**Trzecie pokoju nie dla gości**
— Nie waż się tam wchodzić! — krzyknęła Wanda Nowak, wybiegając z kuchni z mokrymi dłońmi. — Ile razy mam ci powtarzać?!
Dziesięcioletni Kacper zastygł w pół kroku przed uchyloną połową drzwi, odwracając się w stronę babci. W jego oczach malowało się zmieszanie i ciche rozżalenie.
— Babciu, co tam jest takiego? Chciałem tylko zobaczyć…
— Nic tam nie ma! Same kurze! — Wanda gwałtownie podeszła do wnuka, stanowczo zatrzasnęła drzwi i przekręciła klucz. — Idź lepiej kreskówki oglądać albo klocki układać.
Kacper wzruszył ramionami i powlókł się do salonu, ale Wanda widziała, jak zerkał na zamknięte drzwi. Westchnęła ciężko, chowając klucz do kieszeni fartucha. Znowu to samo. Za każdym razem, gdy wnuk przyjeżdżał na wakacje, zaczynało się od nowa.
— Mamo, dlaczego go straszysz? — Alicja, córka Wandy, wyłoniła się z łazienki, owinięta ręcznikiem. — To dziecko, wszystko go interesuje.
— A ciebie nie? — Wanda odcięła się ostro.
Alicja zastygła w miejscu, ręcznik zwisając bezwładnie w dłoniach.
— Mnie… mnie jest dobrze tak, jak jest. Po co rozdrapywać rany?
— Właśnie. I Kacprowi też nie trzeba. Niech lepiej na świeżym powietrzu się bawi, zamiast szperać po cudzych kątach.
Alicja otwarła usta, ale nie powiedziała nic. Znała ten ton. Kłótnie z matką były jak rzucanie grochem o ścianę. Lepiej odciągnąć uwagę syna czymś innym.
Wanda wróciła do kuchni, włączyła czajnik. Dłonie drżały, gdy wyciągała filiżanki z szafki. Dwadzieścia lat minęło, a serce wciąż ściskało się na myśl o tym pokoju. O tym, co w nim pozostało.
Po obiedzie Kacper położył się na kanapie z tabletem, Alicja zagłębiła się w książce. Wanda zmywała naczynia i kątem oka obserwowała wnuka. Chłopiec był bystry, uważny. Zbyt uważny.
— Babciu — odezwał się nagle, nie odrywając wzroku od ekranu — dlaczego macie trzypokojowe mieszkanie, ale używacie tylko dwóch pokoi?
Talercz zadźwięczał o metalową krawędź zlewu, wyślizgując się z palców Wandy.
— Skąd wiesz, iż mieszkamy w trzypokojowym? — spytała ostrożnie.
— No przecież nie jestem ślepy! Umiem liczyć drzwi. Tam wasza sypialnia, tam salon, gdzie śpię, a tam — trzecie. Zawsze zamknięte.
Alicja podniosła wzrok znad książki, spojrzała na matkę. Wanda stała plecami, ramiona napięte jak struny.
— To… to stare rzeczy — powiedziała cicho. — Nic interesującego dla ciebie.
— Mogę zobaczyć? Będę ostrożny, nic nie zepsuję.
— Nie! — Wanda odwróciła się gwałtownie. — I nie pytaj więcej!
Kacper drgnął, choćby Alicja uniosła zdziwione brwi.
— Mamo, co się dzieje? — wstała. — Nigdy nie krzyczysz na Kacpra.
Wanda oparła się o zlew, przetarła dłonią twarz.
— Przepraszam, wnusiu. Po prostu… jestem dziś zmęczona. Nie gniewaj się na starą babcię.
Kacper skinął głową, ale pytanie w jego oczach nie zniknęło. Bystry chłopiec. Zbyt bystry.
Wieczorem, gdy Kacper zasnął, Alicja usiadła przy matce w kuchni.
— Mamo, może czas już…
— Czas na co?
— No… uporządkować ten pokój. Dwadzieścia lat minęło. Taty nie ma od dawna, a ty wciąż…
— Nie waż się! — Wanda zerwała się tak gwałtownie, iż krzesło przewróciło się z hukiem. — Nie waż się tam zaglądać!
— Mamo, uspokój się. Myślę tylko, iż to niezdrowo tak żyć. Cierpisz sama ze sobą.
Wanda podniosła krzesło, usiadła z powrotem. Dłonie znów drżały.
— Nie cierpię. Po prostu… tak jest mi lżej. Wiedzieć, iż wszystko jest na swoim miejscu. Że nic nie zostało naruszone.
— Ale Kacper rośnie, niedługo będzie potrzebował własnego pokoju, gdy przyjeżdża. I co, zawsze będziesz go kłaść na kanapie?
— Jeszcze zdążymy. Na razie jest mały.
Alicja westchnęła. Pamiętała ten pokój. Pamiętała, jak wyglądał dwadzieścia lat temu, gdy ostatni raz do niego weszła. Biurko pod oknem, półki z książkami, wąskie łóżko przy ścianie. I wszędzie ślady życia, które urwało się za wcześnie.
— Pamiętasz, jak się na ciebie złościł? — szepnęła nagle Alicja. — Gdy sprzątałaś w jego pokoju? Krzyczał, iż ma swój porządek, iż nie wolno nic ruszać.
Wanda uśmiechnęła się przez łzy.
— Pamiętam. Taki samodzielny był. Wszystko sam, nikomu nie pozwalał pomagać. choćby brudnych naczyń nie wolno było wynosić, sam to robił. Mówił, iż mężczyzna powinien sam po sobie sprzątać.
— Miał tylko siedemnaście lat, mamo.
— Tak, tylko siedemnaście… A wydawał się taki dorosły. Wszystko wiedział, we wszystkim się orientował. Pamiętasz, jak się sprzeczał z ojcem o politykę? Potrafił godzinę rozprawiać, przytaczał jakieś fakty, liczby…
Alicja skinęła głową. Pamiętała młodszego brata, jego śmiech, upór, marzenia. Pamiętała, jak szykował się na studia, jak snuł plany na przyszłość.
— Czasem śni mi się, iż po prostu wyjechał gdzieś — szepnęła Wanda. — Że jutro wróci, otworzy swój pokój i powie: „Mamo, a po co zamknęłaś? Kluczy zgubiłem”.
— Mamo…
— Wiem, wiem, to głupie. Ale łatwiej mi myśleć, iż jest w długiej służbowej podróży. A gdy wróci, wszystko znów będzie po staremu.
Alicja wzięła matkę za rękę.
— Nie wróci, mamo. I pokój go nie przywróci.
— A co przywróci? — Wanda łkała cicho. — Co mi pomoże zapomnieć, jak leżał w szpitalu? Jak lekarze kręcili głowami? Jak błagałam Boga, obiecywałam wszystko, byleby tylko żył?
Alicja milczała. Co tu powiedzieć? Wypadek był głupi, absurdalny. Bartek przechodził przez ulicę, kierowca nie zauważył go w ciemności. Chłopak przeleżał w szpitalu trzy dni, nie odzyskując przytomIlicka światło padające przez uchylone okno oświetliło zakładkę w podrobionym podręczniku odeccyzny, a Kacper, zapatrzony w tę kartkę, powoli zaczął rozumieć, iż czas zamknięty w tym pokoju wreszcie odnalazł swoje miejsce nie tylko w pamięci babci, ale i w jego sercu.