**Dziennik, 15 maja**
Halina szykowała się do sanatorium. Była już na emeryturze, a starszy syn, Marek, kupił jej voucher i powiedział:
Mamo, musisz pojechać i odpocząć. Nie podoba mi się, jak wyglądasz dawniej byłaś spokojniejsza i bardziej wypoczęta. Nie martw się o ojca, jakoś sobie poradzi. On cię nie docenia, widzę to. Teraz już rozumiem, iż kocha tylko siebie i żyje dla siebie. Zwłaszcza od kiedy ja i Jacek wyprowadziliśmy się z domu. On też tak myśli.
O, Marku, jakże masz rację. A ja myślałam, iż wy, moi synowie, niczego nie widzicie. Dziękuję, kochanie. Oczywiście pojadę i odpocznę. Kiedy indziej będę miała taką okazję? uśmiechała się, dziękując synowi.
Jak tylko zechcesz. Jacek obiecał, iż następnym razem on ci wykupi wyjazd śmiał się Marek.
Jacy wy wspaniali jesteście. Najlepsi synowie na świecie! przytuliła go i pocałowała w policzek.
Mamo, ty też jesteś najlepsza. Pamiętaj, ja i Jacek zawsze stoimy po twojej stronie. jeżeli czegoś potrzebujesz, pomożemy. Na kogo innego masz liczyć? Tylko na nas mówił zadowolony syn. Dobrze, jadę do domu, nie będę czekał na ojca. Muszę jeszcze odebrać Krzysia z przedszkola. Pozdrów ojca machnął ręką i wyszedł.
Halina i Grzegorz mieszkali w domu na wsi. Pobrali się dawno temu, z miłości. Żyli zwyczajnie, wychowali dwóch synów i wypuścili w świat. Teraz byli sami, ale coś się zmieniło a adekwatnie to Grzegorz stał się inny.
Halina od dwóch lat była na emeryturze, a Grzegorz wciąż pracował. Miała więcej wolnego czasu; wcześniej praca, gospodarstwo, choć niewielkie, zawsze trzymali prosiaka i kury.
Grzegorz od dawna nie pomagał w domu. Wracał z pracy, jadł i kładł się na kanapę. Czasem coś naprawił, przybił, poprawił.
Halina pojechała do miasta, do centrum handlowego, i kupiła dwie sukienki i bluzkę. W końcu wyjazd do sanatorium, a jej garderoba dawno nie była odświeżana. Miała stare ubrania z czasów pracy, myślała, iż będzie je nosić na emeryturze. A tu taka okazja. Stała przed lustrem, przymierzając nowe rzeczy, a mąż zerkał na nią i w końcu powiedział obojętnie:
Kręć się przed lustrem, ile chcesz, piękniejsza nie będziesz. Kto tam na ciebie spojrzy? Komu jesteś potrzebna?
Nie oceniaj mnie po sobie. Kupiłam nowe rzeczy nie po to, żeby na mnie patrzono. Po prostu nie wypada jechać między ludzi w starych szmatach odpowiedziała stanowczo.
No tak, „między ludzi”. Zawsze byłaś wieśniaczką i nią zostaniesz.
A tyś wielki mieszczuch. To po co się ze mną żeniłeś?
No właśnie, od razu „po co”. Byłem młody, głupi, to się ożeniłem rzucił tonem, który miał ją dotknąć.
Ale Halina dawno przyzwyczaiła się do jego złośliwości. Grzegorz z wiekiem stał się przykry, wiecznie niezadowolony nie tylko z żony, ale z całego świata. Wciąż lubił piękne kobiety i żadnej nie przepuścił. Żona podejrzewała, iż ją zdradza, ale nigdy tego nie widziała. Nie śledziła go, nie było to w jej naturze.
jeżeli facet chce zdradzić, żadna siła go nie powstrzyma. I tak znajdzie sposób tak myślała Halina.
Było jej trochę przykro po jego słowach. Schowała ubrania do szafy i wyszła do kuchni. Miała tam zajęcia, a przy pracy mogła pomyśleć, wspominać, pomarzyć.
Halina była urokliwą kobietą. W młodości pięknością, teraz też miała w sobie to coś dojrzałą, szlachetną urodę. Nie dbała o siebie, żadnych salonów, maseczek, masaży. Uważała, iż jest już starszą kobietą, emerytką. Tak myślała. Ale z boku wciąż wyglądała przyjemnie.
Grzegorz stał się kimś innym, oddalił się od żony. Kiedyś przystojny, teraz wyglądał na zmęczonego i postarzałego. Halina gotowała kolację i myślała:
Staliśmy się sobie obcy. choćby pieniędzy mi nie daje. A przecież gotuję, sprzątam, czasem coś mu kupię. Dlaczego tego nie widzi? Traktuje mnie jak mebel patrzy na szafę tak samo jak na mnie. A przecież jestem kobietą, też potrzebuję uwagi. Śpimy w osobnych pokojach. Wyszła na podwórko nakarmić prosiaka.
Grzegorz właśnie taki był. Kiedy żona przestała go obchodzić, choćby tego nie zauważył. Za to patrzył na inne kobiety i lubił, gdy któraś z nim flirtowała. Potem mógł zdradzić, bez wyrzutów sumienia.
Żona wiedziała i myślała:
Innym poświęca uwagę, żartuje, śmieje się, choćby przytula przy mnie. A mnie nie szanuje.
Halsiu, twój Grześ znowu szwendał się po mieście, ma tam jakąś zalotnicę mówiła sąsiadka Wanda poważnie.
A skąd wiesz? Świeczkę trzymałaś? spytała Halina.
Ja nie, ale pracuję z nim i widzę. Przyjechała do nas jakaś Małgosia z kontrolą, młoda, ładna. Twój Grześ kręcił się koło niej jak paw, potem zabrał ją do kawiarni. Resztę sobie dopowiedz. Kobiety w pracy mówią, iż teraz często prosi szefa o zwolnienie, niby do miasta.
Co ja mogę zrobić? Niech prosi odpowiedziała obojętnie, choć w środku kipiała. Nie chciała pokazywać tego sąsiadce.
A ta zdziwiła się:
Jakaś ty obojętna, Halsiu. Ja bym tak nie potrafiła. Dałabym mu nauczkę…
Halinie było przykro słuchać takich rozmów. Jeszcze gorzej znosiła obraźliwe słowa męża, z którym przeżyła tyle lat. Kiedyś się przecież kochali.
Pojechała do sanatorium. gwałtownie wtopiła się w życie uzdrowiska, zaprzyjaźniła z współlokatorkami, razem chodziły na zabiegi, obiady, kolacje. Wszystko jej się tu podobało.
choćby nie przypuszczałam, jak tu dobrze i spokojnie. Zupełnie zapomniałam o mężu myślała przed snem.
Po trzech dniach podszedł do niej przystojny mężczyzna.
Dobry wieczór przywitał się. Jestem Maciej, a pani?
Jaki sekret uśmiechnęła się. Halina podała mu rękę.
Od tej pory wieczorami spacerowali razem. Opowiadał o sobie:
Mieszkam sam od pięHalina w końcu zrozumiała, iż prawdziwe szczęście nie pochodzi ani od męża, który je zaniedbywał, ani od nowego adoratora, ale z wnętrza siebie i postanowiła skupić się na własnym wTeraz, gdy Grzegorz znów patrzył na nią z czułością, a Maciej został tylko miłym wspomnieniem, Halina wiedziała już, iż życie potrafi zaskakiwać, ale prawdziwy spokój daje tylko przebaczenie i świeży poranek w domu, który w końcu znów stał się jej azylem.