, nocą i bez jakiejkolwiek asekuracji. Okoliczności, w jakich 15-latek miał zdobyć sprawność skomentował dla Interii Maciej Rokus, szef Grupy Specjalnej Płetwonurków RP i biegły sądowy.
– Tego rodzaju działanie należy nazwać wprost: to absolutne szaleństwo. Brakuje tu jakiejkolwiek logicznej oceny ryzyka – stwierdził.
"Działania, które narażają zdrowie i życie harcerek oraz harcerzy nie są naszym standardem. Dlatego dążymy do kompleksowego i jak najszybszego wyjaśnienia sprawy, aby zrozumieć, co się wydarzyło. Nie chcemy, żeby podobne nieszczęście kiedykolwiek się powtórzyło" – pisze Malinowska w oświadczeniu.
Całe oświadczenie jest na stronie ZHR.