Kochałam go. On był moją przyjaciółką.

polregion.pl 5 godzin temu

Ewa Kowalska stała przy oknie i spoglądała na dzieci, które biegły przez dziedziniec. W dłoni trzymała zdenerwowaną kartkę, którą chwilę temu przyniósł kurier. Proste słowa, napisane znajomym pismem, odwracały jej życie do góry nogami.

Ewu, przyjedź. Musimy porozmawiać. Klara jest ciężko chora. Julita.

Sześćdziesiąt lat przyjaznu. Sześćdziesiąt lat dzieląc ciekawość, smutek, tajemnice. Ale jedno tajemnicę Ewa nigdy nie mogła ujawnić Julicie. Tego, co piekło jej serce przez dwadzieścia trzy lata.

Autobus do wiejskiego miasteczka trwało trzy i pół godziny. Ewa siedziała przy oknie i wspominała, jak wszystko się zaczęło. Julce wtedy było trzydzieści trzy, a jej dwadzieścia siedem. Oby dwie pracowały w fabryce szmat, mieszkali w domkach dwupokojowych oddzielnych, zaś oboje ogrodów się dotykały. Wieczorami robiły herbatę, rozmawiały do północy, planowały przyszłość.

A potem w ich życiu pojawił się Mieczysław.

Wysoki, przedstawczy, z ciemnymi włosami i zimnym wzrokiem. Przyszedł jako nowy dyrektor, wszystkie dziewczęta natychmiast zaczęły się nim przesadnie zająć sznycie ubrania, wytwarzanie pociągu. Ale on patrzył tylko na Julkę.

Ewo, szeptała koleżanka w nocy, leżąc na czystej materacy, czuję, iż mnie zaczynamy się zapewniać. W pierwsze raz. Na serio.

A Ewa milczała w ciemności i myślała: I ja też. I ja też w nią się zapowiadam. W tę samą kobietę.

Mieczysław proponował pięknie, jak dawniej. Kwiaty przynosił, do kina zabierał, spacerowali w parku. A Ewa chorowała obok nich trzecią w tym bolesnym stanie uśmiechała się, wspierała rozmówę, a w środku powoli umierała. Bo widziała on dobry, uczciwe, poukładany. Tylko taki mężczyzna jej zawsze pragnęła.

Ewusia, mówiła Julka, wisiąc za jej szyją po kolejnej randce, jak szczęśliwa jestem! Wczoraj powiedział, iż mnie kocha. Uwierz, iż kocha!

Uwierzyłam, odpowiadała Ewa i odwracała wzrok.

Ślub odbył się skromnie, ale zjawie. Ewa była siostrą chrzestną, przyjęła piękne toast, tańczyła z gośćmi i cały czas czuła, jak jej serce się rozieździa. A kiedy parze czyniło się podróż księżniczków, ona trzy dni pochłaniała wełnę poduszek łzami.

Po roku Julka i Mieczysław mieli córkę Klarkę. Ewa stała się chrzestnica. Chodziła co dzień, pomagała w dzieciach, niosła strój i karmę. Cały czas walka sama z sobą, zmuszała się, by nie przyszły dłużej na niego spojrzeć, by nie szukała kontaktu wzrokowego.

Nie wiem, co byśmy bez ciebie, mówiła Julka, układając córkę do snu. Dla nas to, jak matka.

Jeśli byś wiedziała, myślała Ewa.

Kiedy Klarcie skończyło się trzy lata, Mieczysław dostał ofertę pracy w Krakowie. Słynna pozycja, przystępne wynagrodzenie. Rodzina gotowa się przenieść.

Jedźcie ze nami, przekonywała Julka. Co tu jest? Zła koniunktura, nudne życie. W Krakowie wszystko się potrafi inaczej.

Ewa wahała się miesiąc. Jedna strona nie chciała pozbawiać się najbliższych. Druga rozumiastk, iż nie wytrzyma tej tortury. Widzieć ich euforia codziennie, grać rolę najlepszej koleżanki, kiedy dusza rozieżdżała się już od bólu.

Nie mogę, Julusia, powiedziała w końcu. Mama jest sama, chora. Nie mogę jej zostawić.

Nie była półprawdą. Mama faktycznie chorowała, ale nie na tyle groźnie. Ewa zrozumiała musi to zostawić. I ich, i tę bezprecedensową miłość.

Rozstania były pełne łez. Julka płakała, Klara chwiała się przy matce, nie chciała odpuszczać. A Mieczysław cicho uścisnął ją w rękach i spojrzał tak, jakby chciał coś powiedzieć.

Dziękuję ci za wszystko, szepnął. Ty ty jesteś uprzejmą kobietą, Ewo.

Tego momentu jej wydawało się, iż w jego oczach prześlizgnął się cień złości. Ale to pewnie fantazja.

Pierwsze lata po ich wyjeździe były najtrudniejsze. Ewa pracowała, piekła mamę, próbowała ułożyć życie. Prowadziła romansy, niektórzy jej choćby poprosili o hospitalaryjność. Ale porównując wszystkiego z Mieczysławem nikt jej nie mógł zrównać.

Listy od Julki przyszły regularnie. Potem telefon, a podziwiały się przez lata. Julka opowiadała o krakowskiej życiu, o Klarcie, o jej osiągnięciach w szkole. Mieczysława raczej nie wspominała za dużo zajętów.

Jak Mieczysław? czasem wszystko pytała Ewa, starając się, by wydawało się obojętnym.

Wolał więcej,s odpowiadała Julka. Znudził się. My się jako koniaki? Każdy sam. Sam.

Zalauchowała i się zastanawiała: Czyżby byli nieszczęśliwi? Czyżby to, co wydawało się idealnym małżeństwem, było zwykłą związką przez przyzwyczajenie?

Ali to tylko wspierała, ała, by odnaleźć się, więcej uwagi poświęcać siebie nawzajem.

Mamę pochowano osiem lat temu. Ewa zostawiła samą w domu rodziców. Zaczęła pracować w miejscowej szkole jako nauczyniżka, prowadziła spokojne, ciszące życie. Czasem myślała może warto było wtedy przemierzyć, jechać do Krakowa? Ale gwałtownie wypędziła te myśli. Co się stało, to doszło.

Julkę i Mieczysława rozstali się pięć lat temu. Klara wtedy sama była zażartą, miała dwójkę dzieci. Julka przesiedziała do córy, pomagała z wnetrami.

Wiesz, Ewu, mówiła w jednym z pogadów, może i najlepiej. My się stali obcymi. Na jednej podłodze się rozbicie, a się nie spojrzano. On gdzieś w pracy, ja z wnukami. O czym mówić?

Gdzie on teraz jest? nie opamiętała się Ewa.

Wynajmuje bezpieczną na wylocie rzekła Julka. Wysuwają się tylko, kiedy nadchodzi do Klary. I to rzadko. Praca taka, rajdowe poszukiwania.

Ewa słuchała i czuła dziwny mix współczucie i… radość? Nie, raczej ulgę. Okazuje się, iż to, co sądziła, iż jest idealnym małżeństwem, idealną miłością, tym nie było.

Autobus zjechał do znanej przystanku. Ewa podchwyciła torbę i wyskoczyła. Do domu Julki czekało jej piętnaście minut pieszo. Wsiół zmieniło się pojawiły nowe willi, zapieczano ulice. Ale dom koleżanki pozostał taki sam ciasny, staranny, z rosnącym w ogrodzie różanym kwiatem.

Julka pochwyciła ją w progu. Starszy, chudzij, włosy całkowicie siwizne. Ale oczy takie same czyste, przejane.

Ewo! rzuciła się, by ją ucałować. Jak się cieszę, iż ty tu jesteś! Chodź no szybciej, to przygotuję herbatę.

Siedziały w kuchni, piły herbatę z:{} i zaczęły rozmawiać o bezskazowości. O pogodzie, o podróży, o zmianach w wiośnie. Ale Ewa zauważyła, iż koleżanka się śni, kręci w ręku szmatkę, odwraca wzrok.

Julko, co z Klarka? spytała od razu. W liście napisałaś, iż ciężko się choruuje.

Julka płakała. Cicho, bez szeptów, łzy same spływały po twarzy.

Rak, Ewo. Rak piersi. Już czwarty stadiu. Lekarze mówią… nie mogła skończyć.

Ewa poczuła, jak serce sile się do lodu. Klara. Jej chrześniaczka, którą chowała w małej, uczyła iść, czytać. Piękna, utalentowana, później kobieta, matka dwóch dzieci.

Na jak długo? spytała cicho.

Może sześć miesięcy. Może mniej. Julka wyczyściła oczy. Ona wie. Wszyscy wie. Ona prosiła… Byś przyjechała. Chce cię zobaczyć.

Z pewnościja odparowała Ewa. Jedziemy jutro.

Poczekaj. Julka położyła rękę jej na ręce. pozostało coś. Mieczysław tu jest. w tej chwili w domu. Klara go zawołała, powiedziała chcę, by w ostatnich miesiącach była pełna rodzina.

W głowie Ewy zamknęła się szybciej. Dwadzieścia trzy lata ich nie widzieli. Dwadzieścia trzech lat próbowała zapomnieć jego twarzy, głosu, jej wypowiedzi, jej uśmiechu. A teraz…

On pamięta o ciebie, mówiła dalej Julka. Wczoraj pytał, czy przyjedziesz. Wiedziałaś, iż dziwne? Kiedy odpowiedziałam, iż tak, wyglądał, jak młody dwadzieścia lat.

Wieczorem siedzieli w trójką w pokoju, piły herbatę. Mieczysław też starszy, włosy zupełnie siwe, pojawiły się garby wokół oczu. Ale wzrok się nie zmienił czujny, łagodny.

Ewo Kowalska, powiedział, when Julka wyszła za ciastkami. Z jakim pieszczochoscą was widzę. Takie z dawnych czasów.

I ja jestem ciekawa, Mieczysławie, odpowiedziała, starając się mówić spokojnie.

Wiedziałeś, nachylił się bliżej i mówił cicho, przez ostatnie lata często o was marzyłem. Gdy z Julią wszystko się rozpadło, rozumiałem czegoś brak. A o czym chodziło?

Ewa poczuła, jak się prostuje. O czym chodzi? Czy on domyślał się jej uczuć?

Zawsze bycieście… jak to powiedzieć… sercem naszej rodziny, kontynuował. Kiedyście zostali tutaj, a my odjechali, jakby coś ważnego wyciągnęli. Rozumie?

Pokiwała głową, nie ufając swemu głosowi.

A teraz, kiedy Klarcia… zdołał przejechać. Chcę, aby wszystko najbliżej było w najbliższym otoczeniu.

Julka wróciła z herbatą, i rozmowa przesunęła się na inne tematy. Ale Ewa cały czas myślała o jego słowach. O czym chodzi? Proste sympatie, czy coś więcej?

Na kolejny dzień pojechali do Klar. Leżała w szpitalu, w łóżkach. Upadła, ale uśmiechnęła się, widząc piętnastkę.

Tunia Ewo! wyprężyła delikatne dłonie. Jak sieje, iż ty tu jesteś. Uważam, iż już więcej się nie w Idziemy.

Ewa ucałowała ją, starając się nie rozwiązywać. Mówili o dzieciach Krarki, o wnetrzach Julki, o przeszłości. Klara wspominała dzieciństwo, jak Ewa nauczyła ją czytać, jak zabierała do parku, kupowała lody.

Wiesz, tuntun Ewo, powiedziała przed ich wypisyem, zawsze czułam, iż was bardzo kocha. Was wszystkich. Szczególnie tatę. Prawda?

Ewa zaskoczyła się. Czy choćby dziecko coś widziała?

Naciagi, droga, szeptnęła. Wszyscy mi jak rodzinne. Wszyscy.

Nie, nie, Klara delikatnie zaszarpnęła jej rękę. I wiesz, co? W szpitalu czuję, iż tata też ciebie kochał. Inaczej. Ale zawsze milczał.

Wieczorem tego dnia Ewa nie wytrzymała. Julka się ważyła jechać spać, a ona z Mieczysławem zostali w kuchni. Długo milczeli, potem on niespodziewanie zapytał:

Ewo Kowalska, mogę tu zadać jedno pytanie? Intymne?

Pokiwała głową.

Dlaczego ty wtedy nie jechałyśmy z nimi do Krakowa? Otwarcią przyczynę powiedz.

Ewa patrzyła przez okno na gwiazdy i zastanawiała się warto mówić prawdę? Po tak długo cichu?

Ponieważ cię kochałam, szepnęła cicho. Silnie kochabałam. I zrozumiałam, iż więcej nie mogę tolerować tej tortury.

Cicho milczeli. On podszedł, poprawił jej ramię.

A ja cię kochał, powiedział. Wierzę, silniej niż Julkę. Ale byłaś jej najlepszą przyjaciółką, a ja był odżudzonym. Wydawało się, iż trudno myśleć choćby o czymś takim.

Stali sobie tak, uściskani, i płonęli. euforii klara,s, bólu przeszło lata, uswiadomienia, iż czas minął bezpowrotnie.

Czyżbyśmy zepsuli życie, szepnęła Ewa. Czyżbyśmy zepsuli

Żyliśmy na to, co potrafimy, odpowiedział. Próbowaliśmy być uczciwi, prawidłowi. Zdaje się, to jeszcze coś znaczy.

Rankiem siedzieli za śniadaniem wszyscy trójką, i nikt nie wspominał o wczoraj. Julka opowiadała plany na dzień, Mieczysław czytał gazetę. Wszystkie jak zwykle. Tylko Ewa czuła coś się zmieniło. Cieżar, który przenosiła przez dwadzieścia trzech lat, stania się lżejszy.

Klara zmarła miesiąc później. Ewa pozostała w wsie do najtrudniejszych uroczystości. Zgniewali wszystkie w domach Julka, Mieczysław, łajba, dzieci, i ona. Jak i należy chrześniaczyni.

Po pogrzebie Mieczysław zebrał się do wyjechannt do Krakowa.

A do czego? spytała go Julka na kolacji. Robotę już zamknąłeś, na emeryturze jesteś. Może zostać tutaj. Dom duży, miejsce dla wszystkich.

Zerknął na Ewę.

A Ty co myślisz, Ewo Kowalska?

Myślę, Julka ma rację, odpowiedziała. W Krakowie będziesz sam. A tu wszyscy w otoczeniu.

Został. Ewa wjechała do domu, ale tydzień później powróciła. Powiedziała, iż w mieście cięsto, a tu przyroda, czysty powietrz.

Obecnie żyją w sąsiadujących domach. Julka w swoim, on i ona w domie, który on kupił. Oficjalnie nie są ojciec i matka, chochol bowiem nie potrzeba w ich wieku. Po prostu żyją, cieszą się każdym dniem, opiekują się mogile Klary.

Julka wie o ich stosunku. Nie się złości, nie zazdroszczy. Mówi główna, aby wszyscy byli szczęśliwymi. A ona na wnetrach, mają za siebie czuć.

Czasem, wieczorem, siedzą w trójką na werandzie, piją herbatę i wspominają przeszłość. I Ewa myśli, może być, iż wszystko w taki sposób miało się zdarzyć. Może być, iż miłość nie zawsze musi być młoda i pała. Może być, iż czasem przychodzi w swoim czasie, kiedy dusze już się uformowały.

A czy kochała go przez cały ten czas? Tak, kochała. I on ją. Tylko nie wiedzieli, co z tą miłością robić. Teraz wiedzą.

Idź do oryginalnego materiału