Dziesięć lat po odejściu Sabiny: ojciec i pięcioro dzieci mierzą się z jej nieobecnością.
Kiedy Sabina postanowiła odejść, zostawiając męża i piątkę maluchów, choćby nie przypuszczała, iż Jakub nie tylko przetrwa bez niej, ale i stworzy nowe życie. Gdy wróciła po dekadzie, zastała rzeczywistość, która dawno ją przegoniła dzieci, które ledwo ją pamiętały.
Tego deszczowego poranka krople cicho stukały w okna skromnego domu ukrytego między wysokimi klonami. Jakub Nowak rozstawiał cztery niepasujące miseczki z płatkami, gdy w drzwiach stanęła Sabina z walizką w jednej ręce i ciszą, która bolała bardziej niż słowa.
Nie mogę już tego ciągnąć szepnęła.
Jakub uniósł wzrok znad kuchennego blatu:
Czego konkretnie?
Skinęła głową w stronę korytarza, skąd dobiegały śmiechy i piski z pokoju zabaw.
Tego. Pieluchy, ten hałas, wiecznie brudne talerze. To samo każdego dnia. Duszę się w tym życiu.
Jakub poczuł, jak coś ściska mu serce.
To twoje dzieci, Sabina.
Mrugnęła szybko, rozdrażniona:
Wiem. Ale nie chcę już być matką. Nie w ten sposób. Chcę znów oddychać.
Drzwi zatrzasnęły się za nią, niosąc echo, które rozbiło wszystko na kawałki.
Jakub zastygł, a chlupot mleka zalewającego płatki wydał mu się nagle bardzo głośny. Pięć małych twarzy wyjrzało z zaciekawieniem.
Gdzie mama? spytała najstarsza, Zosia.
Przysiadł na kolana i rozłożył ramiona:
Chodźcie tu, kochani.
I tak zaczęła się ich droga.
Pierwsze lata nie były łatwe. Jakub, nauczyciel biologii w liceum, rzucił pracę, by zostać nocnym kurierem i móc zajmować się dziećmi za dnia. Nauczył się pleść warkoczy, pakować kanapki, uspokajać nocne koszmary i liczyć każdą złotówkę.
Były noce, gdy płakał cicho nad zlewem pełnym brudnych naczyń. Chwile, gdy myślał, iż pęknie: gdy jedno dziecko gorączkowało, drugie potrzebowało pomocy w szkole, a najmłodsza wrzeszczała z bólu wszystko w jeden dzień.
Ale Jakub nie złamał się.
Przystosował się do poświęceń.
Porzucił karierę, by być obecnym.
Nauczył się matczynych umiejętności dla swoich dzieci.
Przetrwał najtrudniejsze chwile z głową pełną odwagi.
Mijały lata.
Teraz, w dresowych spodenkach i koszulce z dinozaurami (które uwielbiali bliźniacy), Jakub stał przed domem zalany słońcem. Jego broda, przyprószona siwizną, zdradzała lata dźwigania plecaków, zakupów i śpiących maluchów.
Wokół niego piątka dzieci śmiała się, pozując do zdjęcia:
Zosia, 16 lat, bystra jak błyskawica, z plecakiem obwieszonym przypinkami o fizyce.
Hania, 14-letnia artystka, z rękami w śladach farb.
Kuba i Kasia, nierozłączni 10-latkowie.
Lena, 6 lat, maleństwo w dniu, gdy Sabina odeszła.
Na wiosenne wakacje jechali na wycieczkę, na którą Jakub oszczędzał cały rok.
Wtem podjazdem wjechał czarny samochód.
Tylko ona.
Sabina wysiadła w okularach przeciwsłonecznych i nienagannym makijażu. Wyglądała, jakby czas dla niej się zatrzymał jakby spędziła te lata na wakacjach.
Jakub zdrętwiał. Dzieci przyglądały się nieznajomej z ciekawością.
Tylko Zosia coś podejrzewała.
Mama? zapytała niepewnie.
Sabina zdjęła okulary i drżącym głosem powiedziała:
Cześć, dzieci. Cześć, Jakub.
Jakub instynktownie zasłonił je sobą:
Czego chcesz?
Przyjechałam was zobaczyć odparła ze łzami. Ciebie też. Straciłam tak wiele.
Bliźniaki schowali się za nogi Jakuba, a Lena zmarszczyła nosek:
Tato, a kto to?
Sabina drgnęła.
Jakub wziął Lenę na ręce i odparł:
To ktoś z przeszłości.
Sabina poprosiła o rozmowę w cztery oczy.
Odsunęli się kilka kroków.
Wiem, iż na nic nie zasługuję przyznała. Popełniłam błąd. Myślałam, iż wolność da mi szczęście, a znalazłam samotność.
Jakub odparł spokojnie:
Zostawiłaś pięcioro dzieci. Błagałem, żebyś została. Ja nie miałem wyboru tylko przetrwać.
Wiem szepnęła. Ale chcę to naprawić.
Nie da się skleić tego, co rozbiłaś. Oni już nie są zranieni. Zbudowaliśmy coś nowego.
Spojrzał na dzieci jego powód do walki.
Będziesz musiała zdobyć ich zaufanie. Krok po kroku. Tylko jeżeli oni zechcą.
Skinęła łkając.
Gdy wrócili, Zosia założyła ręce na piersi:
No i co teraz?
Jakub dotknął jej ramienia.
Teraz idziemy powoli.
Sabina przykucnęła przed Leną, która przyglądała jej się z zaciekawieniem.
Jesteś ładna oświadczyła dziewczynka ale ja już mam mamę. To Hania.
Hania otworzyła usta ze zdumienia, a serce Sabiny pękło.
„Wychował pięcioro wspaniałych ludzi. Bez względu na wszystko on już wygrał.”
Następne tygodnie były jak chodzenie po linie po latach milczenia.
Sabina odwiedzała ich ostrożnie, tylko w soboty, za zgodą Jakuba. Dzieci nazywały ją po imieniu, nie „mamą” była obcą osobą z dziwnie znajomym uśmiechem.
Przynosiła drogie prezenty, ale one pragnęły odpowiedzi, których nie umiała dać.
Z kuchni Jakub obserwował, jak Sabina próbuje rysować z Leną, która wciąż uciekała do niego.
Jest miła szepnęła Lena ale nie umie warkoczy tak jak Hania.
Hania uśmiechnęła się dumnie:
Bo tata mnie nauczył.
Sabina zamrugSabina westchnęła cicho, patrząc, jak rodzina śmieje się przy kolacji, i po raz pierwszy od lat poczuła, iż powoli, bardzo powoli, znajduje swoje miejsce przy tym stole.














