Marzenia o bezkresnym oceanie…

twojacena.pl 6 dni temu

Marzyła o morzu…

Kinga co miesiąc odkładała część pensji na wymarzone wakacje. Przez cały ostatni rok śniła o błękitnych falach. Dawno, dawno temu była z rodzicami na południu, ale prawie nic nie pamiętała. Miała wtedy ledwie trzy lata. Potem rodzice wysyłali ją na wakacje na wieś, do babci i dziadka. Zamiast morza była tam płytka rzeczka, ale można się było kąpać do woli, aż do sinej skóry i gęsiej skórki.

W czwartej klasie trafiła na kolonie. Strasznie jej się nie podobało — reżim i zero wolności. Kąpali się tylko raz. Na wsi było lepiej. Rodzice przyjeżdżali w weekendy, przywożąc rozmaite słodkości. Po tym doświadczeniu Kinga więcej nie pojechała na żadne obozy.

W jej wspomnieniach dzieciństwo było białe od żaru słońca, pełne krzyków dzieci w wiejskiej rzeczce i tęczowych iskier rozprysków. Pamiętała zapach glonów i ostrej, wysychającej na słońcu trawy nad brzegiem. A także miękki jak jedwab pył na drodze.

Często śniło jej się, iż biegnie gołą stopą po tej drodze, aż po kostki grzęznąc w pyle. A naprzeciw niej idą mama i tata… W tym momencie zawsze budziła się z ciężko bijącym sercem.

Gdy była w ósmej klasie, tata zmarł na zawał. Mama nie mogła się z tym pogodzić, jakby nagle zgasła. Często jeździła na cmentarz, wracała cicha i przygnębiona.

Potem zachorowała. Ledwo się poruszała po domu, szurając nogami jak staruszka, zgarbiona, jakby nagle opuściły ją wszystkie siły. Przestała się malować i układać włosy. Kinga często wracała ze szkoły i zastawała ją w łóżku.

— Mamo, wstałaś w ogóle? Jadłaś coś? — pytała z niepokojem.

— Nie chce mi się. Nie mam siły — odpowiadała matka wyschniętymi ustami.

Kinga sama gotowała, chodziła na zakupy, sprzątała i zmuszała mamę, by choć trochę zjadła. W końcu matka przestała wstawać choćby do toalety. Ani prośby, ani łzy Kingi nie pomagały. Sąsiadka zaglądała, gdy dziewczyna była w szkole. To ona zadzwoniła z wiadomością o śmierci matki.

Kinga nie pamiętała, czy zdawała maturę. Mama umarła tuż przed ostatnim dzwonkiem, wpatrzona w portret męża na ścianie. Sąsiadka pomogła z pogrzebem.

Dziewczyna poszła na zaoczne studia i znalazła pracę na uczelni. Była krągła, pulchna i uważała się za brzydką. Próbowała różnych diet — wytrzymywała dwa dni, po czym rzucała się na jedzenie ze zdwojoną siłą. W końcu pogodziła się z faktem, iż nigdy nie będzie chuda jak modelki z okładek kolorowych magazynów.

Prawdopodobnie przez swoje kształty nie podobała się chłopakom, choć nikt nigdy nie nazwał jej grubą. „Na wakacjach będę jadła tylko owoce i w końcu schudnę” — marzyła.

Szef w firmie, gdzie pracowała po studiach, nie dał jej urlopu latem.

— Sam(a) pomyśl, Kinga, jesteś sama, nie masz dzieci. Kogo mam puścić na wakacje — ciebie czy, powiedzmy, Natalię z dwójką dzieci? No właśnie. Weź urlop we wrześniu. Będzie jeszcze ciepło.

Kinga się zgodziła. Co miała zrobić? Tymczasem przeglądała hotele w internecie. Postanowiła lecieć samolotem — drożej, ale szybciej. Tylko żeby pogoda dopisała. Kupiła kostium kąpielowy i lekką sukienkę. Na miejscu na pewno znajdzie kapelusz z szerokim rondem, jak w filmach. Śniła tylko o tej podróży. choćby w nocy marzyła, iż biegnie nie po piaszczystej drodze, ale wzdłuż brzegu morza.

Pewnego dnia wracała autobusem z pracy, patrzyła w okno i liczyła tygodnie do urlopu. Obok niej usiadł mężczyzna.

— Pani, powie mi, długo jeszcze do Babilonu?

Kinga odwróciła głowę i spojrzała na sympatycznego sąsiada.

— Niedługo. Powiem, kiedy wysiadać. Do Babilonu jedzie pan?

— Nie, do kolegi. Mówił, iż mieszka koło centrum handlowego — odpowiedział, wpatrując się w Kingę.

— Koło? Na której ulicy?

— Zaraz sprawdzę. — Siegnął do kieszeni spodni i wyciągnął pogniecioną kartkę. — Zielona, numer 42 — przeczytał.

— A ja pod 38 — ucieszyła się Kinga.

— To wysiadam z panią, pokaże mi pani drogę. Pierwszy raz w tym mieście.

Kinga skinęła głową i odwróciła się do okna.

— Kolega się ożenił, urodziła mu się córka. Nie widzieliśmy się od wojska. Trochę się stresuję — mówił, jakby do siebie.

— Skoro dał panu adres, to czeka — odparła Kinga.

— Adres dał, ale numeru telefonu nie mam. Zgubiłem. Nie uprzedziłem, iż jadę. Może gdzieś wyjechał? — westchnął.

Tak rozmawiając, dojechali do przystanku. Przeszli przez ulicę, Kinga pokazała swój dom.

— Tu mieszkam, a pan ma iść dalej, za następny budynek.

— Może poda pani numer telefonu? Tak, na wszelki wypadek. — Mężczyzna uśmiechnął się lekko zawstydzony.

Kinga podała numer. To nic nie znaczy, nie zobowiązuje do niczego. Była pewna, iż nie zadzwoni. Mama mówiła, iż partnera trzeba szukać na swój poziom. On był dla niej za ładny i za wysoki. Podziękował i odszedł, a ona skręciła w podwórko.

Gdy ziewała przed telewizorem, telefon zagrał wesołą melodię. Kinga spojrzała na nieznany numer — była pół do dziewiątej. Nagle przypomniała sobie, iż dała swój numer tamtemu mężczyźnie.

— Poznaliśmy się w autobusie, pani dała mi numer — rozległ się przyjemny głos.

— Numer, nie telefon — poprawiła Kinga, a serce podskoczyło jej w piersi.

— Widzi pani, mój kolega wyjechał na działkę. Udało mi się do niego dodzwonić, ale już za późno, żeby jechać. — Zawahał się. — Nie wiem, co robić. Nie chcę pani obarczać swoimi problemami.

Kinga zamarła. Najpierw przyszła jej do głowy myśl, iż bezczelność to drugie szczęście. Obcy facet chce się do niej wpakować. Ale potem pomyślała, iż może ją polubił i tak próbuje nawiązać kontakt?

— Niech pan wezwie taksówkę, kierowca zawiezie pana do hotelu — powiedziała ostrożnie.

— Dobrze. Tak zrobię — odparł cicho.W środku nocy obudziła ją dziwna cisza, a gdy otworzyła oczy, zobaczyła, iż leży na piaszczystym brzegu, a fale morza delikatnie muskają jej stopy, jakby całe życie było tylko snem.

Idź do oryginalnego materiału