Dziedziczka fortuny wyszła na zakupy i zniknęła w centrum miasta. Szukają jej od 115 lat

kobieta.gazeta.pl 6 godzin temu
Dorothy Arnold tego dnia wyszła na zakupy. Matce powiedziała, iż zadzwoni, gdy znajdzie idealną sukienkę na bal. Ostatni raz była widziana na nowojorskiej Piątej Alei. 115 lat później jej sprawa przez cały czas pozostaje niewyjaśniona. Co się stało z amerykańską dziedziczką?
Dorothy Harriet Camille Arnold była córką Francisa R. Arnolda, bogatego importera perfum, siostrzenicą sędziego Sądu Najwyższego, dziedziczką fortuny i typową nowojorką z bogatej rodziny. Skończyła literaturę na Bryn Mawr College i zdawała się mieć wszystko. Próbowała swoich sił jako pisarka, ale żadne z napisanych przez nią opowiadań nie doczekało się publikacji. Miała 25 lat, ale nie była zamężna ani zaręczona, choć o jej rękę starał się niejaki George Griscom Jr, 40-letni inżynier.


REKLAMA


Zobacz wideo "Wychowano mnie na silną kobietę". Michalina Sosna w "Ja wysiadam"


Dziedziczka zniknęła w centrum Nowego Jorku. Nie został choćby ślad
Rodzice Dorothy nie byli przychylni temu związkowi. We wrześniu 1910 roku Dorothy wymknęła się więc z domu pod pozorem spotkania z przyjaciółką ze studiów. W rzeczywistości spędziła ten czas z Griscomem w jednym z hoteli w Bostonie. Gdy prawda wyszła na jaw, Dorothy otrzymała stanowczy zakaz kontynuowania relacji. Kobieta nie posłuchała rodziców i dalej intensywnie korespondowała z George'em. Dzięki listom wiadomo, iż porażka literacka mocno ją dotknęła.


12 grudnia 1910 r. 25-letnia Dorothy Arnold wyszła z domu na zakupy. Matce powiedziała, iż idzie szukać sukni na bal debiutantek jej młodszej siostry. Matka chciała jej towarzyszyć, ale Dorothy ją zbyła i powiedziała, iż "zadzwoni, gdy znajdzie sukienkę". Na sobie miała niebieską spódnicę, włosy ufryzowała "w pełny pompadour" i skryła pod czarnym aksamitnym kapeluszem z jedwabnymi różami w kolorze niebieskim. Na Piątej Alei w Nowym Jorku kupiła czekoladki i książkę Emily Calvin Blake. Pod księgarnią spotkała przyjaciółkę, której powiedziała, iż do domu zamierza wrócić przez Central Park. Nikt już jej nie widział.
Policja miała wysyłać patrole w całym mieście, przeszukać każdą kobietę "o ciemnobrązowych włosach, szaroniebieskich oczach i jasnej karnacji". Funkcjonariusze twierdzili, iż sprawdzono każdy ze statków wypływających z portu, bo w pokoju znaleziono ulotki liniowców. Nic to nie dało. Dorothy zniknęła bez śladu, a 115 lat później to wciąż jedna z najbardziej tajemniczych spraw w Nowym Jorku.


Dorothy Arnold'The New York Times', 1921 / Public domain, via Wikimedia Commons


Co się stało z Dorothy Arnold? Zaginięcie do dziś jest niewyjaśnioną zagadką
9 kwietnia 1921 roku, ponad 10 lat po tajemniczym zniknięciu Dorothy, "The New York Times" poinformował, iż śledztwo policji zostało zakończone, a Arnold "nie jest już uznawana za osobę zaginioną". John H. Ayers, szef wydziału ds. zaginionych, miał na konferencji poinformować, iż "sprawa została rozwiązana", ale nie podał żadnych szczegółów. Jeszcze tego samego dnia policjant twierdził, iż jego słowa zostały przekręcone. Sprawa Dorothy Arnold nie jest wyjaśniona do dziś, choć teorii nie brakuje.


Jedną z najpopularniejszych jest nieszczęśliwy wypadek, w wyniku którego kobieta straciła pamięć. Niektórzy podejrzewali i wciąż podejrzewają porwanie, morderstwo albo śmierć samobójczą i skuteczne zatuszowanie losów Arnold przez rodzinę, a choćby śmierć w wyniku nieudolnie przeprowadzonej nielegalnej aborcji. W 1916 roku ta teoria zyskała niespodziewany zwrot, gdy po nalocie policji na nielegalną klinikę jeden z lekarzy miał twierdzić, iż Dorothy była jego pacjentką i umarła na skutek "niespodziewanych komplikacji" po zabiegu, a jej ciało zostało spalone w piecu kremacyjnym. Nie znaleziono jednak żadnych dowodów. Prawdopodobne wydaje się też dobrowolne zniknięcie. Na początku XX wieku nie było to trudne. Wystarczyła zmiana imienia i nazwiska i fryzury, by zniknąć na dobre. Szanse na to, iż po ponad 100 latach prawda wyjdzie na jaw, są niewielkie.
Dziękujemy za przeczytanie naszego artykułu.


Zachęcamy do zaobserwowania nas w Wiadomościach Google.
Idź do oryginalnego materiału