— Naprawdę? — głos Jakuba zadrżał, ale nie ze zdumienia, a z wysiłku, by nie powiedzieć czegoś, czego później będzie żałował. Siedział na skraju kanapy, wpatrzony w opakowanie sushi, którego z Kają choćby nie zaczęli jeść. — Serio kupiłaś sobie Porsche?
— Nie Porsche, tylko Taycan. Elektryczne. Mogłeś chociaż nauczyć się nazwy, skoro zamierzasz mi to wypominać — odparła Kaja, choćby nie odrywając wzroku od telefonu. W feedzie Instagrama jej koleżanka wrzuciła zdjęcie z konferencji w Genewie. Wszyscy w garniturach, ale piją szampana. Jak zwykle.
W mieszkaniu unosił się zapach wasabi, irytacji i świeżo umytej łazienki — Kaja odruchowo przetarła płytki przed przyjściem Jakuba, choć wiedziała, iż to i tak nic nie da.
— Po prostu nie rozumiem, po co ci taki samochód? — Jakub zerwał się i zaczął chodzić po kuchni. — Nie jesteś kierowcą rajdowym. Nie jesteś miliarderką. Myślisz, iż ludzie zaczną cię bardziej szanować, jak będziesz jeździć tym… kosmicznym statkiem?
— Tak. Dokładnie. A do tego będę mogła parkować nie gdzieś pod lasem, tylko na normalnych miejscach z ładowarką. I wyobraź sobie, nie będę stać w korkach, bo Taycan ma adaptacyjny tempomat. To nie jest dla pokazów, Jakub. Chodzi o komfort, bezpieczeństwo i — tada! — moje pieniądze.
— Słyszałaś, co powiedział ojciec? — wypalił Jakub, jakby cytował formułkę, którą wkuwał całą noc.
— Niestety, wciąż słyszę doskonale. — Kaja wreszcie odłożyła telefon. — Powiedział, iż kobiecie nie wypada mieć takiego auta, bo to wywołuje „niezdrowe podniecenie wśród mężczyzn”. Cytuję, między innymi.
— Po prostu się martwi. Jest starej daty.
— Jest datowany jak zepsute mleko, Jakub. I ty idziesz w jego ślady, jeżeli teraz nie powiesz czegoś, co choć trochę przypomina wsparcie.
Jakub otworzył usta, jakby chciał coś rzec, ale znów je zamknął. Jakby w środku miał radziecki telewizor — dźwięk jest, obrazu brak.
— Dlaczego nie mogłaś ze mną tego omówić? Przecież jesteśmy rodziną. Mógłbym…
— Co? Poradzić KIA Ceed, jak twoja mama? Albo w ogóle odradzić i namówić na „dziadkowy” kombiak?
Zaśmiał się, ale bez radości:
— No dzięki za zaufanie.
Kaja westchnęła i spojrzała na niego jak na krzesło z pękniętą nogą: niby jeszcze trzyma, ale siadać już ryzykownie.
— Jakub, miałeś kiedyś wrażenie, iż możesz robić, co chcesz? Bez oglądania się na cudze opinie, oczekiwania czy kaprysy?
— Nie stać mnie na takie fanaberie jak ciebie, jeżeli o to chodzi.
— Nie chodzi o pieniądze, tylko o wolność w środku.
Wzruszył ramionami, jakby te słowa wywoływały u niego alergię.
— Przecież wiedziałaś, jacy są moi rodzice. Wiedziałaś, na co się piszesz.
— Miałam nadzieję, iż przynajmniej zaczną mnie szanować. Albo iż ty zaczniesz.
Cisza w pokoju stała się gęstsza niż wczorajszy żurek z budki pod metrem. Jakub znów usiadł, spuścił wzrok.
— Po prostu uważają, iż powinnaś być… no, bardziej kobieca.
— Aha. I najlepiej bez prawa jazdy, bez zdania i z wieczną wdzięcznością za obrączkę? — Kaja gorzko się uśmiechnęła. — Sorry, ale nie jestem dodatkiem do bigosu. Jestem osobą, wiesz?
Odwrócił się. I wtedy, jak w teatrze absurdu, ktoś zapukał do drzwi. Zbyt stanowczo jak na kuriera. Zbyt cicho jak na sąsiadkę.
— To mama — wyszeptał Jakub, wstając. — Mówiła, iż wpadnie zobaczyć, jak żyjemy.
— „Przypadkiem” była w pobliżu? A może założyła ci tracker na mój samochód? — Kaja uniosła brew i wstała, poprawiając bluzkę.
— Po prostu… bądź milsza, dobrze?
— Jestem miła jak płyn do kąpieli. A tobie czas nauczyć się nie być gąbką.
Drzwi się otworzyły. Anna Stanisławowa weszła z siatką z Biedronki, z miną osoby, która nie przychodzi w gości, tylko na inspekcję.
— No, witajcie, gołąbeczki. Przyniosłam zdrową sałatkę, bez chemii, przyda wam się trochę witamin. — Rzuciła okiem na Kaję, ślizgając się wzrokiem po jej szpilkach. — A ty czemu taka odświętna? Na bal lecisz?
— Zawsze tak wyglądam. Nie mogę sobie pozwolić na styl emerytki na urlopie macierzyńskim — spokojnie odparła Kaja.
— O kim ty w ogóle mówisz? — Anna Stanisławowa zmarszczyła brwi.
— O abstrakcyjnym przykładzie, niech pani nie bierze do siebie. Chyba iż pasuje…
— Jakuś, ty jej na to pozwalasz? — zwróciła się teściowa do syna, ignorując Kaję jak drukarkę w weekend.
— On nie jest moim dozorcą. Ani tłumaczem z polskiego na rodzinny — Kaja minęła ją, zabierając sushi z kuchni. — Chce pani herbaty? Czy od razu przejdziemy do oceny mojego niemoralnego samochodu?
— No widzisz, sama wszystko rozumiesz — uśmiechnęła się Anna Stanisławowa. — Nam z Franciszkiem taki wóz byłby potrzebniejszy. Dojazdy do rodziny, działka. A tobie po co? Dla pokazów?
— Tak. I dla zemsty. Na pani. — Kaja wypowiedziała to cicho, spokojnie. Jak chirurg informujący, iż wyrostek już przebił jelito.
Zapadła cisza. choćby Jakub chyba zrozumiał, iż stało się coś poważnego. Kaja odłożyła sushi.
— Przepraszam, ale nie mam już siły udawać, iż to normalne.
— Co jest „to”? — zdziwiła się teściowa.
— Wszystko. To, iż pani przychodzi jak na dyżur. Że Jakub milczy jak pomnik swojego dzieciństwa. Że mi się mówi, jak mam żyć, wyglądać, wydawać swoje pieniądze. Kończę z tym.
ZdjKiedy kilka miesięcy później Kaja prowadziła swojego nowego, czerwonego Audi e-tron GT przez zatłoczone ulice Warszawy, uśmiechnęła się lekko, czując wiatr we włosach i swobodę, której tak długo brakowało.