Żyjąc dla siebie

newsempire24.com 1 miesiąc temu

Przeżyć dla siebie

– Mam przecież dopiero 49 lat… – Małgorzata patrzyła zdezorientowana na lekarza. – Naprawdę nic nie da się zrobić? – Zapytała z nadzieją.

– Przy odpowiednim leczeniu i przejściu określonych procedur można odsunąć termin, powiedzmy o rok czy półtora – odpowiedział Arseniusz Janowicz, stukając ołówkiem po biurku, na którym wcześniej robił notatki w karcie Małgorzaty. W swojej długiej karierze przyzwyczaił się do szoku, łez, histerii, a choćby oskarżeń. Reakcja pacjentów na diagnozę „szybkiej śmierci” była różna.

– Zastanowię się – odpowiedziała tylko kobieta i wyszła. Do niedawna Małgorzata nie miała większych problemów zdrowotnych. choćby rzadko się przeziębiała. Kilka miesięcy temu, zauważając, iż coś jest nie tak z jej zdrowiem, udała się do szpitala. Lekarze uznali guza za nieoperacyjnego. Sześć do ośmiu miesięcy – przewidział Arseniusz Janowicz. Małgorzata nie płakała, nie obwiniała nikogo, iż choroba nie została wykryta na czas. Uzmysłowiła sobie tylko, jak mało to jest, te sześć miesięcy. Nie doczeka choćby swoich urodzin.

– Piękna mamy dziś pogodę – głos wyrwał Małgorzatę z przygnębiających myśli. Wyszedłszy ze szpitala, usiadła na ławce i zamyśliła się, nie zauważyła nawet, jak obok przysiadł staruszek. Siedział, opierając się na lasce i patrzył w słońce.

– Przepraszam, jeżeli cię rozproszyłem – przeprosił staruszek, zauważając, iż Małgorzata drgnęła niespodziewanie.

– Nic nie szkodzi – próbowała się uśmiechnąć Małgorzata. – Pogoda rzeczywiście piękna.
– W moim wieku cieszę się choćby z deszczowych dni. Ale za takie słoneczne jestem szczególnie wdzięczny. Można to uważać za starczą fanaberię, ale chciałbym, żeby mój ostatni dzień był ciepły i jasny.
– Tak spokojnie mówisz o śmierci – zdziwiła się Małgorzata.

– Mam 94 lata – zaśmiał się staruszek. – Poza tym, nikt nie jest zabezpieczony przed śmiercią. I kto wie, w jakim wieku po nas przyjdzie? Na śmierć trzeba być gotowym zawsze. Żałuję, iż zrozumiałem to zbyt późno. W przeciwnym razie nie odkładałbym wielu rzeczy na później. Bo jak wiadomo, później może nie nadejść.
Na przykład, co byś zrobiła, gdybyś wiedziała, iż umrzesz jutro? Choć przepraszam, iż się wtrącam. Nie mam z kim porozmawiać. Moi współlokatorzy z pokoju to straszne marudy, cały dzień tylko narzekają i wzdychają. Czy jest sens marnować na to czas? Za głównym budynkiem jest hospicjum. Tam mieszkamy. I jest jasne, iż skoro tam trafiliśmy, to wyjście będzie tylko jedno. Ale tej ławce i parkowi wolałbym rejs wycieczkowym statkiem.

Ostatnia podróż – staruszek zaśmiał się. – Zapytasz, dlaczego wciąż tu siedzę? To już inna kwestia. Nie mam pieniędzy. Rodzina oddała mnie do hospicjum, mieszkanie już dawno przepisałem na wnuka, a choćby emeryturę teraz dostają ode mnie. Ale nie mam do nich pretensji. Młodzi. Pewnie uważają, iż im bardziej potrzebne. Przepraszam jeszcze raz, rozgadałem się – powiedział staruszek.

– Nie, nie ma problemu – Małgorzata uważnie słuchała, zmarszczka między jej brwiami się pogłębiła.

Całe życie Małgorzata żyła zupełnie nie tak, jak chciała. Teraz nagle to sobie uświadomiła. Nie lubiła swojej pracy, ale tam dobrze płacili. Najpierw trzeba było spłacić hipotekę. Potem pomóc córce i zięciowi. Dlatego się trzymała. Męża Małgorzata również dawno już nie kochała. Dziesięć lat temu dowiedziała się, iż ją zdradza. I to z różnymi kobietami i regularnie.

Małgorzata płakała z żalu, ale przed rozwodem powstrzymywała ją myśl, iż nikomu nie będzie potrzebna. Skoro nie jest interesującą choćby dla własnego męża, który kiedyś oświadczał się jej, klękając po rycersku. Bo przecież Małgorzata uważała się za dobrą żonę. Czystość, przytulność, obiad, zupa i deser oraz żadnych krzyków. Córkę Małgorzata kochała, od samego urodzenia starała się dać jej wszystko, co najlepsze. Rozpieszczała ją. choćby sobie czegoś odmawiała. Teraz córka dzwoniła tylko wtedy, gdy trzeba było zająć się wnukiem albo poprosić o pieniądze, ponieważ zięć znów nie otrzymał premii, a zima/wiosna/lato/jesień za pasem, a przyzwoitych butów/płaszcza/kurtki itp. córka/zięć/wnuk, albo wszyscy razem jakoś nie mieli.

I Małgorzata wchodziła w sytuację, współczuła i przelewała pieniądze, odkładając zakup nowej pary butów/płaszcza/kurtki na inny czas. Poza tym, Małgorzata w tajemnicy przed wszystkimi odkładała pieniądze na „czarną godzinę”, pamiętając surowe czasy dziewięćdziesiątych.

– Składam pozew o rozwód – zaskoczyła męża, wracając do domu. – I o podział majątku. Masz możliwość zatrzymać mieszkanie, spłacając mi moją część. Nie potrzebuję mieszkania. Wyjeżdżam. A tobie tu będzie dobrze, jak zawsze. – Uśmiechnęła się Małgorzata, obrzuciwszy wzrokiem pokój.

– Dokąd? – zapytał mąż, trawiąc wiadomość.
– Podróżować – odpowiedziała Małgorzata. – A rozwieść się teraz można bez osobistej obecności. Zastanów się parę dni, a ja tymczasem zamieszkam na działce u Kryśki – kontynuowała, pakując walizkę.

– Nic nie rozumiem – powiedział szczerze zagubiony mąż.
– Trzeba było to zrobić wcześniej. Jeszcze mamy szansę na szczęście – powiedziała Małgorzata przez drzwi.

W pracy złożyła wniosek o urlop bezpłatny z późniejszym wypowiedzeniem, aby uniknąć okresu wypowiedzenia. Wypłaciła oszczędności i usiadła do wyboru wycieczek.

– Mamo, odbierzesz dziś Krzysia? Jesteśmy trochę zmęczeni, chcemy iść wieczorem do restauracji – córka zadzwoniła tego samego dnia.

– Nie – krótko odpowiedziała Małgorzata.

– Eee, dlaczego? – córka nie przywykła do takich odpowiedzi od matki.

– Mam swoje sprawy.
– Nie możesz przełożyć ich na inny dzień? Zrozum, będzie towarzystwo, nie możemy nie pójść – zaczęła kobieta łagodnie.

– Znajdźcie opiekunkę.
– Mamo, to przecież drogie – oburzyła się córka.
– Na restaurację macie pieniądze, to i na opiekunkę znajdziecie – Małgorzata była stanowcza.

Bąknęła coś, a potem rzuciła słuchawką. Małgorzata westchnęła ciężko, ale mimo wszystko zdecydowała, iż postąpiła słusznie.

Na działce u przyjaciółki było spokojnie i przytulnie. Jesień była sucha i ciepła. Wieczorne powietrze przesiąkło zapachem kwiatów i jabłek. Małgorzata długo siedziała w wiszącym fotelu, podkuliwszy dziecięco nogi. Rozmyślała. Na początku myślała, iż jest straszną egoistką, postępując w ten sposób z bliskimi. Potem przypomniała sobie staruszka z parku szpitalnego. Powiedziała sobie, iż całe życie żyła dla kogoś, zostało jej kilka czasu, czy nie mogła w końcu przeżyć dla siebie? W końcu Małgorzata uznała, iż postępuje dobrze i uśmiechnęła się do siebie.

Mąż dzwonił, próbując wyjaśnić sytuację, bardziej z zaskoczenia i dla zasady. Małgorzata rozumiała, iż i dla niego związek już dawno się wypalił, i była pewna swojego stanowiska. Po trzech dniach poddał się i zgodził się wypłacić jej należną część w ciągu kilku miesięcy. Małgorzata była zadowolona. Po kolejnych dwóch dniach siedziała w restauracji nad brzegiem morza. Pragnących cieszyć się błogim sezonem było wielu. Małgorzata obserwowała spacerujące i siedzące w kawiarni rodziny, pary i dla rozrywki wymyślała historie ich życia.

– Dobry wieczór. Przepraszam, czy to miejsce jest wolne? – podszedł do stolika mężczyzna.

– Proszę, siadaj – Małgorzata nie miała nic przeciwko.

– W taki piękny wieczór pozostanie w pokoju byłoby zbrodnią. Najwyraźniej wszyscy tak dziś pomyśleli. Wolnych stolików już nie ma – zaśmiał się, tłumacząc się mężczyzna.

– I mają rację. Jestem Małgorzata – przedstawiła się kobieta. Wcześniej byłaby nieśmiała. Ale teraz postanowiła, iż wieczór jest rzeczywiście piękny, więc dlaczego nie umilić sobie samotności konwersacją.

– Jerzy – odpowiedział jej rozmówca. – Jestem pisarzem, i często właśnie wieczorami przychodzi do mnie natchnienie, dlatego większość pięknych wieczorów przegapiłem. Teraz cieszę się, iż dziś myśli nie są ze mną, i wyszedłem na świeże powietrze – dodał Jerzy, dając do zrozumienia, iż spotkanie z Małgorzatą uczyniło wieczór jeszcze piękniejszym.

– Ciekawe. O czym piszesz? – zapytała Małgorzata.

– Historie o ludziach dla ludzi – odparł pisarz z rozłożonymi rękami.

– Znam kilka ciekawych historii. Na przykład, widzisz tę parę? – Małgorzata wskazała na młodych ludzi, którzy szeptali coś przy sąsiednim stoliku. Trzymali się za ręce i niemalże stykając się czołami spoglądali w oczy. – Wiesz o czym szepczą? – I Małgorzata opowiedziała historię, którą wymyśliła kilka minut temu o tej parze. Młody człowiek był początkującym malarzem bez grosza przy duszy, a dziewczyna córką oligarchy, który naturalnie był przeciwny ich związkowi. Ale zakochanych to nie zatrzymało. Porzucając wszystko, dziewczyna uciekła ze swoim ukochanym. Dziś jest ich pierwszy wieczór wolności. Dziewczyna wierzy w talent młodego człowieka. Z żarem przekonuje go, iż wszystko się uda. A on przysięga jej, iż dla niej zstąpi choćby do piekła, by stać się pierwszym, który namaluje prawdziwe oblicze diabła.

– Znasz ich? – zapytał Jerzy, spoglądając na parę.

– Nie – uśmiechnęła się Małgorzata. I z euforią powiedziała – Wymyśliłam to dopiero teraz, jak sądzisz, mogłabym być pisarką?

– Fabuła dość oklepana, ale zawsze aktualna. Jednak gdyby bohater naprawdę namalował diabła, schodząc do piekła, stał się sławny, a potem oszalał, to byłoby intrygujące – Jerzy włączył się do zabawy. – A co sądzisz o tej grupie? – wskazał spojrzeniem na stolik, przy którym siedziały dwie kobiety i dwóch mężczyzn. Trzech z nich rozmawiało ożywionie, a czwarta kobieta nieobecnie patrzyła na morze.

– No tu wszystko jasne… – Małgorzata zaczęła wymyślając nową historię, mrużąc oczy z figlarnym uśmiechem.

——–
– Rysiu, jak ci się podoba? – Jerzy z niepokojem przenosił wzrok z Małgorzaty na mały domek porośnięty dzikim winogronem. – Ogród trochę zaniedbany, ale w sumie nieźle. Co o tym myślisz?

– Jest tu przyjemnie – zgodziła się Małgorzata, ale Jerzy wyczuł w jej głosie smutek.

– Co się dzieje? – objął ją ramieniem.

– Wszystko w porządku, tylko jestem trochę zmęczona – Małgorzata starała się uśmiechnąć.

Minęły prawie dwa miesiące od tego wieczoru. Jerzy zakochał się w Małgorzacie jak chłopiec, po uszy i od pierwszego wejrzenia, jak sam twierdził. Małgorzata odwzajemniała uczucia, a jednocześnie się bała. Najbardziej przerażała ją choroba, uciekający czas i to, iż nic Jerzemu nie powiedziała. Jerzy zaproponował, by zostali tutaj, nad brzegiem morza.

– Mogę pisać wszędzie, a ty zostaniesz moją muzą – wyobrażał sobie, jak szczęśliwi będą, mieszkając w przytulnym domku z widokiem na morze.

– Świetny pomysł. Nauczę się pielęgnować ogród i piec twoje ulubione placek dyniowy – Małgorzata pocałowała delikatnie Jerzego w policzek. Ominęła niepokojące myśli. „Niech będzie, jak będzie. Nic nie powiem” – zdecydowała.

Przenieśli się do domu i byli szczęśliwi. Rankiem pili razem kawę przy oknie, wieczorami spacerowali brzegiem morza. Aby nie przeszkadzać Jerzemu w pracy w ciągu dnia, Małgorzata postanowiła znaleźć sobie zajęcie. Została wolontariuszką w fundacji charytatywnej. Lubiła pomagać ludziom. Minął kolejny miesiąc, potem drugi, Małgorzata nieustannie czekała, aż poczuje się gorzej, pojawią się osłabienie lub ból, ale czuła się świetnie. Regularnie dzwoniła do córki. Na początku zareagowała na decyzję matki sceptycznie, z niezrozumieniem, a choćby oburzeniem, ale później złagodniała. Obiecała nawet, iż wnuk spędzi lato u babci.

Mąż wypłacił należne Małgorzacie pieniądze i wspomniał mimochodem, iż zamierza wziąć drugi ślub. Małgorzata odpowiedziała, iż bardzo się cieszy. I naprawdę tak było.

– Pani Małgorzato? Tu doktor Arseniusz Janowicz – poranny telefon przerwał Małgorzacie sen.

– Słucham – odpowiedziała zaniepokojona Małgorzata.

– Pani Małgorzato, bardzo mi przykro, popełniliśmy okropny błąd! – Arseniusz Janowicz był równie zaniepokojony, jak ona. – W laboratorium wszystko pomylili. To nie były pani wyniki.

– Co więc się stało? Przecież naprawdę czułam się źle – zapytała oszołomiona Małgorzata.

– Nic. Tak się czasem zdarza, to mogło być zmęczenie, nerwy i tak dalej. Bardzo mi przykro – odpowiedział zmieszany lekarz.

– A ja się cieszę – spojrzała Małgorzata na śpiącego jeszcze Jerzego. – Dziękuję – przerwała rozmowę i udała się do kuchni przygotować śniadanie. Była szczęśliwa.

Idź do oryginalnego materiału