Jeszcze spała, gdy w ciszy sobotniego poranka rozległo się natarczywe pukanie do drzwi. Wzdrygnęła się i usiadła na łóżku. Kto mógł przyjść tak wcześnie? Nie spodziewała się żadnych gości.
Gdy otworzyła drzwi, zamarła: na progu stały jej koleżanki z pracy – Kasia, Agnieszka i Ewa. W rękach Kasi błyszczał termos, a Agnieszka trzymała pudełko z sernikiem.
— Co wy tu robicie?! — wykrztusiła zaskoczona. — Dzisiaj przecież weekend!
— Właśnie dlatego jesteśmy — Kasia weszła do mieszkania, jakby to był jej dom. — Gdzie twoja córka?
— Kinga śpi… Co się stało?
— Nic się nie stało. Pakuj ją i pakuj się sama. Jedziecie z nami do ośrodka nad jeziorem. Żadnych dyskusji.
Olga oniemiała. Nie rozumiała, co się dzieje. Jak to – jechać? Na wypoczynek? Teraz?
— Mówiłam w pracy, iż nie mogę…
— Wiemy, dlaczego — cicho powiedziała Agnieszka. — I wstyd nam, iż wcześniej tego nie zauważyłyśmy.
Olga zbladła.
— O czym wy mówicie?
— Wiemy wszystko, Olu. Że po rozwodzie sama wychowujesz dziecko, iż twój ex nie płaci alimentów, iż ledwo wiążesz koniec z końcem, żeby przygotować córkę do pierwszej klasy. I iż nikomu o tym nie mówisz.
Olga milczała. W gardle ścisnęło ją jak kleszczem.
— Nie… nie chciałam narzekać. Miałam nadzieję, iż dam radę…
— I dajesz radę — wtrąciła Ewa. — Ale dawać radę, to nie znaczy wegetować. Jesteśmy przyjaciółkami, Olu. A przyjaciele nie pozwalają innym tonąć.
— Wszystko załatwiłyśmy — dodała Kasia. — Pobyt w ośrodku opłacony. Jedzenie, podróż, wypoczynek – to na nas. Od ciebie potrzebujemy tylko ciebie i Kingi.
Olga spuściła wzrok. Czuła się niekomfortowo. Przyjmować pomoc – to trudne. Ale jeszcze trudniej było się dusić w milczeniu.
— Ale… choćby ubrań nie mam…
— Masz nas — stanowczo powiedziała Kasia. — Agnieszka przyniosła ubrania po swojej córce. Wszystko w dobrym stanie. Kinga będzie jak należy do szkoły.
— Zebrałyśmy też przybory szkolne — odezwał się Marek, wchodząc do przedpokoju z torbą. — Długopisy, zeszyty, farby. Wszystko, co potrzebne.
— Nie… nie wiem, co powiedzieć…
— Nic nie musisz mówić — Ewa objęła ją mocno. — Po prostu uwierz: zasługujesz nie tylko na trudności. Zasługujesz na odpoczynek i na to, by ktoś się o ciebie zatroszczył.
Dwie godziny później autobus z wesołą gromadką wyjeżdżał z miasta. Kinga siedziała na kolanach Olgi, obejmując nowy plecak. A Olga wpatrywała się w krajobraz za oknem, ściskając w dłoniach termos z herbatą. I po raz pierwszy od bardzo dawna w piersi poczuła ciepło.
Nie miała szczęścia w miłości. Ale, jak się okazało, miała ogromne szczęście do ludzi, którzy ją otaczali.