W tym artykule:
- Perfect Creation
- Amra Green Caviar
- Pan Kobido
- Szafirowy Gemo Thermal
- Mleczny Miód
Perfect Creation
Kocham zabiegi w Instytucie dr Ireny Eris. Kiedyś myślałam, iż przelewam po prostu swoją sympatię do założycieli (pani Ireno – pozdrawiam), ale to nie tylko to. One po prostu są fantastyczne. Dobrze wymyślone, a w dodatku na hiper wyśrubowanym poziomie. Zawsze możesz spodziewać się tego samego i jest to najlepsze. Zabieg Perfect Creation (idealny zabieg przed większym wyjściem) rozpoczyna się demakijażem i złuszczaniem. Choć tak naprawdę – rozpoczyna się oklepaniem skóry gorącymi ręcznikami, co jest absolutnie rozbrajającym doznaniem. Cudowne! Do złuszczania użyta zostaje autorska mieszanka kwasu fitowego i sproszkowanej witaminy C, które po wymieszaniu zostają wyczuwalne na skórze jak drobny piaseczek (więc jest i faktor złuszczania). Towarzyszą temu piękne cytrusowe zapachy. Kolejnym krokiem po złuszczaniu jest przyjemny kojący masaż twarzy, który wykonuje się nie tylko dłońmi, ale też chłodzącymi kulami do masażu. Po masażu czas na algową maseczkę i 20-minutowy relaks. Po masce cera jest rewelacyjna, zwłaszcza iż pani kosmetolog nakłada na finisz mój ukochany krem BB, który daje wrażenie, iż skóra zaczyna przypominać ptasie mleczko. Rewelacja. No i last but not least – finałem zabiegu jest przetarcie pleców gorącym ręcznikiem. To uczucie, które trudno porównać z czymkolwiek. Jak tulenie się do kota i zanurzenie w gorącym źródle jednocześnie. Pyszne!
View Burdaffi on the source websiteAmra Green Caviar
Nie wiedziałam, iż warszawski hotel Bristol kryje takie skarby. Kiedy zjedziecie na poziom minus jeden, znajdziecie się w stylowym buduarowym spa, a w dodatku w podziemiach budynku przy Krakowskim Przedmieściu jest (nieduży, ale zawsze) basen! W spa pracuje się na brytyjskiej marce Amra (brytyjska marka z tradycjami, którą spotkać można tylko w spa) i są tam do wyboru trzy zabiegi: kawiorowy, który działa jak kompres nawilżenia dla wszystkich typu skóry, diamentowy dla cery z oznakami starzenia i perłowy dla właścicielek przetłuszczającej się cery. Wybrałam ten pierwszy i okazał się to bardzo trafiony wybór. Po starannym demakijażu moja terapeutka Ewa wykonuje lekki peeling, dbając, by pomiędzy wszystkimi etapami tonizować skórę. Jej zdaniem moment, w którym przywracamy jej pH, skraca czas pracy kosmetyków na skórze (od razu mogą się lepiej wchłonąć). Coś w tym jest. Po peelingu na twarz nałożono mi maseczkę z peptydami i witaminą B (nie jest to bardzo częsty składnik w kosmetykach, więc tym bardziej jestem ciekawa). Ma przywracać równowagę płaszcza hydrolipidowego. I teraz najwspanialsze – na czas „pracy” maski na skórze pani Ewa wykonuje masaż głowy, który jest po prostu wspaniały. Jego częścią jest pociąganie za włosy, nie sądziłam, iż dosłownie może to być coś tak sensualnego i wspaniałego. Kolejnym etapem zabiegu jest masaż twarzy i dekoltu na oleju z różanymi ekstraktami (świetny dla naczynkowców, bo róża uszczelnia naczynia krwionośne). Masaż twarzy nie ustępuje masażowi głowy. Jestem skołowana z nadmiaru przyjemności. Zabieg kończy się nałożeniem całego „tortu” z kosmetyków: ampułki, serum, kremu i na koniec SPF-u. I oczywiście nie jest to zwykłe nakładanie, tylko pieczołowite wmasowywanie każdego z kosmetyków. Całość – bardzo, bardzo!

Pan Kobido
W marce Pan Kobido pracują sami mężczyźni. Na początku myślałam, iż jest to (zgrabny) nic niewart chwyt marketingowy, w końcu masaż wykonany przez profesjonalnego terapeutę płci męskiej ma w sobie dodatkowy dreszczyk. Ale okazało się, iż nie chodzi tu zupełnie o marketing. Panowie po prostu masują inaczej, można powiedzieć bardziej improwizatorsko, mocniej i bez zahamowań (jakkolwiek to nie brzmi). A w tym masażu trochę o to chodzi. Jednak jeżeli obawiacie się bólu – niepotrzebnie – masaż Kobido (a w zasadzie jest to autorska wersja stworzona przez założyciela marki Witka Pyrkosza) jest mocny, sensowny i bardzo, bardzo przyjemny. Z grubsza polega na takiej pracy z tkanką, aby zwiększyć ich przekrwienie, przepchać zalegające płyny i metabolity, popracować na leniwych mięśniach twarzy, a na koniec poruszyć tymi, które na co dzień nie pracują. I dać wytchnienie tym, które spinają się aż za bardzo. Np. mięśniom czoła albo tym wokół ust. W trakcie zabiegu są momenty, ogólnie mówiąc medyczne, kiedy masażysta masuje np. wnętrza ust (oczywiście w rękawiczkach), jednak nie wiąże się z tym żaden dyskomfort ani niezręczność. Jest ultraprofesjonalnie. Twarz po takim zabiegu wygląda jak po tygodniowych wakacjach. Albo no dobrze, bez przesady – po długim weekendzie.
Szafirowy Gemo Thermal
W ofercie spa hotelu Blue Resort Mountain zaintrygował mnie zabieg, w którego składzie wypatrzyłam szafirowy peeling i maskę malachitową. Nie mogłam tego nie spróbować, będąc tutaj – w miejscu, gdzie przez wieki wydobywano różne szlachetne kamienie i minerały (choćby do produkcji kryształowego szkła). Jest to zabieg na ciało, więc przygotuj się na przynajmniej dwukrotne wskakiwanie pod prysznic (po peelingu i po masce, które podgrzewa się pod folią). Ale to nic. Sam masaż pozwala się pięknie odprężyć, a te kosmetyki pozostawiają na skórze delikatnie opalizującą, piękną i zdrową poświatę. Na opaleniźnie wygląda to jak milion dolarów.
Mleczny Miód
Kiedy mieszka się w hotelu należącym do słodyczowego potentata (Movenpick w Karpaczu), nie sposób nie wybrać się na „cukierniczy” zabieg. Wybieram Mleczny Miód i już od samego czytania opisu zaczyna mi lecieć ślinka. Czytam, iż czeka mnie „Rozpieszczający rytuał, który łączy czekoladowo-miodowy peeling solny z masażem całego ciała, zapewniając głęboką regenerację i luksusowe odprężenie. Peeling solny, wzbogacony aromatem czekolady, delikatnie usuwa martwy naskórek, wygładza skórę i przygotowuje ją na przyjęcie odżywczych składników”. Powiem wam tak – to wszystko prawda, a największym dobrem są ręce terapeutki, które są ze złota. Dowiaduję się, iż wszyscy zatrudnieni w hotelu terapeuci są fizjo. Ma to sens – bo goście hotelowi korzystają ze sportów zimowych, nart, rowerów i górskich wędrówek, a wtedy profesjonalna praca z ciałem ma wielkie znaczenie. Co jeszcze? Kocham to, iż w menu tego hotelowego minimalistycznego spa są prawie same kosmetyki z lokalnych manufaktur. Dużo miodu, ziół, pyłku pszczelego. Po masażu z wykorzystaniem czekoladowego masła z miodem i woskiem pszczelim, który cudownie odżywia i regeneruje skórę, nie wchodzę do basenu przez pół dnia. jeżeli ludzie postrzegają mnie węchem, to muszę być... niezłym ciachem.