Kilka lat temu, gdy chodziłem na studia, moi sąsiedzi to byli trzej chłopcy w moim wieku.

twojacena.pl 2 tygodni temu

Dawno temu, kiedy jeszcze studiowałam, mieszkałam w sąsiedztwie trzech chłopaków w moim wieku. Z czasem zaprzyjaźniliśmy się. Pewnego dnia siostra jednego z nich, Kasia, postanowiła zagrać w ouiję ze swoimi koleżankami – i tak podobno przywołały chłopca, którego na potrzeby tej historii nazwiemy Jasiem.

Jak im opowiadał, miał iść do nieba, ale gdy usłyszał, iż go wołają, uznał, iż zostanie tu na ziemi – będzie ciekawiej. Dziewczyny próbowały go namówić, żeby jednak ruszył w swoją drogę, ale on za każdym razem odmawiał. Na początku słyszeliśmy tylko ich relacje o rzekomych spotkaniach z Jasiem. Nikt inny nic nie widział ani nie słyszał, więc trudno było w to uwierzyć.

Ale moi znajomi mieli dziwny zwyczaj. Za każdym razem, gdy ktoś ich odwiedzał, prosili Jasia, żeby nikogo nie straszył. Obiecywali, iż jak gość wyjdzie, to z nim pobawią. To było jak rytuał, powtarzany przy każdej wizycie.

Pewnego popołudnia, około czwartej czy piątej, siedzieliśmy we czwórkę w salonie i gadaliśmy, gdy nagle piłka potoczyła się powoli korytarzem i zatrzymała przed nogami jednego z nich. Widziałam to, ale udawałam, iż nic się nie dzieje. Myślałam, iż to może przeciąg… albo przynajmniej tak bardzo chciałam w to wierzyć. Mój znajomy, Wojtek, podniósł piłkę z uśmiechem i delikatnie odrzucił ją z powrotem.

Minęło jakieś piętnaście, dwadzieścia minut – i piłka znów się potoczyła… prosto pod jego stopy. Tym razem cały czas patrzyłam na korytarz, chciałam się upewnić, czy…

Idź do oryginalnego materiału