– Halina, co ty wyprawiasz?! – głos Ewy drżał ze wzburzenia. – Jak mogłaś mi to zrobić? Przecież jesteś moją rodzoną siostrą!
– A czego się spodziewałaś? – warknęła Halina, nie odrywając wzroku od dokumentów rozłożonych na kuchennym stole. – Że będę siedzieć i patrzeć, jak do reszty rozwalasz ten dom?
– Rozwalasz?! – Ewa złapała się za oparcie krzesła. – Ja przez trzydzieści lat trzymałam go w ryzach! Po śmierci mamy i taty! A ty gdzie byłaś przez ten cały czas?
– Gdzie byłam, gdzie byłam – przedrzeźniała Halina, w końcu podnosząc na siostrę zimne spojrzenie. – Pracowałam, na marginesie. Zarabiałam pieniądze. A nie siedziałam na karku rodziców do czterdziestki.
Ewa poczuła, jak ziemia usuwa się jej spod nóg. Powoli opadła na krzesło i wpatrzyła się w papiery leżące przed siostrą.
– To naprawdę testament? – szepnęła.
– Naprawdę – krótko odparła Halina. – Mama zostawiła dom mnie. Cały. A ty możesz szukać sobie innego mieszkania.
– Ale jak… Kiedy ona zdążyła to zrobić? Mama była chora, ostatnie miesiące w ogóle słabo kojarzyła…
– Właśnie dlatego przyjechałam. Ktoś musiał zająć się jej sprawami, gdy ty biegałaś z tabletkami i po szpitalach.
Ewa patrzyła na siostrę i nie poznawała jej. Halina zawsze była twarda, praktyczna, ale takiego okrucieństwa nikt się po niej nie spodziewał. Zwłaszcza teraz, gdy nie minął choćby miesiąc od pogrzebu matki.
– Halinka, porozmawiajmy jak ludzie – spróbowała złagodzić ton. – Rozumiem, masz prawo do części domu. Ale wyrzucać mnie…
– Nikt cię nie wyrzuca – Halina zebrała dokumenty w staranną stertkę. – Możesz wynająć pokój. Za rozsądną cenę, oczywiście.
– Wynajmować pokój w rodzinnym domu? – Ewa nie wierzyła własnym uszom. – Ty serio?
– Całkiem. Własność to własność.
Ewa wstała i przeszła się po kuchni. Każdy kąt był tu przesiąknięty wspomnieniami. Tu przy oknie stał ulubiony fikus mamy, który podlewała co rano przez ostatnie piętnaście lat. Na półce stały słoiki z przetworami, które robiły razem każdej jesieni.
– Pamiętasz, jak mama mówiła, iż ten dom ma zostać w rodzinie? – cicho zapytała Ewa. – Że mamy go zachować dla wnuków?
– Wnuków ty nie masz – ostro odparła Halina. – A ja mam Olka i Kasię. Im to wszystko przypadnie.
Ewa odwróciła się do siostry.
– Twoje dzieci choćby na pogrzeb nie przyjechały. A ja opiekowałam się mamą każdego dnia, gdy chorowała!
– Opiekowałaś się, opiekowałaś – machnęła ręką Halina. – I co z tego? I tak doprowadziłaś do tego, iż umarła w szpitalu.
Te słowa boleśnie ugodziły Ewę. Sama siebie obwiniała, iż nie zapobiegła udarowi matki, iż nie zauważyła pogorszenia na czas.
– Wiesz, iż zrobiłam wszystko, co mogłam – szepnęła.
– Wiem. Ale to i tak było za mało.
Zadzwonili do drzwi. Halina poszła otworzyć, a Ewa została w kuchni, niezdolna ogarnąć tego, co się działo.
– Ojej, Ewka, ty tutaj? – do kuchni weszła sąsiadka ciocia Basia z paczką mleka w dłoni. – Co u ciebie, kochanie? Jak dajesz sobie radę?
– Normalnie – skłamała Ewa, ocierając łzy.
– Słyszałam, iż Halinka przyjechała – ciocia Basia ciekawie spojrzała na papiery na stole. – Sprawy spadkowe załatwiacie?
– Załatwiamy – sucho odparła Halina, wracając do kuchni.
– A pamiętam, jak wasza mama zawsze mówiła, iż Ewa to jej najwierniejsza córeczka – ciągnęła sąsiadka, nie wyczuwając napięcia. – Nigdzie nie wyjechała, zawsze była przy niej. Nie to, co niektóre…
Halina zacięła usta, ale milczała.
– Barbaro Stanisławo, przepraszam, ale mamy teraz rodzinne sprawy – powiedziała stanowczo, choć grzecznie.
– O rany, oczywiście! – zakrzątała się ciocia Basia. – Mleko tylko przyniosłam, bo wczoraj kupiłam za dużo. Ewka, weź, żeby się nie zmarnowało.
Po wyjściu sąsiadki siostry znów zostały same. Halina wyjęła z torby kolejne dokumenty.
– Masz umowę najmu – powiedziała rzeczowo. – Możesz zatrzymać większy pokój i kuchnię. Czynsz – dwa tysiące złotych miesięcznie.
– Dwa tysiące?! – Ewa aż się zachłysnęła. – Ja mam emeryturę półtora! Jak mam żyć?
– Znajdź dodatkową pracę. Albo przenieś się do mniejszego mieszkania.
– Halina, co się z tobą dzieje? – Ewa usiadła naprzeciw siostry. – Zawsze byłyśmy blisko. Tak, wyjechałaś po studiach, założyłaś rodzinę, ale nigdy się nie kłóciłyśmy.
– Nie kłóciłyśmy się, bo milczałam – Halina podniosła na nią wzrok. – Milczałam, gdy siedziałaś na karku rodziców. Milczałam, gdy kupili ci mieszkanie w mieście, a mnie powiedzieli, iż nie mają pieniędzy. Milczałam, gdy po rozwodzie z Tomkiem wróciłaś tutaj i znów byłaś na ich utrzymaniu.
– Pracowałam! – oburzyła się Ewa. – W szkole uczyłam, w bibliotece!
– Za grosze. I tak rodzice ci dokładali.
– A tobie czego brakowało? Tomek dobrze zarabiał, dzieci…
– Dzieci musiały się kształcić! A ja nie dostałam od rodziców nic. Wszystko sama, zawsze sama.
Ewa po raz pierwszy zobaczyła w oczach siostry nie tylko chłód, ale i dawną urazę. Głęboką, latami skrywaną.
– Halinko, jeżeli uważałaś to za niesprawiedliwe, trzeba było wcześniej mówić. Coś byśmy wymyśliły.
– Komu mówić? Mamie, która nie spuszczała z ciebie wzroku? Tacie, który uważał cię za idealną córkę?
– Kochali nas obie…
– Kochali, dopóki byłam wygodna. Dobrze się uczyłam, skończyłam studia, wyszłam za mąż. A gdy zaczęłam żyć po swojemu – nagle stałam się obca.
Halina zamilkła, splatając dłonie.
– Potem ty się rozwiodłaś i wróciłaś. I znów byłaś ulubienicą. Mama tylko o tobie: Ewa to, Ewa tamto. Jaka opiekuńcza, jaka gospodarna.
– Naprawdę się o nich troszczyłam – cicho odparła Ewa. – To nie było udawane.
– WEwa wzięła głęboki oddech i spojrzała siostrze prosto w oczy: „Jeśli ten dom ma być ceną za twoje szczęście, to go weź, ale pamiętaj, iż rodzina to nie tylko cztery ściany, a ty właśnie straciłaś ostatnią osobę, która cię naprawdę kochała.”