Dzień, w którym oddałam teściową do domu mojego niewiernego męża i jego kochanki, słowami, które zostawiły ich bez tchu
Marcin i ja byliśmy małżeństwem od siedmiu lat. Od dnia ślubu mieszkałam z jego matką, panią Haliną, która po udarze była częściowo sparaliżowana i wymagała stałej opieki przy każdym posiłku i drzemce. Na początku myślałam, iż to nic trudnego była moją teściową, ja jej synową, a opieka nad nią po prostu należała do moich obowiązków.
Ale nie spodziewałam się, iż ten ciężar będzie trwał tak długo a najgorsze było to, iż dzielić go powinnam z jedyną osobą, która powinna mi pomagać moim mężem, Marcinem.
Marcin pracował w dzień, a wieczorami przyklejał się do telefonu. Często mówił: Ty lepiej zajmiesz się mamą niż ja. jeżeli ja spróbuję, tylko jej zaszkodzę. Nigdy nie miałam do niego o to żalu.
Myślałam, iż takie jest życie żona prowadzi dom, mąż zarabia na utrzymanie. Ale potem odkryłam, iż Marcin nie tylko pracował miał kogoś jeszcze.
Pewnego dnia natknęłam się na wiadomość: Dzisiaj znowu przyjdę. Bycie z tobą jest tysiąc razy lepsze niż w domu. Nie krzyczałam, nie płakałam, nie robiłam sceny.
Cicho zapytałam tylko: A twoja matka, którą zaniedbywałeś przez te wszystkie lata?. Marcin milczał. Następnego dnia wyprowadził się. Wiedziałam dokładnie, gdzie poszedł.
Spojrzałam na panią Halinę, kobietę, która kiedyś krytykowała każdy mój kęs, każdą drzemkę, mówiąc, iż nie jestem godna być jej synową, i poczułam, jak ściska mnie w gardle. Chciałam rzucić to wszystko. Ale wtedy przypomniałam sobie: człowiek musi zachować godność.
Tydzień później zadzwoniłam do Marcina. Masz wolny czas? Przywiozę ci twoją matkę, żebyś się nią zajął.
Spakowałam jej leki, dokumentację medyczną i stary zeszyt z notatkami do płóciennej torby. Tego wieczoru pomogłam jej usiąść na wózku inwalidzkim i powiedziałam łagodnie: Mamo, zabiorę cię do Marcina na kilka dni. Ciągle w jednym miejscu to nudne. Skinęła głową, a jej oczy błyszczały jak u dziecka.
W małym mieszkaniu nacisnęłam dzwonek. Marcin otworzył drzwi, a za nim stała tamta kobieta, w jedwabnym szlafroku i z mocno pomalowanymi ustami. Wprowadziłam panią Halinę do salonu, rozłożyłam koce i poduszki, a torbę z lekami postawiłam na stole.
W domu unosił się intensywny zapach perfum, ale było tam chłodno i cicho. Marcin wybełkotał: Co co ty robisz?.
Uśmiechnęłam się łagodnie. Pamiętasz? Mama jest twoja. Ja jestem tylko synową. Opiekowałam się nią siedem lat to wystarczy. Kobieta za jego plecami zbladła, z łyżeczką jogurtu, którego nie zdążyła zjeść.
Odeszłam spokojnie, jakby kończąc długo zaplanowane zadanie. Tu jest jej historia choroby, recepty, pieluchy, podkłady i maść na odleżyny. Wszystkie dawki zapisałam w zeszycie.
Zostawiłam zeszyt na stole i odwróciłam się, by wyjść. Głos Marcina stał się głośniejszy. Porzucasz moją matkę? To okrutne!.
Zatrzymałam się, nie odwracając się, i odpowiedziałam spokojnie i stanowczo:
Ty zaniedbywałeś ją przez siedem lat a to nie jest okrucieństwo? Opiekowałam się nią jak własną rodziną, nie dla ciebie, ale dlatego, iż to matka. Teraz odchodzę, nie z zemsty, ale bo spełniłam swoją część jako człowiek.
Zwróciłam się do tamtej kobiety i spojrzałam jej w oczy, lekko się uśmiechając. jeżeli go kochasz, kochaj go całego. To też jest część pakietu.
Potem położyłam na stole dokumenty mieszkaniowe. Mieszkanie jest tylko na moje nazwisko. Nie zabieram nic. On wziął tylko swoje ubrania. Ale jeżeli kiedykolwiek będziecie potrzebować pieniędzy na opiekę nad mamą, dalej będę pomagać.
Pochyliłam się i pogłaskałam włosy teściowej po raz ostatni. Mamo, zachowuj się tu grzecznie. jeżeli będzie ci smutno, przyjdę cię odwiedzić.
Pani Halina uśmiechnęła się, jej głos drżał. Tak wpadnij, jak wrócisz do domu.
Wyszłam, zamykając za sobą drzwi. W pokoju zapanowała cisza, pełna mieszanki perfum i olejku do masażu. Tej nocy spałam spokojnie, bez snów. Rano wstałam wcześnie, zabrałam syna na śniadanie i przytuliłam nowy początek bez łez, bez urazy.












