Przyjeżdżajcie, ale zamieszkacie w hotelu: jak moja matka wybrała mężczyznę zamiast nas

polregion.pl 6 dni temu

No więc, słuchaj… wiesz, iż moja mama zawsze wydawała się dla otoczenia taka dobra, miła, uśmiechnięta kobieta. Ale ja, jej córka, znałam tę stronę, której innym nie pokazywała. Stronę, gdzie będąc słodką na zewnątrz, w środku była gotowa na wszystko, byle tylko nie być sama. A cena? Zrujnowane relacje ze mną i z wnuczką. Nasze relacje.

Ojciec zostawił nas, gdy miałam cztery lata. Poszedł do innej kobiety, a mama… mama nie mogła się z tym pogodzić. Błagała, upokarzała się, dzwoniła, czatowała pod blokiem, płakała przez telefon. Mówiła, iż sama nie da rady, iż boi się wychowywać dziecko bez mężczyzny. Ale on nie wrócił. Poszedł i koniec. A babcia, mama mojej mamy, ciągnęła ją do domu po tych żenujących scen. Wstydziła się – nie za zięcia, ale za własną córkę. Mama niby się uspokoiła, ale w środku chyba włączyła sobie licznik: wyjść za mąż za wszelką cenę.

I zaczęła „wychodzić za mąż” byle kogo. Każdego trzymała się jak ostatniej deski ratunku. Zdrady, pijaństwo, bicie, choćby upokorzenia na moich oczach – wszystko wybaczała, wszystko znosiła. W dzieciństwie często słyszałam jej szloch za drzwiami łazienki, jak smarowała siniaki i udawała, iż „tylko się przewróciła”. A potem – nowy kolor włosów, nowa sukienka, odchudzanie o dziesięć kilo. Wszystko, żeby „on” nie odszedł.

Buntowałam się, krzyczałam, kłóciłam się z każdym jej facetem. Próbowała mnie uciszać, głaskała po głowie, mówiła: „Nie rozumiesz jeszcze, jak to jest – być sama”. Ale ja rozumiałam. Widziałam wszystko. Dlatego po szkole wyjechałam na studia do Krakowa i starałam się wracać do domu jak najrzadziej.

Potem zmarła babcia i zostawiła mi swoje mieszkanie. Sprzedałam je, kupiłam coś dalej od mamy i jej wiecznie zmieniających się „miłości”. Znalazłam pracę, zaczęłam żyć spokojnie, po swojemu. Wyszłam za mąż, ale na ślub mama nie przyjechała. Wytłumaczyła to prosto:

– Nie mogę zostawić mojego mężczyzny samego, on jest nerwowy, nie znosi podróży…

Westchnęłam. I dlatego też go nie zapraszałam – nie chciałam widzieć na własnym ślubie jej kolejnego „wielbiciela”, który wtedy choćby nie znał mojego imienia.

Przez trzy lata prawie się nie kontaktowaliśmy. Czasem – krótkie telefony. Urodziłam córkę. Mama ucieszyła się, chciała poznać wnuczkę. Zaczęła dzwonić częściej, prosić, żebyśmy przyjechali.

Minęło pięć lat. Córka podrosła. Pomyślałam – no dobra, może warto. Pokazać dziecku babcię. Nawiązać choć słaby kontakt. Z mężem spakowaliśmy się, kupILI bilety, zadzwoniłam do mamy: „Mamo, niedługo przyjeżdżamy”. Cieszyła się, mówiła, iż zAle gdy zostały dwa dni do przyjazdu, nagle zaczęła się wymigiwać: „Wiecie, mamy tu remont… i w ogóle, w mieszkaniu będzie wam ciasno z dzieckiem, mój mąż potrzebuje spokoju, jest starszy i nie znosi hałasu, może lepiej zatrzymacie się w hotelu?”.

Idź do oryginalnego materiału