**Trzecie pokoju — nie dla gości**
— Ani mi się waż tam wchodzić! — krzyknęła Wanda Nowak, wybiegając z kuchni z mokrymi dłońmi. — Ile razy mam ci powtarzać?
Dziesięcioletni Kuba zatrzymał się przy uchylonych drzwiach i spojrzał na babcię z mieszaniną zdziwienia i urazy.
— Babciu, a co tam jest takiego specjalnego? Chciałem tylko zerknąć…
— Nic tam nie ma! Tylko kurz! — Wanda gwałtownie podeszła do wnuka, zatrzasnęła drzwi i przekręciła klucz. — Idź lepiej kreskówki oglądać albo klockami się bawić.
Kuba wzruszył ramionami i wlókł się do salonu, ale Wanda widziała, jak co chwilę zerkał na zamknięte drzwi. Westchnęła ciężko i schowała klucz do kieszeni fartucha. Znowu to samo. Za każdym razem, gdy wnuk przyjeżdżał na wakacje, zaczynały się te same pytania.
— Mamo, no dlaczego go straszysz? — Magdalena wyszła z łazienki, wycierając włosy ręcznikiem. — Przecież to dziecko, wszystko je ciekawi.
— A ciebie już nie? — Wanda spojrzała na córkę ostro.
Magdalena zastygła w pół ruchu.
— Mnie… mi tak dobrze, mamo. Po co rozdrapywać rany?
— Właśnie. I Kubie też nie trzeba. Niech lepiej na dworze się bawi, zamiast po cudzych kątach grzebać.
Magdalena chciała coś odpowiedzieć, ale się powstrzymała. Znała ten ton matki — dyskusja nie miała sensu. Lepiej odwrócić uwagę syna.
Wanda wróciła do kuchni i włączyła czajnik. Dłonie trzęsły jej się, gdy wyjmowała filiżanki. Dwadzieścia lat minęło, a serce wciąż ściskało się na myśl o tym pokoju. O tym, co w nim zostało.
Po obiedzie Kuba rozłożył się na kanapie z tabletem, a Magdalena czytała książkę w fotelu. Wanda zmywała naczynia i obserwowała wnuka kątem oka. Chłopiec był bystry, zbyt bystry.
— Babciu — odezwał się nagle Kuba, nie odrywając wzroku od ekranu — dlaczego masz trzypokojowe mieszkanie, a używasz tylko dwóch pokoi?
Wanda upuściła talerz do zlewu z głośnym brzękiem.
— Skąd wiesz, iż to trzypokojowe? — spytała ostrożnie.
— No przecież nie jestem ślepy! Drzwi potrafię liczyć. Tam twoja sypialnia, tam pokój dzienny, gdzie śpię, a tam — trzecie drzwi. Zawsze zamknięte.
Magdalena podniosła wzrok znad książki i spojrzała na matkę. Wanda stała plecami do nich, ramiona miała napięte.
— Tam… są stare rzeczy — odparła cicho. — Nic ciekawego.
— Mogę zobaczyć? Obiecuję, iż niczego nie zepsuję.
— Nie wolno! — Wanda odwróciła się gwałtownie. — I nie wypytuj więcej!
Kuba drgnął, a choćby Magdalena uniosła brwi ze zdziwienia.
— Mamo, co się dzieje? — wstała. — Przecież nigdy na niego nie krzyczysz.
Wanda oparła się o zlew i przetarła dłonią twarz.
— Przepraszam, Kubusiu. Po prostu… jestem dziś zmęczona. Nie gniewaj się na starą babcię.
Kuba skinął głową, ale dezorientacja nie zniknęła z jego oczu. Bystry chłopiec. Zbyt bystry.
Wieczorem, gdy Kuba zasnął, Magdalena przysiadła się do matki w kuchni.
— Mamo, może już czas?
— Na co czas?
— No… żeby w końcu rozpakować ten pokój. Dwadzieścia lat minęło. Taty już dawno nie ma, a ty wciąż…
— Ani mi się waż! — Wanda zerwała się tak gwałtownie, iż przewróciła krzesło. — Nie ruszaj tam!
— Mamo, uspokój się. Po prostu myślę, iż to niezdrowe tak żyć. Sama się męczysz.
Wanda podniosła krzesło i usiadła. Dłonie znów się trzęsły.
— Nie męczę się. Tylko… tak mi lepiej. Wiedzieć, iż wszystko na swoim miejscu. Że niczego nie ruszyłam.
— Ale Kuba rośnie. Będzie potrzebował własnego pokoju, gdy przyjeżdża. I co, zawsze będzie spał na kanapie?
— Jeszcze zdąży. Jeszcze mały.
Magdalena westchnęła. Pamiętała ten pokój. Pamiętała, jak wyglądał dwadzieścia lat temu — biurko pod oknem, półki z książkami, wąskie łóżko przy ścianie. I wszędzie ślady życia, które skończyło się za wcześnie.
— Pamiętasz, jak się na ciebie wściekał? — szepnęła nagle Magdalena. — Gdy sprzątałaś u niego w pokoju? Krzyczał, iż ma swój porządek, iż nie wolno niczego dotykać.
Wanda uśmiechnęła się przez łzy.
— Pamiętam. Takim był niezależnym. Wszystko sam, nikomu nie dawał pomagać. choćby brudnych naczyń nie pozwalał wynosić — sam je znosił. Mówił, iż mężczyzna powinien sam po sobie sprzątać.
— Miał tylko siedemnaście lat, mamo.
— Tylko siedemnaście… A wydawał się taki dorosły. Wszystko wiedział, o wszystkim miał zdanie. Pamiętasz, jak się kłócił z ojcem o politykę? Godzinami mógł wywodzić, cytował jakieś dane, statystyki…
Magdalena skinęła głową. Pamiętała swojego młodszego brata — jego śmiech, upór, marzenia. Pamiętała, jak szykował się na studia, jak planował przyszłość.
— Czasem śni mi się, iż tylko gdzieś wyjechał — szepnęła Wanda. — Że jutro wróci, otworzy swój pokój i powie: „Mamo, a czemuś zamknęła? Kluczy zapomniałem”.
— Mamo…
— Wiem, wiem, iż to głupie. Ale łatwiej mi myśleć, iż jest w długiej służbowej podróży. A gdy wróci, wszystko będzie jak dawniej.
Magdalena wzięła matkę za rękę.
— Nie wróci, mamo. A ten pokój go nie przywoła.
— A co go przywoła? — Wanda łkała cicho. — Co mi pomoże zapomnieć, jak leżał w szpitalu? Jak lekarze kręcili głowami? Jak błagałam Boga, obiecywałam wszystko, byle tylko żył?
Magdalena milczała. Co tu powiedzieć? Wypadek był głupi, absurdalny. Bartek przechodził przez ulicę, kierowca nie zauważył go w ciemności. Chłopak przeleżał w szpitalu trzy dni, nie odzyskując przytomności.
— Pamiętasz — odezwała się nagle Wanda — jak uczył mnie lepić pierogi? Mówił, iż źle zawijam brzegi, iż się rozgotują. Sam pokazywał, taki poważny, zPewnego dnia Kuba znalazł na półce stary pamiętnik Bartka i zaczął czytać go na głos, a Wanda, słuchając słów swojego syna wypowiedzianych ustami wnuka, poczuła, iż wreszcie może zacząć żyć na nowo.