Parawaning to nasz sport narodowy, a każdy, kto choć raz próbował wcisnąć ręcznik w labirynt koców, wie, iż wakacje w tłumie potrafią zmęczyć bardziej niż poniedziałkowy deadline w biurze. Plażowe grodzenie kończy się zwykle kłótnią o metr kwadratowy piasku i koncertem disco polo puszczanym na pełen regulator. A przecież nie trzeba tego znosić. Wystarczy odbić kilka kilometrów od popularnych kurortów, żeby uniknąć największych zagłębi turystycznych i złapać oddech. Podrzucam listę pięciu plaż, które według AI lepiej sobie odpuścić w okresie i pięciu spokojniejszych miejsc w okolicy.
REKLAMA
Zobacz wideo Słupsk. Jedno z ciekawszych miast Pomorza. Co zobaczyć?
To najbardziej zatłoczone plaże w Polsce według AI. By położyć tam koc, trzeba wcześnie wstać
Na pierwszy ogień idzie królowa nadbałtyckiego tłoku, czyli plaża w Sopocie umiejscowiona w pobliżu molo. To miejsce, które turystom oferuje dosłownie wszystko. Drewniany pomost, klimatyczny deptak z knajpkami i widok na spokojną Zatokę Gdańską. Brzmi jak pocztówka z wakacji, jednak latem jej czar pryska. Plaża zamienia się w arenę parawanów, a każdy skrawek piasku staje się luksusem. Ręcznik leży na ręczniku, wokół tłum ludzi z goframi i napojami w ręku oraz TikTokiem odpalonym na full w telefonie. O prywatności i spokoju można jedynie pomarzyć.
Dalej mamy Międzyzdroje, które rozbudowały wokół plaży prawdziwy turystyczny kombinat. Promenada Gwiazd, molo, kawiarnie, stoiska z popcornem... Wszystko to działa jak magnes na rodziny z dziećmi czy grupki znajomych. W szczycie sezonu ciszę zagłusza muzyka z głośników, a na piasku brakuje choćby metra przestrzeni tylko dla siebie. Kto chce się wtopić w tłum, tu ma na to niemal stuprocentową szansę.
Trzeci punkt to Władysławowo, klasyk polskiego wybrzeża. Aż 23 kilometry plaży brzmią jak recepta na luz, ale wystarczy, iż choć połowa turystów z Pomorza i Mazowsza przyjedzie w tym samym czasie, a zaczyna brakować miejsca. Dmuchane zamki, zjeżdżalnie, wata cukrowa, rodzinna mekka i chaos w jednym. Dla jednych wakacyjny raj, dla innych koszmar.
Na Cyplu Helskim widok spotkania dwóch akwenów to wabik, obok którego mało kto może przejść obojętnie. Każdy chce stanąć na końcu Polski, cyknąć selfie z panoramą i piaskiem z dwóch stron. Problem w tym, iż mrowie turystów wpada na ten sam pomysł jednocześnie. Tłumy spacerują od parkingu po cypel, a kto chce tu poleżeć, może zapomnieć o ciszy.
Na koniec Łeba i jej słynne ruchome wydmy. Sama trasa przez Słowiński Park Narodowy potrafi zachwycić, ale większość odwiedzających kończy spacer właśnie na najbliższej plaży. W efekcie, na końcu szlaku czeka gęsty szpaler parawanów, krzyki dzieci i kolejki do lodziarni. Piękna przyroda? Jest, ale skąpana w gwarze rozbawionych turystów.
Parawany nad polskim morzem (zdjęcie ilustracyjne)Fot. Bartosz Bańka / Agencja Wyborcza.pl
Gdzie najlepiej jechać nad polskie morze? Tam zaznasz plażingu i smażingu
Nie musisz od razu pakować walizek i lecieć na najodleglejszy koniec świata, by wypocząć. Wystarczy, iż zrobisz kilka kilometrów w bok, a nacieszysz się spokojniejszym Bałtykiem i wakacyjnym klimatem. Obok zatłoczonego Sopotu czeka Jelitkowo. Część Gdańska, gdzie morze wygląda identycznie, jednak atmosfera jest jakby nieco senniejsza. Nie ma tu wielkich hoteli z muzyką na tarasach, za to są ścieżki przez park i szeroka plaża, gdzie każdy znajdzie dla siebie kawałek przestrzeni. I choć w okresie przez cały czas spotkasz tam wielu plażowiczów, jest ich znacznie mniej, niż w ulubionym kurorcie gwiazd.
Zamiast tłumów w Międzyzdrojach możesz podjechać do Wisełki. Wioska jest malutka, otoczona lasem, z jeziorem tuż obok. Na plażę idzie się leśną ścieżką, więc odpadają kramy z pluszakami i budki z goframi co trzy kroki. Kiedy wychodzisz na złocisty piasek, wita cię szum fal i mewy liczące na to, iż skradną plażowiczom coś do schrupania.
Kilka minut od Władysławowa leży Chłapowo. Niewielka, klifowa miejscowość, którą cenią ci, którzy klapki wolą zamienić na wygodne buty trekkingowe. Zamiast budek z frytkami na każdym rogu jest spacer wąwozem Rudnik i zejście na plażę, gdzie brak tłumów to standard. Widok z klifu potrafi zachwycić bardziej niż kadry z drona, a natura robi tu najlepszą robotę. Zapomnij też o Helu i zatrzymaj się w Juracie. To wciąż Półwysep Helski, jednak tłumy wolą Zatokę. Plaża od strony otwartego morza jest szeroka, piaszczysta i otulona pachnącym lasem. Do tego ścieżki rowerowe i drewniane molo. Idealne, żeby rozłożyć koc i zapomnieć o bożym świecie.
Na koniec Stilo, czyli Osetnik. Nie zaznasz tu ścisku jak w Łebie, bo na plażę prowadzi ścieżka przez pachnący żywicą las. Po drodze mijasz latarnię morską, a potem nagle otwiera się przed tobą szeroka, dzika plaża. Żadnych budek z kebabem, tylko może i turyści, którzy w dużej mierze wolą przyjść tu z kocem, bez parawanów. Kto raz trafi w to miejsce, ten będzie chciał wracać tu zawsze. Czy zdarzyło Ci się uciec z plaży, bo tłum był nie do zniesienia? Zapraszamy do udziału w sondzie oraz do komentowania.
Dziękujemy za przeczytanie naszego artykułu.
Zachęcamy do zaobserwowania nas w Wiadomościach Google.