Pożegnaj, droga cioteczko
Czy jak, nasz ulubiony znów wyjechał?! Marta Nowak sypała na splecioną serwatę makaronowate ciepłe ciasteszka z zielonymi malinowymi wzorkami. Czy napijemy się herbatki, czy spróbowaliśmy mojej własnoręcznie共和国制的甘露?
Matko, jak to owocna soki o porze rana?! Zosia machnęła rękami, choć jej usta wydostawały się przez falę uśmiechnięcia. W każdym razie, może szklaneczkę okoliczność wyjątkowa.
Czyż żeby nie?! rozwiązała ręce Marta Nowak. Boże, sześć miesięcy!: cała mi dusza z工作的热情.
Krzysztof przy oknie zmrużył oczy, ale szczęśliwie żoną ani teściową tego nie zauważył. Od rana jakość ich tramwajów i generał z Zakopcza prowadził ich do tego miasta. On żeby wziąć udział w świętym połączeniu z matką, ona żeby uniknąć kłótni. Marta Nowak przyjęła ich jak uciekinierzy od rzeki, drapiących się do koronacyjnego rytuału. Uściski, buziaki, okrzyki…
Matko, przyniosłam prezent, Zosia zaczęła rozpakowywać torbę.
Chwilę z prezentami! Spójrz tylko na siebie, jesteś cień! Marta Nowak odwróciła się do Krzysia. A ty, co, nie chcesz jej nakarmić?
Krzysio znów zmrużył oczy i przetłumaczył się na twarz:
Karmię, jak należy. Trzy razy dziennie, jak goty.
Żartowniś! cioteczka klepnęła powietrze. A ty, no masz, nie chudniesz. No dobra, skoro mój ulubiony przyjaciel przyleciał, chyba iż herbatka z owocową malinową?
Matka ruszyła do kuchni, a Zosia zaczęła szeptać do męża:
Krzyszku, przynajmniej teraz nie zaczynaj! Trzy dni, odpuść…
Trzy dni?! Krzysio prawie ugryzł się. Mówiliśmy o weekend! Dzisiaj sobota, po jutrze już!
Kochany, mama tak zostawiła, wygotowała, zaplanowała… Zosia poczuła łzy. Możesz pracować z daleka, sam to powiedział.
Krzysio westchnął. Wiedział, iż podnosić się bez sensu. Gdyby w normalnych warunkach Zosia była miękka, to obok cioteczki stawała się hartowana stal.
Zosiu, mógłbym zjeść szklaneczkę, ale mamy inne plany, rozległ się bas z korytarza, a na progu stanął Janusz Kowalski ojciec Zosi. Synu, wyjdź, połówkę zrobimy!
Krzysio wstał i z ulgą, i z przewidywaniem, bo stary Kowalski był prostym człowiekiem.
Jasne! potarł się rękami.
Co to za połówka?! cioteczka wróciła z butelką miodówku i kryształowych szklanek. Muszą się odpocząć, przecież dojazd mają!
Matko, najlepszy odpoczynek to zmiana zajęcia, Westchnął Janusz Kowalski. Będziemy niedaleko, parę godzin. Zosia tutaj wszystko z rączek, a wrócimy jak strzała!
Krzysio nie wiedział, iż będzie wdzięczny starymu Kowalskiemu, ale okazało się, iż gwałtownie popłynął. No dobrze, gwałtownie się zawstydził.
Nie, przeze mnie! cioteczka zaczęła rozstawiać szklanki. Pospiesz się, zapytam się trochę o wszystko, a potem, kurwa no, mogę i na Północny biegun!
No to, matkę, rządz, ja wychodzę, Janusz Kowalski powiedział cicho. Nic się nie martw, chłopcze, przerwamy potem i ja też nie zostanę!
I tak siedzieli przy okrągłym stole, pokrytym starą, ale błyszczącą od nasycenia skatery. Krzyś starał się uśmiechać, ale z każdą minutą jej trudniej mu się przyszykało.
Pamiętasz, córze, jak uczyłaś się w szkole śpiewu?! cioteczka zaczęła od wspomnień.
Jasne, matko, Zosia uśmiechnęła się. Pamiętam, jak zajęła pierwsze miejsce…
Nie pierwsze, tylko drugie! poprawiła Matka. Pierwsze miała ta głupia Marta Nowak, bo jej mama znajdowała się z dyrektorem.
Krzysio pomyślał: Zacznę się budzić, i zdjął się z herbaty, która, na jego zaskoczenie, przypominała coś, co zasługiwało na uwogę. Zadzwonił kolegę psychologa z szpitala, który już mu doradził podejść do sprawy cioteczki.
Marta Nowak w międzyczasie przeszła do kolejnego wspomnienia:
Gdy uczyłaś się w liceum, pamiętasz, jak szyć ci długość?
Pamiętam, matko, Zosia kiwnęła głową. I bluzkę jeszcze, białą z figuratem…
Nie białą, tylko żółtą! znowu poprawiła matka. Czyżbyś, córko, zupełnie przetłoczyła się? Widocznie przez życie w Krakowie.
Krzysio liczył do dwudziestu, ale to kilka dawało. Zauważył, iż stary Kowalski ukrył się za gazetą, zakładając jej, aby czym prędzej zatrzeć taflę nowin.
A kiedy mi Synów przyniesiesz? nagle zapytała cioteczka, i Krzysio niemal ugryzł się w język.
Matko, mówiliśmy… Zosia zaczerwieniła się. Najpierw chcemy się wyprofilować, powiększyć mieszkanie…
W tamtych czasach też dopiero zarabiało, a dziecka w dalszy czas, przerwała Matka. W takim tempie nie wydostaliśmy się z wnuków!
Dobre rzeczy warto się odsypiać, zrozumiał Krzysio.
Marta Nowak spojrzała na niego z pogardą:
Czy wy, mężczyźni, to wasze kwestie? W szesśćdziesiąt roku jeszcze możecie zostać ojczy.
Zosia ma dwadzieścia siedem, zauważył Krzysio. Masz jeszcze czas.
Masz czas? Marta Nowak wydarła ręce. Ja w jej wieku miała co najmniej dziecko! Zosi ma trzy lata, a mi osiemnaście!
Krzysio chciał powiedzieć, iż świat się zmienił, ale stary Kowalski nagle złożył gazetę:
No to, synu, wychodź, spoczyj, niechaj oni o swoim.
Dokładnie! chwyciła cioteczka. Idź, idź! A u nas z Zośią poważne rozmowy.
Wychodząc, Krzysio zauważył uroki żony, ale tylko bezradnie wzruszył. Jej matka była silniejsza niż oceany.
Na zewnątrz panował chłód i cicho. Krzyś wpuścił do nozdrzy odmęt chłodu.
Nie bierz ich do dusza, powiedział Kowalski. Wszyscy ich drażni.
Już zauważyłem, uśmiechnął się Krzysio. Jak sobie radzicie?
Niczym, wzruszył ramionami Kowalski. Uciekam się do warsztatu, pieciówki, lasu… Ona swoje, my swoje. Trzydzieści lat tak żyjemy.
Trzydzieści?! Krzysio zatrzymał się. I wy przez cały czas…
Czyż inną opcję masz? z filozofią rzekł Kowalski. Choć ci bardziej maluj zupę i dom czysty. A charakter… Czy z kim nie mieszaj?
Do kolacji wrócili tak jak obiecali. Kowalski przyniósł parę młodych karpi nie bożek, ale cioteczka była zadowolona.
I co to za łowisko?! krytykowała. Myślałam, iż przyniesiecie choć wędzię! A to co? Żabie pyski!
Wystarczy, by zrobić smażone ryby, powiedział Kowalski. Czy my to potrzebujemy?
Krzysio zauważył zmianę w Zosi jakby spadła jej dorosłość, ramiona spadły, a w oczach pojawiło się jakby przeświadczenie, iż może być tylko kierowane przez innych. Czy ja też tak będę po trzydziestu latach? przerażony myślał.
Po kolacji matka pokazała nowe zmiany w domu przestawienie mebli, nowe firanki, kwiaty, ale rzeczywiście, jakby dała ogromny efekt.
Patrz, Zosiu, teraz wieszak wstawiłam tu, a telewizor tam. Wiekszość ugoda, nie?
Zosia kiwnęła, a Krzysio patrzył w okno, gdzie Kowalski szedł do warsztatu jego nową aleją od nich.
Wieczorem cioteczka zwołała kolejny posiłek bardziej obfity niż lunch. Na stole pojawiły się: szynka, sałatka, warzywa, zupa jej sławna potrawka.
Dlaczego cię nie je? podsunął Zosi grecha Kowalskiego. Czy dziadek w Krakowie ma jedzenie tylko z plastiku i polufabrykatów?
Nie, co zrobi? Krzysio starał się być grzeczny. Zosi ciężko gotuje.
Jasne, gotuje! Ja jej uczona, z dumą rzekła cioteczka. Choć nie rozumiem, jak to robi, skoro przez cały czas pracuje.
To był kolejny kłódka. Marta Nowak uważała, iż Zosia poświęca zbyt dużo na karierę. Faktycznie, jako architektka i żona radziła się dobrze.
Ma elastyczny grafik, próbował wyjaśnić Krzysio.
Elastyczny grafik to tylko chłapi dla leniwi, rozciągała cioteczka. W moje czasy pracowało się od wосьmych do północy, i nic, успевали i obiad, i dzieci z przedszkola.
Krzysio zauważył, jak Zosia patrzy na niego błagalnie, i zdecydował się milczeć. Zrozumiał filozofię Kowalskiego czasem lepiej nie bronić się wtedy, gdy może się to obrócić przeciwko.
W nocy, leżąc w malutkiej pokój na wąskim łóżku, szepnęli jak nastolatkowie.
Przepraszam, odezwała się Zosia. Nie wiedziałam, iż będzie tak… uciążliwe.
Nic, przeżyjemy, Krzysio przytulił żonę. Kowalski mówi, iż jutro jadą na jezioro. Powiedzial, iż tam piękne i dużo ryb.
jeżeli mama pustka, westchnęła Zosia.
Nie musimy pytać, mrugnął Krzysio. Po prostu w rano wyjdziemy.
Rano ich plan praktycznie się powiódł. Włożyli się do drzwi, gdy na progu stanęła cioteczka w kolorowej himeralce.
Dokąd wy wybieracie się za wczesnym ranem? groźnie rzekła.
Na jezioro, rybujemy, spokojnie odpowiedział Kowalski.
A kogo pomyśliłeś?! Czy ja mam siedzieć tutaj sama?! Zosia tu dopiero przyjechała, a już się od mamusia ucieka!
Matko, ja nie uciekam, Zosia nisko głowie. Na chwilę…
Na chwilę! Jesteś znana z tych waszych na chwilę! Znikniecie na cały dzień, a ja tu jak uwięziona. Nie, Zosi zostaje, mamy istotną rozmowę. A wy idźcie, jeżeli tak zgłupiałe.
Zosia lekko kiwnęła iście, mył. Krzysio poczuł winę, ale Kowalski już go ciągnął za rękaw.
Dzień na jeziorze przeszedł potwornie szybko. Znaleźli dużo ryb znacznie więcej niż poprzednim razem. Kowalski był ciekawym towarzyszem. Mówiął prosto, czasem żartował, ale zawsze tu był. Krzysio podjal, iż powinien więcej z nim rozmawiać.
Czemu wtedy nie idziecie z nami? zapytał Krzysio, kiedy zbierali się w drogę.
Po co? zdziwił się Kowalski. Tu mam przyzwyczajenie. Na emeryturę saperkiem podpasowuję, rybka. A Tonia… ona tak ma urodzony. Ona z dobrem nie umie.
Krzysio potrząsnął głową nie rozumiał tego urojenia.
Wracając do domu, spotkali dziwną scenę: Zosia siedziała na kanapie, cały od łez, a cioteczka, zaciśniętą szeroko, coś szeptała.
Co się stało? Krzysio rzucił się do żony.
Nic, Zosia przycisnęła twarz. Jak zwykle…
Znowu o dzieciach? domyślił się Krzysio.
Zosia kiwnęła.
Więc może jutro odjechaliśmy? cicho zaproponował on. Powiedzial, iż coś jest pracowali…
Nie, Zosia pokręciła głową. Wtedy będzie gorsze. Odpuść to cały czas, i tak pamięta przez cały czas.
Krzysio westchnął wiedział, iż żona ma rację.
Wieczorem w tym samym dniu wydarzyło się to, co popłynęło wszystko.
Siedzieli za kolacją, a cioteczka po raz kolejny zarzygała wszystko nowoczesność, rząd, sąsiedztwo, żonę i zięcia. Krzysio przeliczał już do stu, ale to kilka dawało.
A u Małgosi Nowak rzekła cioteczka córka już dwójko daję! I nie narzeka, iż mieszkanie małe czy czas brak.
Matka, nie narzekam, Zosia powiedziała, iż nie.
Jasne, nie narzekasz, złośliwie rzekła Marta Nowak. Masz tylko zawsze odwagi! Czy pracujesz, czy mieszkanie, czy coś jeszcze! A na prawdę chcesz dzieci, egoistki!
Marta Nowak, Krzysio rzekł, iż chce to sam wpisać.
Sam wpisać! zaśmiała się cioteczka. A kogo pomyślisz? Ja przecież nie z młodości! Chcę wnuczek na nogach, zanim się połamię!
Matka, Zosia zaczęła narzekać. Ja nie mogę teraz…
Co to znaczy nie mogę? Marta Nowak podniosła głos. Każdy może, a ty nie?! Czy to ty? rzekła, skierowując wzrok na Krzysia.
Sluchaj, Krzysio wstał od stołu. Zosia i ja przez dwa lata próbujemy dostać dziecko. Idziemy do lekarzy, robimy badania, procedury… Nie poszło, rozumiesz? Nie poszło!
Nadbiegło ciszę. Marta Nowak zastygła z otwartym uśmiechem, Kowalski przestał żuć, a Zosia chowała twarz w rękach.
Czemu… czemu nie powiedziałaś? cioteczka się zbliżyła do córki, głos jej był dziwnie cichy.
Bo pchałaś ją! nie wytrzymał Krzysio. U wszystkich dzieci, a u was nie, czas biegnie, w moje czasy… Czy to trudne słyszeć? Każdą próbę? A wy jeszcze dodajecie trochę oliwy!
Zaczęła się niewygodna cisza. Marta Nowak powoli usiadła, jej twarz zjemczała.
Ja… nie wiedziałam, rzekła. Zosiu, dlaczego milczysz?
Bo nie chciałam was ściągać, Zosia przycisnęła chusteczka. Myślałam, iż jeszcze wszystko zdoła…
I zdoła się, zdecydował Kowalski. Wam wszystko pójdzie dobrze, ja wiem.
On podeszła do żony i położył rękę na jej ramieniu:
Tonia, to koniec. Opuść dzieci w spokoju. Oni sami z tym sobie poradzą.
Do zaskoczenia Krzysia, cioteczka nie zaprzeczyła. Tylko kiwnęła i, mamrocząc jakoś pójdę stwierdzić, wróciła na kuchnię.
Resztę Wieczoru w niespodziewanej ciszy. Marta Nowak nie zadawała pytań i nie krytykowała. Była cichona i rozmyślała.
Rano następnego dnia, kiedy Krzysio się obudził, stwierdził, iż Zosi nie ma. Zebrał się na nogi i poszedł do korytarza, skąd dochodziły ciche głosy. Jego żona i cioteczka siedziały na kuchni, opowiadając sobie coś.
Przepraszam, córze, usłyszał Krzysio głos cioteczki. Ja naprawdę nie wiedziałam…
Wszystko jest dobrze, matko, Zosia gładziła matkę po ręce. Tylko… nie pytaj więcej, dobrze? Kiedy wpadnie powiem sama.
Marta Nowak pokiwała, a Krzysio zauważył łzy na jej oczach.
Pozostałe dni przeminęły niespodziewanie spokojnie. Cioteczka nie zarzągała, nie stawiały się nieprzyjemne pytania, nawet, jak wyglądała, starała się być bardziej delikatna. przez cały czas biegła po kuchni, przez cały czas starała się nakarmić ich do nadmisu, ale w jej głosie pojawiły się nowe tony miększe, ciepłyj.
Kiedy nadszedł czas do wyjazdu, Marta Nowak uściskała Krzysia pierwszy raz, odkąd się poznali.
Pożegnaj, droga cioteczko, nie wytrzymał Krzysio.
Nie pożegnaj, a do widzenia, synu, odparła. Ty… dbaj o nią, dobrze?
Obiecuję, powiedział Krzysio.
Na pociągu Zosia długo milczała, patrząc przez okno. Potem spojrzała na męża:
Dzięki ci.
Za co? zdziwił się.
Za to, iż powiedziałeś prawdę. Wydaje się, iż zrozumiała…
Krzysio przytulił żonę:
Wiesz, niemal ją przeklęłem. Teraz zaczynam rozumieć, iż to po prostu nie znała innych sposobów, by wyrazić swoje miłość i opieku.
Zosia kiwnęła:
Ona taka, jak jest. Nie idealna, ale… moja matka.
I moja cioteczka, uśmiechnął się Krzysio. Ktoś mi rzekł, iż naprawdę się zmieniła?
Zmieniła się, potwierdziła. Wiesz, co mi powiedziała jutro rano? Zosi, zrozumiałam, iż może być matką to nie tylko wstrzymywać i swoją wiedzę, ale też umieć puścić, kiedy nadszedł czas.
Krzysio wzdrygnął się:
Czy to był tak filozoficzny rozmów?
Nie tylko, Zosia uśmiechnęła się krzywo. Powiedziała też, iż jeżeli pociągnie się życie, nie będzie przyjeżdża bez zaproszenia i zostanie przez więcej niż trzy dni.
To jak! zawołał Krzysio. Teraz już naprawdę wierzę w czary!
Pociąg przewoził ich z powrotem do Krakowa, do swojego życia, problemów, nadziei. Ale coś się zmieniło, coś się ulżyło. Krzysio przyszło do głowy, iż może ostatecznie mogą się rozłukiwać i przestać tak przesadnie martwić. Może i wszystko do siebie dopasuje się.
A po pół roku Zosia zadzwoniła do matki i cicho powiedziała:
Matko… wydaje się, iż bedzie wynik.
I choć cioteczka zaraz się roztopiła z euforii i zaczęła wrzucać pytania, były to już inne pytania i inne łzy.