Zaproszenie na parapetówkę… i szok: kuchnia wygląda jak po wybuchu.

newsempire24.com 2 dni temu

Zaprosili nas na parapetówkę… i wpędzili w osłupienie. Kuchnia wyglądała jak po wybuchu.

Ostatnio dostaliśmy z żoną zaproszenie od mojego starego kumpla, Marka. Wraz z małżonką wynajął nowe mieszkanie w Poznaniu i postanowił uczcić nowe lokum. W teorii radosna okazja, więc chętnie się zgodziliśmy – z prezentem, w dobrych nastrojach.

Choć od dawna zastanawiałem się, dlaczego wciąż nie mają swojego “M”. Razem są już osiem lat, dzieci brak, oboje pracują: on jeździ taksówką, ona robi manicure w salonie. Naprawdę przez te lata nie dało się wziąć choćby kredytu? No, ale każdy ma swoje priorytety.

Podjechaliśmy pod blok butelką prosecco i eleganckim pudełkiem – w środku zestaw solidnych kieliszków. Przywitała nas jego żona – Bronisława. Miała wieczorową sukienkę i szpilki, które wbijały się w miękkie linoleum, zostawiając głębokie ślady. Wyglądało to absurdalnie: strój jak do restauracji, a w tle odpadający tynk i ponury korytarz.

Weszliśmy do środka. Pierwsze, co rzucało się w oczy, to ogólne zaniedbanie. Na półkach warstwa kurzu, w przedpokoju piasek, jakby ich pies właśnie wrócił z spaceru. Starałem się nie skupiać – nie przyjechaliśmy przecież na kontrolę, tylko w gości.

Skierowałem się do kuchni, by postawić prezent na stole. I wtedy jakby ktoś mnie trzasnął w twarz. Zastygłem w drzwiach – tak bardzo zszokował mnie widok.

Stół kuchenny wyglądał, jakby ktoś próbował na nim przetrwać apokalipsę. Sterty śmieci wymieszane z resztkami jedzenia: tłuste serwetki, kości po kurczaku, słoiki z przyprawami, na wpół zgniłe jabłko, połamane ciastka. Na środku – pojemnik po śmietanie, a w środku coś podejrzanie zielonego. Najwyraźniej zapomnieli to wyrzucić.

Na tym wszystkim kilka brudnych kubków, jeden z zasuszonym torebkiem herbaty. Wyglądało na to, iż nikt tu nie sprzątał od co najmniej trzech dni. To nie był zwykły bałagan – to była pełna antyhigiena.

Moja żona, zobaczywszy to, westchnęła i szepnęła:
– Może pomożemy posprzątać?
Bronka skinęła głową:
– No, jasne, dzięki, bo nie zdążyliśmy…

Żona wzięła się do roboty i niedługo stół trochę się przejaśnił. Ale niesmak pozostał. Czułem się niezręcznie – i za nich, i za nas. Nie mogłem zrozumieć, jak dorośli ludzie, bez małych dzieci, pracujący i samodzielni, dopuścili, by mieszkanie wyglądało jak po oblężeniu.

Tak, każdy ma gorsze dni, kiedy brak siły na cokolwiek. Ale tu widać było zaniedbanie, które narastało tygodniami.

Usiedliśmy do stołu. Z jedzenia – wędzony ser, resztki wędlin, chipsy. Wszystko, co można było kupić w sklepie po drodze. Apetyt mi przeszedł, choć przyszedłem głodny. Wypiliśmy symboliczną lampkę i niedługo wyszliśmy – tłumacząc się pilnymi sprawami.

W drodze do domu milczeliśmy. Dopiero po chwili żona powiedziała:
– Ja bym w takim brudzie choćby dnia nie wytrzymała…

Nie mi oceniać, jak ludzie żyją. Nie mnie osądzać. Ale jedno zrozumiałem: choćby najpiękniejszy prezent traci sens, gdy ląduje wśród chaosu i bylejakości.

A wy zostalibyście na takim “przyjęciu”?

Idź do oryginalnego materiału