Dzisiejszy dzień zaczęłam od gorzkich przemyśleń.
— Kinga, pójdziesz ze mną w niedzielę do kina? — zapytał Kamil.
— Nie wiem. Mama nigdzie mnie nie puszcza wieczorami. Może tylko w dzień.
— To pójdźmy w dzień. Kupię bilety? — nalegał z nadzieją w głosie.
Kinga podniosła głowę i spojrzała w okna trzeciego piętra. Wydało jej się, iż w jednym z nich mignęła twarz mamy. Od razu zepsuła się jej humor. Schwyciła swoją torbę z rąk Kamila i odsunęła się krok.
— Dobrze, muszę już iść. Do jutra. — Szybkim krokiem ruszyła w stronę klatki.
„Zawsze mnie śledzi, jakbym była przestępczynią. Wszystkie moje koleżanki mogą wychodzić wieczorami, a ja tylko w dzień. Wszyscy mają normalnych rodziców, a ja…” — myślała z irytacją, wbiegając po schodach na trzecie piętro.
Weszła do mieszkania, ostrożnie się rozebrała, by nie robić hałasu. Zgasła światło w przedpokoju i śmignęła obok pokoju mamy.
— Zjesz coś? — głos matki dogonił ją, gdy już sięgała po klamkę.
Kinga przewróciła oczami i odwróciła się.
— A jeżeli nie? — odcięła się.
— Dlaczego zawsze musisz być taka opryskliwa?
— Dlaczego ciągle mnie śledzisz? — odpowiedziała pytaniem na pytanie.
— Nie śledzę. Tylko wyjrzałam przez okno — odparła spokojnie mama.
— No tak. Zupełnie nie zauważyłam, żebyś zaglądała przez okno, gdy jestem w domu — powiedziała kąśliwie. — Muszę się uczyć. — Weszła do pokoju i trzasnęła drzwiami. Zapaliła światło i zaczęła liczyć w myślach: „Raz, dwa, trzy…”
Zazwyczaj do dziesięciu mama wpadała z pretensjami, iż jest niegrzeczna, iż staje się nieposłuszna, iż nie zasłużyła na takie traktowanie. Ale tym razem minęło dziesięć sekund, a drzwi się nie otworzyły. To wydało się Kingi dziwne. Przewróciła oczy, przebrała się, wyciągnęła książki i usiadła przy biurku.
Była głodna, ale przecież mama nie dała jej zjeść spokojnie. Zaczęłaby przesłuchanie – kto, gdzie, po co. Jak tu nie być opryskliwą? Usłyszała za drzwiami kroki, pochyliła się więc nad zeszytem, udając, iż czyta. „Zaraz zacznie.” Drzwi się otworzyły.
— Przepraszam, czy przeszkadzam? — Mama weszła do środka.
To było dziwne. Nigdy wcześniej nie przepraszała, po prostu wpadała.
— Muszę ci coś powiedzieć — zaczęła, siadając na kanapie.
Kinga udawała, iż czyta, ale nie widziała ani słowa. Czekała, co powie.
— Zadzwoniła do mnie pewna kobieta… Twój ojciec u niej mieszkał… Powiedziała, iż nie żyje… Pogrzeb jutro — mówiła matka równym, oderwanym głosem, robiąc pauzy, co w ogóle nie było w jej stylu.
— Jak to „nie żyje”? — Kinga podniosła głowę, patrząc na nią szeroko otwartymi oczami.
— Zawał. jeżeli pójdziesz ze mną, załóż co ciemnego.
— I mówisz to tak spokojnie?! — Wstała gwałtownie, aż krzesło zaskoczyło po podłodze. — Słyszysz sama siebie? „Załóż co ciemnego”?! — przedszczekała matkę.
— Z tobą nie da się normalnie rozmawiać — westchnęła mama, wstając. — On nas porzucił. Zapomniałaś?
— Bo ty go nie kochałaś! — Kinga zacisnęła gardło, walcząc ze łzami.
— Nie krzycz. Nie mów o tym, czego nie rozumiesz — odcięła się matka.
— Rozumiem. On mi sam powiedział, zanim odszedł. Że ty nigdy go nie kochałaś. Po co w ogóle za niego wyszłaś? Lepiej by było, gdybyś to ty odeszła, a zostawiła nas w spokoju! On mnie kochał, w przeciwieństwie do ciebie! — Głos się jej załamał, osunęła się na krzesło, twarz ukryła w dłoniach i wybuchnęła płaczem.
Poczuła dotyk na ramieniu, wzdrygnęła się i odrzuciła dłoń matki.
— Rano zadzwonię do szkoły, iż nie przyjdziesz — powiedziała cicho mama i wyszła.
Kiedy w końcu się wypłakała, Kinga sięgnęła po album ze zdjęciami. Znalazła jedno z nielicznych, na którym stali razem z ojcem – on się uśmiechał, a ona trzymała w ręku świat waty cukrowej. Wyjęła fotografię i długo w nią wpatryjKinga zamknęła album i pomyślała, iż może jednak czas zacząć słuchać mamy, bo w jej słowach, mimo całej goryczy, było więcej troski, niż kiedykolwiek chciała przyznać.