Dzisiaj zapisuję te słowa, bo w moim sercu wciąż buzują emocje. Zawsze wierzyłam, iż wiek to tylko liczba, a dusza może pozostać młoda. W lustrze widzę zmarszczki, ale w środku czuję się taka sama jak trzydzieści lat temu. Żyję, kocham, cieszę się każdym dniem.
Aż do tego upalnego popołudnia w willi mojego syna pod Krakowem. Słońce prażyło, a ja założyłam mój ulubiony kostium kąpielowy – soczystej, szmaragdowej zieleni. Może nie taki, jak noszą starsze panie, ale w nim czułam się piękna. Gdy szłam w stronę basenu, usłyszałam śmiech.
„O mój Boże, ale widowisko! – zawołała synowa, Alicja. – Babcia w takim stroju? Powinnaś raczej zasłonić te blizny zamiast straszyć ludzi!”
Jej słowa ugodziły jak nóż. Udawałam, iż nie słyszę, założyłam okulary przeciwsłoneczne i położyłam się na leżaku, ale w środku czułam tylko palący wstyd. Jak ona śmiała? Gdzie jest szacunek? Gdzie ludzka życzliwość?
Przez kolejne dni obserwowałam ją w milczeniu. Jak gra rolę wielkiej damy, jak przechwala się przed nowymi koleżankami z „wyższych sfer”, jak opowiada o swoim charytatywnym przyjęciu. Jakby zapomniała, skąd pochodzi.
I wtedy nadszedł mój moment. Kiedy syn wyjechał w delegację, w domu odbywało się spotkanie jej „klubu książki” – tak naprawdę plotkarskiego spotkania przy winie. Wniosłam tacę z napojami, uśmiechnięta, uprzejma. Gdy nikt nie patrzył, delikatnie się odezwałam:
„Alicjo, znalazłam stary album… ze zdjęciami. Pamiętasz, jak wyglądałaś przed ślubem?”
Jej przyjaciółki od razu się ożywiły: „Pokaż! Ach, koniecznie!”
Wręczyłam im album. Na zdjęciach – Alicja bez makijażu, w znoszonej bluzie, na tle małej kuchenki, z słoikami ogórków na stole. Prawdziwa.
„Ojej, to naprawdę ty? Jakaś taka… zwyczajna!” – zaśmiała się jedna.
„Tak się zmieniłaś…” – dodała druga.
Alicja zarumieniła się jak burak, jej oczy rzucały błyskawice. „Mamo, to naprawdę nietakt!” – syknęła.
A ja tylko uśmiechnęłam się łagodnie: „Czy jest w tym coś złego? Wszyscy zaczynaliśmy skromnie. Pomyślałam, iż miło będzie powspominać.”
Zostawiłam je w ciszy pełnej napięcia i wyszłam do ogrodu. W sercu czułam cichą satysfakcję. Nie krzyczałam, nie poniżałam – tylko przypomniałam, kim naprawdę jest.
Gdy syn wrócił, był zdenerwowany. Alicja pewnie mu nagadała. Wysłuchałam go cierpliwie, a potem opowiedziałam swoją wersję – jej słowa, jej śmiech, jej pogarda. Syn zamilkł na długo, a w końcu przytulił mnie mocno.
„Przepraszam, mamo. Nie widziałem. Ale teraz to się zmieni.”
Od tamtej pory Alicja jest inna. Cichsza, ostrożniejsza. Przestała rzucać złośliwości. A ja… znów czuję się kobietą, a nie „babcią w kostiumie”. Obroniłam swoją godność. Przypomniałam wszystkim, iż wiek to nie powód do drwin – to historia, siła, świadectwo życia.
Starzejemy się wszyscy. Ale nasz duch? Ten może pozostać młody. A jeżeli ktoś śmie cię poniżać za to, jak wyglądasz – nie mścij się. Po prostu pokaż mu, kim jesteś. Spokojnie. Dumnie. Z uśmiechem. To będzie największa lekcja, jakiej kiedykolwiek doświadczy.