Gorzki Świętowanie: Dramat Pewnej Kobiety

polregion.pl 1 dzień temu

Gorzka uroczystość: dramat Elżbiety

Elżbieta siedziała przy kuchennym stole, po raz kolejny przeliczając pieniądze. Portmonetka była niemal pusta, a do wypłaty zostało jeszcze tydzień.

– kilka – westchnęła. – Ale cóż poradzić? Taka już pensja…

Trzeba było zapłacić rachunki, kupić jedzenie, ale za co? Elżbieta błąkała się po sklepie w centrum miasteczka Lesznowola, wzdychając na widok cen, które zdawały się rosnąć w oczach. W końcu pozwoliła sobie tylko na mleko, chleb i paczkę makaronu. Na masło nie starczyło, ale margaryna była w zasięgu ręki. Kawa, herbata, cukierki do herbaty, ulubiony ser – wszystko to zostało na półkach.

Nie pozostało jej nic innego, jak wybrać się po warzywa do byłej teściowej. A tam czekało nieuniknione:

– A nie mówiłam! – po raz kolejny oznajmiła Katarzyna.

Teściowa była kobietą surową, ale rozsądną. Miała już siedemdziesiąt sześć lat i zawsze okazywała się mieć rację. Gdyby Elżbieta posłuchała jej lata temu, może teraz nie grzebałaby w portmonetce ze łzami w oczach. Może żyłaby jak wszyscy normalni ludzie. Albo choćby lepiej! Ale co było, to przeminęło.

Dwa lata temu jej mąż, Marek, odszedł. I jak odszedł – akurat w jej urodziny. Elżbieta cały dzień krzątała się w kuchni, przygotowała wystawny stół. Marek usiadł, z apetytem zjadł, a potem nagle oświadczył:

– Koniec, Ela. Dość. Odchodzę od ciebie.

Zamarła, nie wierząc własnym uszom. A on ciągnął, nie kryjąc irytacji:

– Ile ty dziś kończyłaś? Czterdzieści jeden, prawda? A ja czterdzieści pięć. W naszym wieku powinniśmy już mieć wnuki! A gdzie one są? Nie ma ich. Bo nie mamy dzieci. Nie raczyłaś ich urodzić!

– Co ty wygadujesz? – Elżbieta aż się zakrzywiła z oburzenia. – O czym ty w ogóle mówisz? Biedaku, zmęczony, co? Jakie dzieci z tobą? choćby z kotem nie potrafisz się uporać, całe dni chodzi głodny! Ja po mieszkaniu chodzę na palcach, a ty wrzeszczysz, iż za głośno! Jakie ty chcesz dzieci? Może specjalnie nie chciałam ich mieć z tobą!

Skąd wzięła się w niej ta śmiałość? I po co? Marek, jakby na to czekał, zerwał się z krzesła, odrzucił je gwałtownie i rzucił na przełaj:

– Pomieszkam gdzie indziej. Daję ci czas, żebyś znalazła mieszkanie. Bo to moje!

Drzwi zatrzasnęły się, pozostawiając za sobą grobową ciszę. Elżbieta siedziała, nie wiedząc, co robić, a w piersi rozrastała się pustka.

Później opowiadano jej, iż Marek „trochę się ożenił” z młodą sprzedawczynią ze sklepu obuwniczego, do którego pewnego dnia zajrzał po buty. Opowiadano z rozmacnElżbieta westchnęła, patrząc, jak pierwsze promienie jesiennego słońca oświetlają zniszczone grządki, i pomyślała, iż może jednak warto zacząć wszystko od nowa.

Idź do oryginalnego materiału