Czesi szturmują polskie sklepy. "Kupują na worki", a nasi rodacy narzekają

natemat.pl 3 godzin temu
Czesi od lat regularnie przyjeżdżają do Polski na tańsze zakupy i nie jest to żadną tajemnicą. Jednak skala tego zjawiska w ostatnim czasie przybrała na sile, a lista najbardziej rozchwytywanych produktów mocno się zmieniła. Dla mieszkańców przygranicznych miejscowości taka turystyka zakupowa bywa jednak coraz bardziej uciążliwa.


Wielokrotnie pisaliśmy już o Czechach, którzy w poszukiwaniu oszczędności odwiedzają polskie sklepy. Kiedyś głównym magnesem było tańsze masło i papierosy czy mięso w Dino. Te produkty przez cały czas są popularne na czeskich listach zakupowych, ale zjawisko wygląda w tej chwili nieco inaczej. I nie wszyscy widzą w tym plusy.

Czesi oszczędzają setki złotych w Polsce. Kupują całe worki warzyw i owoców


Dziennikarze "Faktu" odwiedzili popularne targowisko w Kudowie-Zdroju, gdzie skala tego zjawiska jest ogromna. Całe czeskie rodziny potrafią przyjechać choćby z miast oddalonych o 300 km, by na jednych, dużych zakupach zaoszczędzić 300-400 zł.

Zmienił się też asortyment, który ląduje w bagażnikach ich aut. Jakie produkty cieszą się teraz największym powodzeniem?

Papier toaletowy i ręczniki papierowe: Różnica w cenie jest ogromna. "40 rolek u nas kosztuje ze 30 zł, a u nich 10 rolek kosztuje 30 zł. To jest różnica" – mówią "Faktowi" sprzedawczynie z targowiska.

Warzywa i owoce sezonowe: Hitem są zwłaszcza truskawki, morele, ogórki, papryka, cebula i ziemniaki."Oni nie kupują na kilogramy, ale na worki" – zdradziły reporterom sprzedawczynie.

Artykuły spożywcze i chemia: Czesi przez cały czas masowo kupują nabiał, makarony i mięso, a także środki czystości w dużych opakowaniach. W Polsce też są znacznie tańsze.


Dla jednych zysk, dla innych problem. Polacy narzekają nie tylko na puste półki


Lokalni przedsiębiorcy liczą zyski, ale niestety masowe zakupy czeskich sąsiadów mają też mroczną stronę. "Fakt" opisuje, iż mieszkańcy Kudowy czy Kłodzka skarżą się na negatywne skutki takiej turystyki.

Najbardziej szturmowane są popularne dyskonty. "Największe oblężenie jest w Biedronce i Lidlu. Przed weekendem to nie radzę tam wchodzić, nie ma wolnych miejsc na parkingu" – opowiadały dwie mieszkanki regionu w rozmowie z dziennikiem.

Polacy narzekają, iż jeżeli nie zrobią zakupów wcześnie rano, to po południu półki w sklepach potrafią świecić pustkami. Problem jest na tyle poważny, iż niektórzy muszą robić zapasy w innych miejscowościach.

"Na zakupy dla siebie musieliśmy jeździć jeszcze dalej" – powiedziała pani Elżbieta. "Śmietanę, mleko, ser, masło, mięso – wszystko Czesi wywozili całymi wózkami. Albo makaron. Nie było co choćby na obiad wziąć" – dodała.

Sprzedawcy twierdzą, iż handel jest nieco mniejszy niż w rekordowym zeszłym roku, ale wciąż pozostaje bardzo intensywny. Jedyną branżą, która może w przyszłości ucierpieć na takiej turystyce, jest sprzedaż papierosów. Komisja Europejska planuje ujednolicić akcyzę w całej Unii, więc nie będzie się już opłacało po nie jeździć za granicę.

Idź do oryginalnego materiału