„To ma być wasz ślubny prezent?!” — zawołałam, widząc to

newskey24.com 6 dni temu

„To mój prezent ślubny dla was?!” – wykrzyknęłam ze zdumieniem, odwiedzając po roku syna i synową. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom, widząc, w jakim stanie jest mój dar. Cała historia zaczęła się od chęci zrobienia młodym niespodzianki, a skończyła na życiowej lekcji, której długo nie zapomnę.

**Prezent od serca**
Kiedy mój syn Krzysztof oznajmił, iż bierze ślub, byłam w siódmym niebie. Jego wybranka, Weronika, od razu mi się spodobała – sympatyczna, zaradna, z ciepłym spojrzeniem. Chciałam podarować im coś wyjątkowego. Nie należę do bogaczy – całe życie przepracowałam jako nauczycielka, a emerytura, jak wiadomo, to nie kokosy. Mimo to marzyłam, by dać im coś, co będzie służyć na co dzień.

Po długich namysłach wybrałam pralkę. Nie byle jaką – najnowszy model, z funkcją parowania, oszczędna, z pięcioletnią gwarancją. Oszczędzałam na nią latami, odkładając grosz do grosza, choć sama marzyłam o takiej dla siebie. Na weselu wręczyłam im dokumenty i klucz (sprzęt już czekał w ich mieszkaniu). Krzysztof i Weronika rzucili mi się na szyję, dziękując. Byłam dumna, iż udało mi się ich ucieszyć.

**Wizyta po roku**
Po ślubie widywaliśmy się rzadko – mieszkają w Łodzi, trzy godziny drogi ode mnie. Mają swoje sprawy, pracę, nie chciałam być natrętna. Dzwoniliśmy, czasem przyjeżdżali na święta, ale w ich domu nie byłam od wesela. W końcu postanowiłam ich odwiedzić. Krzysztof ucieszył się, więc pojechałam w dobrym humorze, z babcinymi pierogami i konfiturami.

W mieszkaniu panował porządek: czysto, przytulnie, kwiatki na parapecie. Aż zajrzałam do łazienki… Moja pralka stała w kącie, pokryta kurzem, z zadrapaniami na obudowie. Obok lśniła nowiutka, prosto ze sklepu. „A co z tą, którą wam podarowałam?” – zapytałam. Weronika się zmieszała: „Oj, trochę hałasowała i nie miała wszystkich programów… Woleliśmy nową, a tamtą… no, stoi na razie”.

**Moja reakcja**
„To mój prezent ślubny dla was?!” – wyrwało mi się. Nie potrafiłam zrozumieć, jak mogli tak potraktować coś, na co zbierałam lata. Krzysztof próbował łagodzić: „Mamo, nie dramatyzuj, po prostu woleliśmy coś nowszego. Twoją pralkę czasem włączamy”. Ale widziałam, iż zbierają na niej kurz jak na starociach.

Starałam się mówić spokojnie, choć we mnie wrzeło. Wytłumaczyłam, iż to nie była zwykła pralka, tylko wyraz miłości – iż rezygnowałam dla niej z wielu rzeczy. Weronika zaczęła się tłumaczyć, iż nie chcieli mnie urazić, po prostu wygodniej im z nową. Krzysztof dodał, iż zabiorą moją pralkę na działkę. Na działkę! Jak jakiś grat!

**Refleksje**
Wracałam do domu z kamieniem na sercu. Z jednej strony – to ich życie i mają prawo robić z prezentem, co chcą. Z drugiej – bolało, iż nie docenili mojego gestu. Nie oczekiwałam wiecznej wdzięczności, ale szacunku do rzeczy, która dla mnie tyle znaczyła.

Teraz unikam tematu, by nie psuć relacji. Krzysztof i Weronika dzwonią, odwiedzają, jak dawniej. Ale wyciągnęłam wnioski: już nigdy nie wydam tyle na prezent. Lepiej przeznaczę pieniądze na siebie – może na wymarzoną wycieczkę nad morze?

A wy? Też mieliście podobne sytuacje? Jak radziliście sobie z uczuciem zranienia? Rozmawiać z nimi jeszcze raz, czy odpuścić? Podzielcie się radą…

Idź do oryginalnego materiału