Brangusis, może byś mnie podwiózł do domu? – Po ciężkim dniu w pracy Ewa marzyła, by uniknąć czterdziestominutowej podróży autobusem.

newsempire24.com 2 dni temu

Brangusis, może przywieziesz mnie do domu? Po ciężkiego dnia pracy Ewa marzyła, by uniknąć czterdzięciu minut jazdy autobusu.

Kochanie, mógłbyś mnie odebrać z pracy? Zoszyna zadzwoniła do męża, mądrejna, iż po wyjątkowo męczącym dniu nie będzie musia dzwonić autobusem przez całe czterdzieści minut.
Jestem zajęty odparł krótko mąż. W tle, wyraźnie słychać było telewizor, więc Marek był w domu.

Dziewczynie było przykro aż do łez. Małżeństwo wiszało na włosku, a przecież jeszcze w pół roku temu Marek nosił by ją na rękach. Co się zmieniło w tak krótkim czasie? Zosia nie rozumiała.
Dbała o figurę, spędzając długie godziny na siłowni. Gotowała wyśmienicie nie bez powodu pracowała w popularnej restauracji. Nigdy nie prosiła o pieniądze, nie urządzała scen, była gotowa spełnić każdą zachciankę męża
gwałtownie mu się znudzisz kiwała głową matka, słuchając skarg córki. Nie można mężowi we wszystkim ustępować.
Po prostu go kocham odparła dziewczyna z bezradnym uśmiechem. I on mnie kocha

*****
A jednak mu się znudziłam Zosia przygryzała wargę, przeglądając historię przeglądarki. Okazało się, iż Marek cały wolny czas spędzał na portalach randkowych, rozmawiając z kilkoma kobietami naraz. Dlaczego nie mógł po prostu ze mną porozmawiać? Zrozumiałabym i puściłabym go wolno. Po co męczyć się z kobietą, którą się nie kocha, i dręczyć ją swoim zachowaniem?

Więc rozwód. Cóż, była silna, da sobie radę. Ale nie odpuści mu tak łatwo. Niewielka zemsta mu się należała
Tego samego wieczora Zosia zarejestrowała się na tej samej stronie co jej mąż, odnalazła go i napisała. Zdjęcie wzięła z internetu, lekko je poprawiła i była pewna, iż Marek dał się złapać. I dał.

Rozpoczęła się burzliwa wymiana wiadomości. Mąż w swoich wiadomościach zapewniał, iż nie jest żonaty, gotowy jest na poważny związek i dzieci. Wychwalał swój wspaniały charakter, co doprowadzało Zosię do łez ze śmiechu. Wiedziała przecież, jak trudno z nim wytrzymać.
Spotkajmy się napisała Zosia i wstrzymując oddech, czekała na odpowiedź.
Oczywiście! odpowiedź przyszła po kilku sekundach. Ale u mnie na razie mieszka siostra, przygotowuje się do egzaminów. Więc spotkajmy się w neutralnym miejscu, a wieczór przedłużymy w hotelu.
Naprawdę? Zosia aż podskoczła, czytając te słowa. Dlaczego jesteś tak pewny, iż kobieta od razu zgodzi się iść z tobą do hotelu? Każda normalna osoba obraziłaby się na taką propozycję! Choć mnie to na rękę.

Może więc spotkajmy się u mnie? Mieszkam za miastem, sam. Nikt nam nie przeszkodzi Zastanawiała się, czy się zgodzi.
Świetny pomysł! Marek wyraźnie się ucieszył. Pewnie dlatego, iż nie będzie musiał wydawać dodatkowych pieniędzy. Podaj adres i godzinę. Przylecę na skrzydłach miłości.
Ulica *** 25, dziesiąta wieczorem. Pasuje?
Oczywiście! Czekaj na mnie.

O dziewiątej wieczorem Marek udawał, iż nagle wezwano go do pracy. Nie mogąc znaleźć kluczyków do samochodu, niechętnie zapytał żonę, czy nie widziała pęku kluczy.
Leżały na komodzie Zosia patrzyła na męża niewinnymi oczami, jednocześnie ściskając w kieszeni klucze. Może kot je wziął?

A dziewczyna choćby nie myślała na niego czekać. Po co? Wykorzystała ten czas pożytecznie pakując swoje rzeczy. Na szczęście miała własne mieszkanie, odziedziczone po babci. Jedyną rzeczą, którą zostawiła po sobie, był wniosek o rozwód, leżący na najbardziej widocznym miejscu.

Marek wrócił do domu dopiero rano, wściekły do nienormy. Nie dość, iż podróż w jedną stronę zajmowała ponad godzinę, to jeszcze Anżeliny ze strony tam nie było.
Adres był prawdziwy, dom też. Ale nie mieszkała tam dziewczyna o wzorowej urodzie z fotografii. Drzwi otworzyła mu kobieta trzy razy od niego większa. Miała na sobie tylko półprzeźwisty szlaf, a Marek oddałby wszystkie pieniądze, żeby tylko pamietać widok, który ukazał się jego oczom.

I w ogóle, ledwo uszedł z życię! Znów musiał wzywać taksówkę, by uciec z tego miejsca. Samochód kłazał się długo czekać, Marek zdączył zmarznąć w swojej cienkiej, jesiennej kurtce. Do tego kierowca okazał się dziwaczny i najpierw zawiózł go diabli wiedzą dokąd Jednym słowem, nocna przygoda była wyjątkowa.

A kiedy wszedł do mieszkania i zobaczył na stole wniosek rozwodowy, zrozumiał, kto stał za całym tym przedstawieniem. Obok leżał też mały liśki, napisany szminką: “Ten słodki odwet”

Idź do oryginalnego materiału