Szczęście w cieniu nocy

newsempire24.com 2 tygodni temu

Halina siedziała przy oknie, obserwując uliczny ruch. Autobusy jednakowo skrzypiały hamulcami, przechodnie spieszyli się gdzieś po swoich sprawach, a ona wciąż myślała o tej samej rzeczy – o liście, który przyszedł wczoraj. Czarna koperta ze złotą obwódką leżała dzień na kuchennym stole, ale ciągle nie miała odwagi jej otworzyć.

— Mamo, co siedzisz jak słup soli? — Darek wpadł do mieszkania jak huragan, rzucił torbę w kąt. — Znowu się zamartwiasz? Daj nam obiad, jestem głodny jak wilk.
— Jedz, jedz — westchnęła Halina, nie odrywając wzroku od okna. — Kotlety są w lodówce, podgrzej w mikrofalówce.
Syn zatrzymał się na środku pokoju, przyjrzał się matce uważniej. Miała w sobie coś nienaturalnego, zbyt spiętego.
— Co się stało? — Darek podszedł bliżej. — Wyglądasz… nie wiem, dziwnie.
— Nic ważnego — Halina odwróciła się do niego twarzą. — Tylko list przyszedł. Zastanawiam się, czy otwierać.
— Jaki list? Od kogo?
— Od notariusza. Z Warszawy.
Darek zmarszczył czoło. Listy od notariuszy rzadko wróżyły coś dobrego. Albo długi, albo sprawy sądowe, albo inne kłopoty.
— A co może być w liście od notariusza? — spytał ostrożnie.
— Nie wiem. Może ciocia Krysia coś zostawiła. Ostatnie lata mieszkała w Warszawie, miała tam mieszkanie. Ale zupełnie się nie widziałyśmy, dobrych dziesięć lat.
Halina wstała, przeszła do kuchni. List leżał jak dawniej, jakby drwił z jej niezdecydowania.
— Mamo, może jednak otworzymy? — Darek wziął kopertę w dłonie. — Czy znajomość prawdy może nam zaszkodzić?
— Szkodzić może wiele rzeczy — mruknęła matka. — Niespodziewane obowiązki, jej długi. Albo coś gorszego. Nie chcę sobie kłopotów nakładać.
— A może wręcz przeciwnie, coś pozytywnego? — Darek już miał rozerwać kopertę, ale matka zatrzymała go gestem.
— Zaczekaj. Pozwól mi jeszcze pomyśleć.
Ale myślenie kilka pomagało. Ciocia Krystyna była kuzynką Haliny, dorastały w jednej okolicy, ale ich losy dawno się rozeszły. Krysia zaraz po studiach wyjechała do stolicy, wyszła tam za mąż, pracowała w jakiejś placówce naukowej. Dzieci nie miała, męża też od dawna brakowało. A Halina została w rodzinnym mieście, urodziła Darka, wcześnie owdowiała, całe życie przepracowała jako przedszkolanka.
Widziały się ostatni raz na pogrzebie dziadka, rzeczywiście z dziesięć lat temu. Krysia wydała się jej wtedy obca, stołeczną damą w kosztownym płaszczu, patrzącą z pobłażaniem na prowincjonalną rodzinę.
— Dobrze, otwórz — zdecydowała się wreszcie Halina. — Ale jeżeli coś złego, ostrzegałam cię.
Darek delikatnie otworzył kopertę, wyjął kilka arkuszy papieru. Przejrzał pierwsze linijki i gwizdnął cicho.
— Mamo, tu jest napisane, iż ciocia Krystyna zapisała ci mieszkanie w Warszawie.
— Co? — Halina o mało nie upuściła filiżanki. — Jakie mieszkanie?
— Dwupokojowe, koło metra Plac Wilsona. I jeszcze jest konto bankowe… — Darek przewracał strony, jego oczy robiły się coraz większe. — Mamo, tu jest spora suma.
Halina opadła na krzesło, bo nogi nagle stały się bezwładne.
— Niemożliwe. Przecież prawie się nie kontaktowałyśmy. Za co ona mi to wszystko?
— Jest tutaj dopisek od niej. Ręczny. — Darek podał matce małą karteczkę.
“Halinko, jeżeli czytasz ten list, to znaczy, iż mnie już nie ma. Wiem, iż się od siebie oddaliłyśmy, i w dużej mierze to moja wina. Zawsze myślałam, iż mam jeszcze wiele czasu przed sobą, iż zdążę naprawić relacje z bliskimi. Ale czas lubi kończyć się nieoczekiwanie. Chcę, żeby moje mieszkanie trafiło do ciebie. Ty zawsze byłaś dobra, żyłaś dla innych. Czas już pomyśleć o sobie. Twoja Krysia”.
Halina czytała notkę kilka razy, nie dowierzając oczom. Łzy same spływały jej po policzkach.
— Co się więc stało? — wyszeptała. — Umarła, a ja choćby o tym nie wiedziałam. Nie byłam na pogrzebie, nie pożegnałam…
— Mamo, nie win się. Skąd miałaś wiedzieć? — Darek objął matkę ramieniem. — A może właśnie nie chciała, żeby ktoś wiedział. Niektórzy wolą odejść w ciszy.
— Ale dlaczego ja? Miała przecież innych krewnych, bliższych.
— Widocznie nie byli tak bliscy, jak myślisz. Albo ona lepiej znała ich wartość niż ty.
Halina przeczytała jeszcze raz słowa cioci Krysi. “Czas już pomyśleć o sobie”. Kiedy ostatni raz myślała o sobie? Chyba nigdy. Najpierw opiekowała się rodzicami, potem sama wychowywała Darka, harowała bez w pocie czoła. Teraz syn dorosły, zaradny, pewnie niedługo swoją
Halina popatrzyła na dzieci bawiące się w śniegu, uśmiechnęła się do Michała Szymańskiego przynoszącego świeże bułeczki i westchnęła z cichą radością, bo w końcu znalazła swoje miejsce, gdzie czuła się jak w domu, nie tylko w czterech ścianach, ale w całym swoim nowym, szerokim życiu.

Idź do oryginalnego materiału