Symbol witalności i radości. „Gaja” pojawi się przy buskiej promenadzie

radiokielce.pl 2 godzin temu
Zdjęcie: Rzeźba „Gaja” przy alei Mickiewicza w Busku Zdroju. Na zdjęciu (od lewej): Maurycy Gomulicki – autor, Dorota Tworek – prezes Fundacji Nowa Przestrzeń Sztuki / Fot. Dorota Klusek - Radio Kielce


Ma ponad 2 metry wysokości, kobiece kształty i trudno koło niej przejść obojętnie. Rzeźba „Gaja” stanęła przy alei Mickiewicza przed hotelem Bristol w Busku-Zdroju. Jej autorem jest Maurycy Gomulicki.

Prace tego artysty pojawiły się w wielu miastach w Polsce i na świecie. Także w Kielcach można podziwiać jego realizację w postaci czerwonej „jaskółki”, czyli dachu nad wejściem do Urzędu Wojewódzkiego. To on nadał jej tak wyrazisty kolor.

Mocne, zdecydowane barwy to znak rozpoznawczy Maurycego Gomulickiego. Jak tłumaczy, kolor jest synonimem witalności.

– Tak to działa w naturze. Wszystkie kody uwodzenia, reprodukcji, prokreacji w przyrodzie opierają się na kolorze. Kwiaty kuszą owady dzięki kolorów, także ptaki, ryby kuszą kolorami. Kolor to jest życie. Cisza, brak koloru, brak ruchu są bliżej śmierci. Kolor, dźwięk, ruch, radość, taniec są bliżej życia. Skoro kroczę po tym padole łez, to staram się delektować tą przygodą i chciałbym być bliżej życia – wyjaśnia.

Odrobina koloru rozbudza serce i głowę

Kolor jest też związany z porami roku, które jak zauważa artysta, działają na nasze emocje.

– Mamy eksplozję euforii na wiosnę, a drugie takie święto mamy na jesieni, kiedy przyroda ubiera kolorową szatę, ale tak naprawdę przez pół roku żyjemy w świecie, który jest spowity welonem smutku, jest wyprany z koloru, słońce jest schowane za chmurami, wszystko jest szare. A my jako Polacy też mamy skłonność do tego, żeby się spowijać w szare opończe, chować w czerni. Dlatego wydaje mi się, iż odrobina koloru rozbudza serce i głowę – tłumaczy.

Przyznaje, iż najbardziej lubi sięgać po gamę fluorescencyjnych, ekstremalnie jaskrawych barw.

– Natomiast czerwień jest kolorem, który dobrze pracuje w każdym kontekście. Sprawdza się jako barwa komplementarna wobec zieleni, bieli, szarości, czerni. Myślę też, iż będzie dobrze działać w przestrzeni o każdej porze roku, będzie ją ożywiać – mówi.

„Mocna dziewucha”

„Gaja”, która stanęła w Busku-Zdroju ma kolor czerwony i jest kobietą, a jak przyznaje artysta, dla niego dziewczyny są najważniejsze. Przewijały się w jego twórczości od zawsze.

– Około siedmiu lat temu zacząłem robić pierwsze rzeźby figuratywne. Taką elementarną inspiracją dla mnie była rzeźba kameralna, dzisiaj określana terminem „New Look”. Już jako młodziutki chłopak zbierałem figurki ćmielowskie: zwierzątka, ale tam też były dziewczyny. Wspaniałe, minimalistyczne formy. Lubiłem błądzić okiem po tej półce z porcelaną. To były malutkie rzeczy, mające kilkanaście centymetrów. Wyobrażałem sobie, iż jestem mały i spaceruję po tym porcelanowym lesie. I tak, jak jesteśmy mali i budujemy sobie mikroświaty np. z klocków, to jak już jesteśmy duzi, to zaczynamy się bawić w zmianę skali i zaczynamy realizować takie fantazmaty – tłumaczy.

Jak wspomina, pierwsza odsłona tego porcelanowego lasu w prawdziwym świecie miała miejsce w Meksyku.

– Zrobiłem taki wirtualny eksperyment, iż jedną z tych figurek powiększyłem do gigantycznych rozmiarów. A potem przyszedł czas na rzeczywistość. Ponieważ od kilkunastu lat robiłem różne realizacje w przestrzeni publicznej – instalacje, neony, rzeźby, więc od początku to były obiekty wyrażające euforia życia. Natomiast pierwsze dziewczyny zacząłem robić około siedmiu lat temu – wspomina.

Większość jego rzeźb-dziewczyn ma smukłe sylwetki.

– „Gaja” ma najbujniejsze ciało, ma szerokie biodra. Jest mocną dziewuchą i myślę, iż taka jest fajna – śmieje się.

Rzeźba w przestrzeni publicznej

„Gaja” pojawiła się przy deptaku w Busku-Zdroju za sprawą Fundacji Nowa Przestrzeń Sztuki. Jak wyjaśnia jej prezes, Dorota Tworek, tę właśnie pracę zaproponował sam artysta.

– Chcieliśmy, żeby ten kolor zachwycał, zwracał uwagę. Ta rzeźba jest bardzo charakterystyczna i będzie świetnie wyglądała w tej zieleni, która jest tu wszechogarniająca. Wspólnie przygotowaliśmy projekt do programu Centrum Rzeźby Polskiej w Orońsku „Rzeźba w przestrzeni publicznej dla Niepodległej”, finansowanego przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Orońsko jest inicjatorem idei, by było jak najwięcej rzeźby w przestrzeni publicznej. Przed rokiem udało nam się pozyskać w ten sposób fundusze na „Dłoń” Xawerego Wolskiego, a w tym roku na tę pracę Maurycego Gomulickiego. Bardzo się cieszymy, iż także ta rzeźba będzie zdobić przestrzeń Buska – podkreśla.

Odsłonięcie rzeźby Gaja odbędzie się w sobotę, 27 września, o godz. 16.00, przed hotelem Bristol.

Potencjał ukryty w cętkach

Wydarzeniu będzie towarzyszyła wystawa zdjęć Maurycego Gomulickiego z cyklu „Wild life”. Udział w obu wydarzeniach jest bezpłatny.

Artysta tłumaczy, iż jak wiele jego projektów fotograficznych, tak i nad tą serią pracuje od lat.

– Zawsze fotografowałem dziewczyny, ale nigdy nie fotografowałem modelek profesjonalnych, tylko moje przyjaciółki, osoby spotkane na drodze mojego życia, które w jakiś sposób mnie zainteresowały, zaintrygowały swoją urodą. Wraz z upływam lat to spotkanie przeradzało się w przyjaźń. Choć zdarza mi się fotografować ludzi takimi, jakimi są, kiedy uprawiam tzw. street photography, ale w przypadku zaplanowanych projektów, poddaję ludzi pewnej transformacji. W tym przypadku zająłem się fuzją kobiety z przyrodą. Mamy kształt, który nie odcina się od tła, tylko w nie wtapia, wymaga więcej uwagi, żeby go rozpoznać – opisuje.

Cykl zapoczątkowało niepoodziewane wydarzenie.

– Zaczęło się od tego, iż wiele lat temu byłem w Kijowie i tam na ulicy spotkałem dziewczynę, która była ubrana w materiał w cętki leoparda. Lubię ostentację. W Polsce zdarza się rzadko, ale w Ameryce Południowej czy w Europie Wschodniej częściej. Zrobiłem wtedy zdjęcie, a ponieważ mnie interesuje ewaluacja potencjału, który tkwi w banale, więc zacząłem się interesować tymi leopardami, przyglądać się temu, jak te cętki funkcjonują w przyrodzie. One służą temu, by drapieżca był niewidoczny, by stapiał się z otoczeniem. Natomiast z perspektywy oka ludzkiego, one są hiperestetyczne, więc pojawiają się i na salonach, i w kuluarach. Jest w nich niesamowity potencjał – przyznaje.

Początkowo zdjęcia z cętkami powstawały jesienią, ale próba z fotografią w otoczeniu kwitnącej, rajskiej jabłoni skutecznie zmieniła perspektywę artysty.

– Później już się zacząłem bawić z kwiatami. Kiedy byłem młodym chłopcem wielbiłem jesień, ale im jestem starszy, tym bardziej lubię wiosnę. Jest o wiele bardziej różnorodna w kolorze, a polując po lumpeksach na ubrania z cętkami, okazuje się, iż te leopardy mają bardzo różne kolory – zaznacza.

Obok „Zjadacza kurzu” i ludzi z żelaza

„Gaja” Maurycego Gomulickiego to kolejna rzeźba, która pojawiła się w otoczeniu hotelu Bristol. Można tam też zobaczyć prace innych artystów, jak m.in. „Ludzi żelaznych” Zbigniewa Frączkiewicza, „Zjadacza kurzu” Kuby Bąkowskiego, czy postaci Sylwestra Ambroziaka z cyklu „Home sweet home”. Z kolei w samym obiekcie swoje miejsce znalazły obrazy. jeżeli chodzi o ich autorów, tu długą listę otwierają: Stanisław Baj, Antoni Fałat, Jakub Ciężki, ale są na niej także nazwiska młodych artystów.


Idź do oryginalnego materiału