Kiedy decydujesz się komuś pomóc – bądź ostrożny. Bo dobra sprawa gwałtownie traci wartość. Jeden raz pomogłeś – i już myślą, iż to dla ciebie łatwe.

twojacena.pl 6 dni temu

Kiedy kiedyś w dawnej Warszawie postanowiłem nieść pomoc drugiemu, musiałem zachować szczególną ostrożność. Dobre intencje gwałtownie tracą na wartości, gdy ludzie zaczynają sądzić, iż mam „coś nadwyżkowego”. Zaczyna się od drobnych pieniędzy, czasu, sił i zasobów, a kończy na tym, iż pomoc staje się ciężarem niczym jarzmo.

Najpierw dziękują, kłaniają się nisko, potem grzecznie proszą, a później zaczynają domagać się coraz więcej. Gdy już nie mogę lub nie mam możliwości, traktują mnie jakby zdradził, jakby nie oddał pożyczki czy nie wypłacił wynagrodzenia. W ich oczach staję się „dobroczyńcą”, czyli stałym dostawcą. Moja życzliwość w ich kalkulacjach zamienia się w „planowy przychód”. Liczyli na mnie, a kiedy odmówię, zostaję uznany za winnego.

Również zdarza się, iż pomoc wywołuje nie wdzięczność, ale zazdrość. „Jeśli on może dawać, to musi mieć nadmiar. Dlaczego on dostaje pełne talerze, a ja tylko okruchy?” Tak wsparcie przestaje być darem, a staje się upokorzeniem. Gdy w końcu mówię: „Przepraszam, nie mogę już dłużej”, zamiast współczucia słyszę oburzenie i zarzuty.

Wiele razy przeżyłem tę samą sekwencję: szczera wdzięczność, potem prośby, następnie żądania, a na końcu gniew i dewaluacja wszystkiego, co uczyniłem. Pomoc potrafi w mgnieniu oka zamienić pomocnika w „dłużnika”. Wystarczy jedynie przystanąć, by stać się winowajcą.

Dlatego zanim wyciągniesz rękę, pamiętaj, iż po drugim lub trzecim żądaniu warto się zatrzymać i zastanowić, czy twoja dobroć nie zamieni się w „życiową służbę”. Często od ciebie oczekują nie podziękowań, a niekończącego się obowiązku. Zakończenie takiej historii zawsze jest podobne: dawny ratownik zostaje nazwany „zdrajcą”. Prawdziwa, bezinteresowna dobroć nie nosi ze sobą zobowiązań – albo jest ceniona, albo natychmiast traci wartość. Wtedy nie jesteś już winny.

Bonus

Moja znajoma Mariola miała przyjaciółkę z dzieciństwa, z którą zawsze trzymały się razem. Gdy przyjaciółka, Grażyna, straciła pracę, Mariola natychmiast podjęła się pomocy – pożyczyła pieniądze, przedstawiła ją znajomym i przyjęła pod swój dach na kilka miesięcy.

Na początku Grażyna dziękowała niemal codziennie. Z czasem przyzwyczaiła się do wsparcia, a potem zaczęła traktować je jako coś oczywistego.
— Jesteś jedyną, na którą mogę liczyć, zawsze pomożesz, prawda? — powtarzała za każdym razem, gdy prosiła o kolejny gest.

Mariola spełniała jej prośby, aż pewnego dnia powiedziała:
— Przepraszam, nie mogę już dłużej. Sama mam teraz trudny okres.

W jednej chwili Grażyna zmieniła ton.
— Liczyłam na ciebie! Obiecałaś! Czy prawdziwi przyjaciele tak postępują?

Wszystko, co Mariola robiła latami, wyparło się z pamięci Grażyny, pozostawiając jedynie urazę: „nie pomogła, kiedy ją potrzebowałam”. Największy ból nie wynikał z utraconych złotych czy straconego czasu, ale z faktu, iż prawdziwej przyjaźni wcale nie było – istniała jedynie zwyczaj brania.

Wtedy Mariola zrozumiała najważniejsze: pomoc ma wartość tylko wtedy, gdy spotyka się z wdzięcznością. Gdy zamiast podziękowań przychodzi żądanie, nie jest to już wsparcie, ale wykorzystanie.

Od tamtej pory wspiera tylko tych, którzy potrafią iść w parze i wyciągnąć rękę innym. Wie, iż dobro musi być wzajemne, bo w przeciwnym razie zamienia się w kajdany.

Idź do oryginalnego materiału