Kobieta oddała nowo narodzonego wnuka obcym ludziom. Oto, co się później wydarzyło.

newsempire24.com 1 tydzień temu

Pewna kobieta oddała swojego nowo narodzonego wnuka obcym ludziom. Oto, co z tego wynikło.

Chatę – we snach, i kobietę, tak podobną do tej, która go teraz spotkała… Takie sny miał, gdy był mały i chorował, a wtedy płakał. Bo ta kobieta nie miała twarzy, tylko oczy świeciły się jak dwa ogniki. Bał się jej, wydawała mu się upiorem. Wtedy krzyczał przez łzy i wołał mamę. Mama kładła się obok, żegnała go znakiem krzyża i tuliła do serca…

Życie toczy się dalej. Siewcy

Jej chatę od dawna omijali siewcy. Dzieciaki biegły tam, gdzie dostaną złotówkę za poczęstunek, a nie postny placek. Wódka u Marfy też nie była „firmowa” – domowej roboty… Chyba iż Felek, sąsiad, gdy już solidnie obsiał wieś i ledwo trzymał się na nogach, zawitał do niej:

– Siej się, rośnij, na szczęście, na zdrowie, na nowy rok… nalej, Marfuchno! – bełkotał wyuczoną formułką.

Nalała jemu, a i sama wychyliła z gościem kieliszek czy dwa – łatwiej się spało. Gdyby tylko Felek choć trochę myślał, co plecie, ale nie… zawsze trafiał w najczulsze miejsce.

– Ot tak, Marfuchno, i dożywamy… Ja z moją babą – jak te dwa pniaki w lesie! Nikomu nas nie żal. Nikogo nie mamy – i tyle! A ty masz córkę!

– Wypiłbyś i nie szczekał jak ten kundel na łańcuchu! Mam córkę! Choć Bóg wie gdzie, ale mam! Więc wynoś się do domu i nie pierdź głupot! Rozsiadłeś się i paplesz! Idź już! – warknęła na sąsiada.

Felek nie śpieszył się z odejściem, choć kobieta już go niemal wypychała za drzwi.

– Wiem, czemu się złościsz… Wiem… I cała wieś wie, iż oddałaś swojego wnuka obcym. Powiedz, iż to nieprawda? No powiedz! E-e-e… A wiesz, co baby we wsi gadają? Ten chłopiec śni ci się po nocach! Dlatego świecisz w ciemności, bo się boisz… Co? Boisz się? Hehehe… – zaśmiał się szyderczo, zaglądając jej w oczy.

– Słuchaj! Śmierdzący pijaku! Wynoś się! Zapomnij tu drogę! Zapomnij! – Marfa złapała sąsiada za kołnierz wytłuszczonej kurtki i, jak obrzydłego kota, wyrzuciła za próg.

– Zwariowałaś, Marfuchno! Ja tylko… puść! – nie mógł się wyrwać.

– Nigdy więcej! Słyszysz! Nigdy nie przychodź więcej! – krzyczała za nim.

A on tylko się chichotał… Co prawda, więcej nie przyszedł ani po kieliszek, ani na pogawędkę. Może się wstydził, a może bał. Wybaczyłaby mu choćby teraz, gdyby znów zawitał. Bo oprócz niego nie miał kto, a przecież, jak mówią, wypada. Nikt nie słyszał, co jej nagadał… A prawdę przecież mówił… I ta prawda bolała jak żywcem wyrwana rana.

I naprawdę śnił jej się chłopiec. Nigdy nie mogła dojrzeć jego twarzy. Tylko oczy, jak te ogniki, świeciły… Stoi w progu i prosi, by mógł zasiać… ale nie przekracza progu, nie sypie ziarna… Nieraz widziała ten sen, a może… wcale nie sen.

* * *

Słońce już zbliżało się do południa, i Marfa wiedziała, iż tym razem Felek na pewno nie przyjdzie. Przypomniała sobie ubiegłoroczną awanturę i… znów poczuła na palcach tłusty kołnierz jego kurtki. Sama usiadła przy stole, nalała sobie kieliszek… Święto przecież!

Na podwórku zaszczekał, aż się zakrztusił, Reks i zaraz skrzypnęły drzwi od sieni. Ktoś szedł.

– Z życzeniami zdrowia! Można zasiać? – w progu stał przystojny młody mężczyzna.

Marfa zerwała się od stołu i stanęła jak wryta:

– Siejcie, skoro przyszliście…

– Na szczęście, na zdrowie… – sypał pszenicą nieznajomy.

Marfa nie spuszczała z niego wzroku. Zauważyła, iż sieje, ale oczami biega po kątach. Okradnie – przemknęło jej przez myśl. Żeby choć Felek zajrzał…

– A może coś chcieliście, czy tylko zasiać… Kogoś szukacie? Kim jesteście? – spytała niepewnie.

– Przecież wypada poczęstować siewcę, czy nie ma czym? U mnie swojego starczy – śmiało podszedł do stołu i zaczął wyjmować z torby wino, kiełbasę, ciastka.

Marfa, całkiem oszołomiona, wyciągnęła z pieca żeliwny garnek z ziemniakami i pieczoną słoniną i usiadła naprzeciw gościa, który tak sprawnie pomógł jej nakryć do stołu.

„Pewnie któryś z Ludki chłopaków… Choć wydaje się bardzo młody. I po co ona go przysłała…” – myślała, nakładając jedzenie.

Tymczasem gość nalał wino do szklanek, a ona nie wiedziała, co dalej robić. Trzeba było coś powiedzieć…

– Widzę, iż nie tutejszy. Kogoś szukacie?

– Szukam… Wy Marfa Iwanowna?

– Ja!

– A mąż wasz był Piotr Iwanow

Idź do oryginalnego materiału